ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 25.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 26.11 - Warszawa
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 01.12 - Warszawa
- 29.11 - Olsztyn
- 30.11 - Warszawa
- 30.11 - Kraków
- 30.11 - Sosnowiec
- 03.12 - Gdańsk
- 04.12 - Wrocław
- 05.12 - Kraków
- 06.12 - Warszawa
- 04.12 - Poznań
- 05.12 - Warszawa
- 06.12 - Kraków
- 07.12 - Szczecin
- 06.12 - Kraków
- 06.12 - Jarosław
- 07.12 - Dukla
- 07.12 - Warszawa
- 08.12 - Warszawa
- 11.12 - Katowice
- 18.12 - Wrocław
- 01.02 - Warszawa
- 04.02 - Kraków
- 09.02 - Warszawa
- 21.02 - Gliwice
 

koncerty

19.11.2011

TUNE, LEBOWSKI, Łódź, Wytwórnia, 18.11.2011

TUNE, LEBOWSKI, Łódź, Wytwórnia, 18.11.2011
Na kolejny wieczór z szeroko rozumianą muzyką progresywną zaprosiła miłośników nietuzinkowych dźwięków łódzka Wytwórnia. Tym razem na scenie klubu zaprezentowały się dwa zespoły mające za sobą intrygujące debiuty: szczeciński Lebowski i łódzki Tune.

To był mój pierwszy kontakt z muzyką Lebowskiego w koncertowym wydaniu. Zachwycony ich zaskakującym i oryginalnym debiutem zastanawiałem się jak na żywo mogą wypaść ich precyzyjnie przygotowane w studiu pomysły. A wypadły doprawdy zacnie, w czym z pewnością spora zasługa doskonałych warunków, w których przyszło muzykom grać tego piątkowego wieczoru. Studio Wytwórni jest idealnym miejscem do prezentowania muzyki pełnej smaczków i dźwiękowych niuansów. Słychać było pięknie a i publiczność – niezwykle ważki element spektaklu – wyjątkowo dopisała. Dobry wieczór pięknym paniom, dobry wieczór przystojnym panom – zaczął szarmancko grający na gitarze Grzegorczyk i… rozpoczęli dokładnie tak jak na albumie Cinematic, od Trip To Doha. Zaraz potem pojawił się Aperitif For Breakfast (O.M.R.J) oraz mój ulubiony numer tytułowy, w którym wsamplowanym głosom wybitnych polskich aktorów, towarzyszyły czarno – białe ich zdjęcia prezentowane na ogromnym, znajdującym się za plecami muzyków, ekranie. Ciekawe wizualizacje sekundowały zresztą muzykom podczas całego półtoragodzinnego koncertu, klimatycznie dopełniając muzykę. Można nawet powiedzieć, że ich instrumentalne granie było swoistą ścieżką dźwiękową do obrazów i filmów przedstawianych na ekranie.

Ze wspomnianego już albumu zabrzmiały jeszcze choćby Iceland i Encore. Ten ostatni pojawił się tuż po Berlinie, w związku z czym Grzegorczyk zapowiedział go dosyć dowcipnie: zrobiło się międzynarodowo, to może teraz zrobimy to po francusku (w kompozycji Encore wykorzystane są fragmenty francuskiego Le pacte des louis – przyp. MD). Najbardziej musiały jednak cieszyć rzeczy, których na Cinematic nie ma. O Berlinie była już mowa; do tego artyści zaprezentowali bardzo mocny i gitarowy, zupełnie odstający od debiutu Riff (Split Universe), Slightly Inhuman, stworzony pod wpływem recenzji pewnego amerykańskiego dziennikarza i jemu, nieco złośliwie, zadedykowany, Romeo & Juliet, wielowątkowy, rozbudowany i mocno orientalny numer Ivo Jima oraz kończącą całość Kulę. Nie tylko ze słów muzyków, ale i z tego co można było usłyszeć ze sceny wynikało, że drugiej części Cinematica na kolejnym krążku nie dostaniemy. Widać, że artyści poszukują nowego wyrazu dla swojej muzyki – w dalszym ciągu jednak instrumentalnej, wielobarwnej, pełnej smutnych emocji.

Tune rozpoczęło niewiele chwil przed wpół do dziesiątej. Śpiewający Jakub Krupski powiedział dosyć krótko: cześć, jesteśmy Tune i zagramy wam naszą płytę Lucid Moments od początku do końca. I tak było. Zaczęli od Depended, a skończyli na Dr Freeman. Na bis powtórzyli dwa kawałki i pozostawili naprawdę solidne wrażenie. Widziałem ich już po raz drugi i muszę przyznać, że artyści dokonali potężnej zmiany w swoim wizerunku scenicznym. To w dużej mierze zasługa wspomnianego Krupskiego, którego sceniczna kreacja (łącząca cechy zawadiackiego Jamesa Deana i charyzmatycznego Jima Morrisona), pełna ekspresji oraz sporych umiejętności aktorskich i wokalnych, musiała się podobać. Muzycy dołączyli ponadto do swojego występu elementy dramy (w kompozycji Dimensions Krupski, siedząc na scenie, zagrał w szachy z perkusistą Wiktorem Pogodą). Dziś nie widać już po muzykach debiutanckiej bojaźliwości, jest pewność i świadomość swoich dźwięków. Już tylko gwoli dziennikarskiego obowiązku przypomnę, że spora siła ich muzyki tkwi w połączeniu rocka z dźwiękami akordeonu, kreowanymi przez Janusza Kowalskiego – zresztą siedzącego gdzieś z boku sceny w ciemnych okularach i z charakterystycznym nakryciem głowy. Łodzianie przyjęli ich ciepło, widać było nawet, iż niektórzy śpiewają ich piosenki. I tak trzymać.

 

Zdjęcia:

Tune, Łódź, Wytwórnia, 18.11.2011 Tune, Łódź, Wytwórnia, 18.11.2011 Tune, Łódź, Wytwórnia, 18.11.2011 Tune, Łódź, Wytwórnia, 18.11.2011 Tune, Łódź, Wytwórnia, 18.11.2011 Tune, Łódź, Wytwórnia, 18.11.2011 Lebowski, Łódź, Wytwórnia, 18.11.2011 Lebowski, Łódź, Wytwórnia, 18.11.2011 Lebowski, Łódź, Wytwórnia, 18.11.2011 Lebowski, Łódź, Wytwórnia, 18.11.2011 Lebowski, Łódź, Wytwórnia, 18.11.2011 Lebowski, Łódź, Wytwórnia, 18.11.2011 Lebowski, Łódź, Wytwórnia, 18.11.2011 Lebowski, Łódź, Wytwórnia, 18.11.2011
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
Picture theme from Riiva with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.