Relacja tego koncertu prawdę mówiąc nie będzie taką jaką spodziewaliby się przeczytać fani zespołu. Anekdoten znam raczej z czterech płyt, słuchanych z ciekawością jednak bez żadnej specjalnej euforii. Koncert tego zespołu jednak był wydarzeniem, które z kronikarskiego obowiązku należy odnotować. Zapakowałem się do ornitoptera aby w możliwie krótkim czasie auto-portować się do grodu słynącego z Kraka, Smoka i RockSerwisu.
Co mnie zdziwiło w samym Krakowie. Żaki absolutnie nie wiedziały gdzie jest Rotunda, mimo że klub mieści się w miasteczku akademickim. W promieniu 300 m od klubu nikt nie był go w stanie wskazać (SIC) ale jak się później okazało deinformacja to lokalna specjalność. Koncert rozpoczął się z lekkim opóźnieniem, jednak playlista w niczym nie różniła się od Bydgoskiej. Rotunda to klub kameralnych rozmiarów, do 500 osób na oko wy się wcisnęło. Nawet znaleźliśmy krzesełka do siedzenia, mimo że koncert był przewidziany na stojąco. Co cieszyło? Organizacja - bezproblemowa. Były dostępne stoiska zarówno organizatora jak i zespołu. Godzina z hakiem grania, 20 minut przerwy i dokończenie + 2 bisy.
To co mnie najbardziej ucieszyło to widok tych ludzi jak oni przeżywają to co grają. Serce się cieszy widząc muzyków, którzy są nieśmiali na scenie, przyjechali zagrać koncert z pasją a nie z gwiazdorstwem. I ta pasja wzbudziła u słuchaczy szacunek. Spontaniczne eksplozje owacji oraz sympatii - bezapelacyjnie - należały się zespołowi.
Pośród dźwięków mellotronu, wiolonczeli i gitarowych mocno zainspirowanych krimsonowskim brzmieniem ukryta była magia tej muzyki. Ta magia sprawiła, że wieczór należał do udanych. Zafascynowała mnie wszechstroność muzyczna zespołu, potrafią się wspaniale dogadać na scenie. Muzyka zespołu należy do gatunku tych najbardziej wyszukanych, jednak miło było spotkać znaczne grono wielbicieli oraz czytelników Caladan, uścisnąć rękę ludziom, których dzielą setki kilometrów i łączy właśnie muzyka.
Czy odleciałem tego wieczoru? Nie. Ale mózg pozostał gdzieś pod głośnikiem. A może odwrotnie - do rana muzyka dudniła mi w uszach.
Raptem po 23 zakończył się koncert .... aby rozpocząć rockotekę, co zaowocowało dość dziwnymi zachowaniami ludzi którzy przyszli na rockotekę. Do części ta muzyka jak widziałem trafiała - z ciekawością posłuchali końcówki i bisów, była też próba dopychania się podchmielonego konesera do mikrofonu, z którego doleciały słowa "Pink Floyd XXI wieku" ze wskazaniem na zespół. I chyba coś w tym było, ponieważ faktycznie można było odlecieć przy tej muzyce. Po samym koncercie zespół znalazł godzinkę dla fanów, za to nasza droga powrotna zamieniła się w błądzenie ....
Co za idiota ustawiał znaki wyjazdowe z A4 !! Ministrze Pol - uważam za bezzasadne pobieranie opłat za przejazd autostradą, z której są źle oznakowane wyjazdy !!!! Godzinę błądziliśmy po śląskich trasach próbują znaleźć zbieżność między wskazaniami mapy a oznaczeniami na drogach .... Jak się okazało lokalne władze są winne tej paranoi.
No cóż - wypada mi tylko wzorem Darka podziękować Piotrowi Kosińskiemu za ściągnięcie Anekdoten do Polski, a samemu zespołowi - za koncert, który zagrali tego wieczoru. Ave!