Po blisko sześciomiesięcznej przerwie od koncertowania w ojczystym kraju rzeczony Pink Freud powrócił z nowym materiałem. Grupa wyruszyła w trasę kilkunastu koncertów, obejmujących występy w dużych i małych miastach. W czwartek 26 kwietnia formacja Wojtka Mazolewskiego zagrała niesamowity koncert w łódzkiej Wytwórni.
Tegoroczna wiosenna trasa Pink Freud odbywała się pod hasłem Horse & Power, a nazwę swą zaczerpnęła od nowego albumu, który ukaże się już 16 maja. Zgromadzona w klubie publiczność miała okazję wysłuchać nowej płyty formacji na trzy tygodnie przed jej oficjalną premierą. Lider zespołu podczas wieczoru kilkakrotnie podkreślał, iż podczas tej trasy grany jest tylko i wyłącznie nowy materiał. I chyba tak było, bo jedynym odstępstwem od tej reguły była kompozycja „Pierun” z albumu Monster of Jazz. Natomiast z przeróbek innych artystów muzycy wykonali utwór Radiohead – „The National Anthem”, pochodzący z genialnego Kid A. Jak mówił w wywiadach towarzyszących nowemu wydawnictwu Wojtek Mazolewski, materiał z Horse & Power opowiada przede wszystkim o odkrywaniu siebie i swojej osobowości w różnych miejscach. Warto podkreślić, iż kwartet czerpał inspiracje do nowego albumu w najróżniejszych zakątkach świata – od Polskiego Pomorza i Tatr po kraj Kwitnącej Wiśni.
Nowe kompozycje w wersji live prezentują się po prostu znakomicie, aż szkoda, że nie wszystkie zagrane tego wieczoru utwory znajdą się na najnowszym wydawnictwie, ponieważ z ponad trzydziestu utworów, które napisał Wojtek Mazolewski z kolegami, nagrano około dwudziestu... z czego tylko dziesięć znajdzie się na nowym krążku. Z zaprezentowanych na żywo „świeżynek” w pamięć szczególnie zapadła mi „Konichiwa” oraz „Tickets, Buttons and Flyer” i „Zero Ending Story”. Sam występ odbywał się w kameralnej atmosferze, publiczność zasiadła przy kawiarnianych stolikach oraz sofach, specjalnie ustawionych na tę okoliczność w mniejszej sali Wytwórni (jest to miejsce, gdzie zazwyczaj publiczność oczekuje na wejście na koncerty odbywające się w „dużej” sali). Ciężko opisać wrażenia z jazzowego koncertu, ale był to jeden z najlepszych koncertów, jakie widziałem w tym roku. Poza tym zespół dał się poznać publiczności jako grupa przesympatycznych muzyków, a grający tego wieczoru na basie Mazolewski jako wspaniały konferansjer. Ci artyści na pewno zrozumieli, co Frank Zappa miał na myśli mówiąc: „Jazz is not dead, it just smells funny”. Niecierpliwie czekam na kolejny koncert Pink Freud, a póki co przebieram nogami w oczekiwaniu na studyjny materiał Horse & Power.