Od wydania albumu Towards The Light upłynęło już parę lat, podczas których artystom nie było raczej z górki. Na szczęście wszystko w ich obozie zaczyna wracać na właściwe tory. Pod zmienioną nazwą, w lutym, zagrali kilka koncertów, w tym retransmitowany na antenie występ w bydgoskim Radiu PiK. Ten pszczyński, kończył jak na razie, krótką sceniczną serię, pokazując kapelę odmienioną, z dużym potencjałem i z ciekawą muzyczną ofertą.
Występ w niewielkiej Pszczynie wcale nie był przypadkowy. To z niej wywodzi się najnowszy nabytek grupy – gitarzysta Wojciech Kościelny. Muzyk, który zastąpił jednego z założycieli zespołu – Zbyszka Marczaka – wniósł do grania Figuresmile nieco inności, o czym zresztą będzie jeszcze czas napisać.
Pszczyńska Stodoła nie jest idealnym miejscem do grania rockowych koncertów. Stodolniany dach zderza się w niej z „gotycką”, nieotynkowaną cegiełką, dyskotekową kulą wiszącą nad głowami artystów i stolikami pomieszczonymi na piętrze, pozwalającymi obserwować poczynania muzyków z góry. Gdy dodamy do tego całkiem bliskie sąsiedztwo tutejszego... cmentarza, przyznacie, iż kwartet czekała dosyć ciekawa, koncertowa przygoda.
A jednak się udało. Trwający niespełna półtorej godziny set pokazał grupę z jak najlepszej strony. Artyści postawili oczywiście na nowy materiał z nagranej, jednak jeszcze nie wydanej, płyty In Between. To on zdominował pierwszą część występu. Słuchając chociażby kompozycji tytułowej, trudno już mówić o Figuresmile, jako o polskim Tool (jak to w wypadku Three Wishes bywało). Code Of Death, Marks Of Sin, All Nights Mother, Let’s Rush Out, czy Under My Eyelids uwidoczniły w muzyce formacji sporą różnorodność, wielowątkowość i, co bardzo istotne, dużą dozę ciekawej melodyki. Wiem, że sami muzycy stronią od tej łatki – ale nietrudno zauważyć także w ich nowych dźwiękach elementów stricte progresywnych (interesujące gitarowe sola, czy brzmiące nieco symfoniczne, smyczkowe podkłady). Niewątpliwie, sporą rolę w tej stylistycznej zmianie ma - niejako piąty członek załogi Figuresmile – Rafał Gładysz. To on podczas całego koncertu odpowiadał za wszelkie elektroniczne aranże. Z drugiej strony, wspomniany Kościelny, dołożył do grania kapeli trochę „rockowo – hendrixowego” pazura (w pewnym momencie popisał się nawet solówką w stylu Mistrza Jimiego). No i jest wreszcie więcej akustycznej gitary.
Miłośnicy 3W także nie mogli narzekać. W drugiej części koncertu muzycy powrócili do swojej historii odgrywając najstarszy tego wieczoru Worms oraz One Of Them, przejmujący Will I Die (to chyba w nim wokalista Krzysztof Borek wspomógł, podczas gitarowego popisu, Kościelnego, obsługując gitarowy efekt) i największy ich „hit” – Only Reason. Fajny wieczór, pozostaje już tylko czekać na nowy album.