Z zapowiadanej trasy kolorów jesieni nie odbył się żaden występ, ale firma Electrum Productions nie poddała się. Tym razem zamiast 7 mamy trasę dla dwóch zespołów Mirka Gila, gościnnie zabierając dwa lubelskie: Loom oraz Acute Mind. Łódzki koncert odbył się w składzie Mr Gil, Loom oraz Believe, jednakże w innych miastach zamiast Loom można było zobaczyć Acute mind.
Zamiast godziny 19 – występ rozpoczął się z godzinnym poślizgiem. W Luce – łódzkim klubie w miejscu dawnego kina przy ulicy Zgierskiej zgromadzili się w większości dawni fani zespołu Collage oraz miłośnicy łagodnych dźwięków Believe. Wieczór rozpoczął się od występu Mr Gil – promującego swój najnowszy krążek „Light and Sound”. Sekcja muzyczna w składzie gitary akustycznej, wiolonczeli, instrumentów klawiszowych oraz niesamowitego głosu wokalisty – Karola Wróblewskiego, wypełniły salę ciepłym akustycznym brzmieniem. Kompozycje z najnowszego albumu miło brzmią w takim instrumentarium, zwłaszcza że oryginalnie także były przygotowane pod skrzypce i w takiej formie wykonane na albumie. Tym razem uwagę zwróciła bardzo ciepła gra nowego muzyka w sekcji Mirka – Konrada Wantrycha. Jak się okazało ten utalentowany pianista dołączył także do projektu Believe, wnosząc brakujący w tamtym zespole element klawiszowy. Występ Mr Gil to bardzo udane połączenie akustycznego, kameralnego grania ze świetnym materiałem z tej płyty, wcześniejsze kompozycje jednak nie nabrały brzmienia. To, czego brakowało to jakiegoś nawiązania choćby do Nine songs of John Lennon ... Choćby jednego utworu.
Po dosyć krótkim występie i przerwie na scenie usadowił się lubelski Loom. To początkujący zespół, na koncie mają jeden dopiero wydany krążek i w sumie nie miałem okazji spotkać go wcześniej. Płyta nie należy do szczególnie dynamicznych, zespół bardziej stara się możliwe eksplorować okolice paru brzmień nie chcąc nawet uciekać w żywsze akordy czy dynamiczniejsze momenty. Salę zalała ponad godzina nostalgicznych nutek , pełnych plam klawiszowych, zbyt naładowanych pogłosem gitar i ciekawego, charakterystycznego głosu wokalisty. Pierwsze co się narzuciło to brak przygotowania koncertowego. Występ zespołu był nienaganny, ale czegoś w nim brakowało, tego lwa scenicznego.
Po kolejnej przerwie znów powrócił Mirek z obsadą Believe w składzie już z Vłodim na instrumentach perkusyjnych, Przemkiem na basie i tą śliczną dziewczynę na skrzypcach w zastępstwie Satomi, której imienia już zapomniałem. Zabrzmiały pierwsze takty i .... jaka odmiana. To już nie ten sam zespół, który ponad rok temu miałem okazję oglądać we wrocławskim „Od zmierzchu do świtu”. Konrad zmienił kompletnie jego brzmienie, doszły niesłyszane brzmienia hammonda i mellotronu. Wespół z Karolem i jego bardzo ciekawymi pomysłami na prezentację sceniczną mocno ożywili zespół. Jakoś mam dziwne wrażenie że zeszłoroczny występ zbiegł się z jakimś kryzysem w zespole, tym razem artrockowy diament lśnił pełną barwą. Karol rozpoczął występ paradując z megafonem pośród publiczności, bardzo umiejętnie łączył możliwości jakie daje megafon ze śpiewem. Mirek za to jako kierownik projektu schował się kompletnie za głośnik, nie było go widać – dał pole manewru Karolowi nie wchodząc ani chwilę przed wokalistę. Kogoś Wam to nie przypomina?
Karol przekazał dwie ważne dedykacje – jedną Markowi, drugą Vłodiemu. Z tego tytułu był to dosyć ważny koncert, zwłaszcza dla osób w Łodzi związanych z fanklubem zespołu Collage, którzy możliwie licznie stawili się na koncercie. Markowi pośmiertnie zadedykował „7 days”. Wszyscy z zapalonymi świeczkami w klubie stali podczas tego utworu, Mirek na scenie dał najenergiczniejsze solo w swojej muzycznej historii.
Nowe brzmienie Believe bardziej przemawia, na pewno będzie to zmiana od dawna oczekiwana przez wielu fanów artrockowego grania. Już nie ma tego grunge’owania – jest porządne rasowe rockowe brzmienie.
Mam jednak zastrzeżenia do osoby dbającej o wizualną stronę koncertów. Mianowicie - te kolorowe fraktale wzorem z komputerowych grajków podczas koncertów to absolutnie zły pomysł. Tak samo jak zalanie sceny światłem w kolorze czerwonym nie wiem do czego miało prowadzić, ale to kompletnie zły pomysł.