Gwiazdą wieczoru była stołeczna formacja Believe, która tym występem rozpoczynała niejako promocję swojego najnowszego wydawnictwa DVD, Seeing Is Believing, zawierającego ubiegłoroczny koncert grupy w katowickim Teatrze Śląskim. Nie powinno zatem dziwić, że półtoragodzinny występ muzyków zdominował materiał z tego dysku. Materiał, w którym znaczącą rolę odgrywały kompozycje z ostatniego studyjnego albumu zespołu World Is Round.
Tym razem formacja Mirka Gila zaprezentowała się w nieco okrojonym składzie, bowiem na scenie zabrakło Satomi. W efekcie tegoż grupa, bez łagodzących dźwięków skrzypiec, wypadła zdecydowanie bardziej rockowo i energetycznie. I dlatego pewnie najfajniej zabrzmiały numery mocne i agresywne, takie jak Guru i Cut Me Paste Me. Równie dobrze wypadł Poor King Of Sun, w którym intrygował gitarowo – klawiszowy dialog Gila z Konradem Wantrychem. Ten ostatni zresztą był jednym z bohaterów wieczoru wnosząc sporo zagrywek nieobecnych na studyjnych produkcjach i umiejętnie zagospodarowując przestrzeń po skrzypcach. A tych ostatnich brakowało szczególnie w pięknym What They Want (Is My Life), czy No Time Inside. Były podczas tego występu momenty szczególne: napisany dla perkusisty zespołu Vlodiego Tafela i jemu zadedykowany w ciepłych słowach przez Karola Wróblewskiego, New Hands, oraz zagrany na koniec podstawowego seta Please Go Home, okraszony wspomnieniem przyjaciela zespołu, Roberta Roszaka. Bardzo udany występ nagrodzony gromkimi brawami i… piskiem młodych fanek, które niczym nie ustępowały tym, które szturmowały koncerty Beatlesów w latach sześćdziesiątych :)
Koncert Believe poprzedzili muzycy konińskiego Black Sun, którego znacznej części godzinnego występu, niestety nie dane było mi zobaczyć (polskie drogi i nieustanne ich modernizacje po raz kolejny dały się we znaki i w czasie koncertu sympatycznych koninian przyszło mi zarejestrować wywiad z muzykami Believe, który zresztą już niebawem przeczytacie w naszym serwisie). Nie szkodzi, oglądana przeze mnie końcówka występu potwierdziła, iż zespół bardzo dobrze czuje się w rockowym, delikatnie majestatycznym graniu, podkreślonym wokalnymi interpretacjami Sławomira Pilarskiego, zahaczającymi o poezję śpiewaną. Zadedykowany wspomnianemu już Roszakowi, wzniosły Przebudzony, udanie zwieńczył ich występ.
Sama impreza wypadła bardzo sympatycznie. Dobre światła, przyzwoite nagłośnienie musiały ucieszyć tych kilkadziesiąt osób, które zdecydowały się przybyć na inaugurację Live Stage.