ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

02.01.2011

ULVER, Warszawa, Palladium, 18.12.2010

ULVER, Warszawa, Palladium, 18.12.2010 Nie widziałem Ulver nigdy wcześniej na żywo, a muszę przyznać, że jest to chyba obecnie mój ulubiony muzyczny projekt spośród wielu ciekawych, funkcjonujących na scenie (nazwijmy ją) alternatywnej. Od lat bezkompromisowo tworzą w zaciszu norweskich lasów (ostatnio w Londynie) muzykę wypływającą tylko i wyłącznie z ich duszy, serc, emocji. Bez jakiegokolwiek patrzenia na obecne trendy, oczekiwania fanów, czy zdanie krytyków. Nie spieszą się z wydawaniem nowych albumów, ale jeśli już coś przygotują, to możemy być pewni, że będzie to coś skrajnie szczerego, bogatego i niepospolitego - jakkolwiek byśmy nie nazwali ich stylu (od ambientu, przez emocjonalną elektronikę, industrialne eksperymenty i avant-gardowy folk).

 

Tym bardziej ucieszyłem się, że kilka lat temu (dokładnie na początku 2009, a może wcześniej) Norwegowie przełamali się i podjęli decyzję o graniu koncertów. Bądź co bądź, ich muzyka doskonale pasuje na wieczorne muzyczne psycho-wernisaże, w obecności różnego rodzaju świrów pod sceną. Na pierwszy koncercie w Polsce (Kraków 2010) nie udało mi się być, jednak tym razem nie odpuściłem. Co warte podkreślenia, warszawski występ był bardzo ekskluzywny, bo pierwszy i ostatni w okresie od wakacji do końca 2010 roku. Widocznie widzieli w oczach polskich fanów nutkę tego szaleństwa i otwartości, które są konieczne, aby smakować w pełni muzykę Norwegów. Od przyszłego roku Ulver planuje nieco ograniczyć się z koncertami, do dwóch bloków (jeden przed, drugi po wakacjach – pierwsze daty są już dostępne). Biorąc pod uwagę długo oczekiwany nowy album, który zapewne otrzymamy na początku 2011 roku, możemy liczyć na nową koncertową tracklistę i nowe wizualne koncepty. Tylko jakość się nie zmieni, pozostając na najwyższym szczeblu.


Wracając do przedświątecznego show w klubie Palladium, od samego początku dało się odczuć „inność” występu Ulver od wszelkich metalowych, rockowych czy innych tras/koncertów/festiwali. Długo przed wejściem na scenę, panowie stali sobie jak nigdy nic przed głównym wejściem do klubu, racząc się alkoholami, wdychając warszawskie mroźne powietrze, rzucając okiem na przybywających fanów. Kto chciał, mógł podejść, pogadać, napić się. Obserwując obecnych tego dnia na sali ludzi, można było zobaczyć cały przekrój społeczeństwa. Różny wiek, różna płeć, różne stroje i kultury. Wspólna pasja do dobrej muzyki, zero subkulturowego obciachu. Po prostu koneserzy.

Zaproszone specjalnie na ten koncert polskie supporty, czyli Proghma-C i Blindead, zaprezentowali dość ciekawą, pokręconą mieszankę gatunków sludge, doom metal, progressive, experimental. Wszystko okraszone miażdżącym, ciężkim, gitarowym brzmieniem. Szczególnie ci drudzy, grając materiał z nowej płyty, wywołali bardzo ożywioną reakcję publiczności. Zresztą byli tacy, co przyszli szczególnie na tą pierwszą część koncertu. Kolejny wystąpił Christian Fennesz, czyli postać bardzo znana, przynajmniej wśród kręgu osób miłujących się w eksperymentalnym połączeniu ambientowych plam i elektronicznych trzasków. Ten prawie 50-letni muzyk, kompozytor i improwizator austriacki, to jedna z czołowych postaci sceny elektronicznej końca lat 90-tych i początku XXI wieku, a zasłynął szczególnie swoim albumem „Endless Summer”, który przez w/w fanów uważany jest za klasykę europejskiego grania. Przyznam szczerze, że miłuje ambient chyba jak żaden inny gatunek, i w moim życiu słyszałem już o wiele ciekawsze rzeczy, niż twórczość Fennesza. Zwłaszcza, że aby taka muzyka dobrze „wchodziła” na żywo, potrzeba wytworzyć specjalną atmosferę, a i publika musi być wyselekcjonowana, osłuchana i ekstremalnie wyczulona na płynące dźwięki. Czy udało się to osiągnąć podczas tego 40 minutowego występu? Mam wątpliwości.

 

Wilki zaczęły w miarę punktualnie, bez zbędnego gwiazdorstwa, z nutką tremy i niepewności. Zagrali doskonale znany, prezentowany przez poprzedni rok set. Muzyce towarzyszyły oczywiście filmy i obrazy, pojawiające się na olbrzymim telebimie. Koncert bez dwóch zdań spełnił oczekiwania, szokował kiedy trzeba, w innym miejscu wprowadzał w rytmiczny trans. Tego nie da się nawet teoretycznie opisać słowami, najlepiej po prostu zobaczyć i poczuć samemu. Jako że był to mój pierwszy kontakt na żywo z Garmem i spółką, szczególne wrażenie wywarły na mnie kawałki z „Blood Inside” (dynamika i SIŁA!) oraz „Perdition City”. Ten ostatni klasyk z 2000 roku, prezentowany jest dotychczas bardzo oszczędnie, a jestem niemal przekonany, że gdyby go trochę przearanżować i grać w całości, byłby koncertowym opus-magnum Ulvera. Nie jest zresztą wykluczone, że już niedługo tak się stanie. Dobór utworów to chyba jedyna rzecz, jaka uwiera moją duszę po występie. Oni mają takie cholerne bogactwo niesamowitych dźwięków, że można by wymyśleć 3 pełnowartościowe sety, z pasującymi wizualizacjami. Choćby rzeczy z „Metamorphosis”, „Lyckantropen Themes”, „A Quick Fix Of Melancholy”, czy wspomniane “Perdition City”. Cóż, wszystko przed nami. Ulver ma dopiero 2-letnie doświadczenie w graniu na żywo, jestem pewny, że jak rozwiną i wzbogacą swój koncertowy styl, zostaniemy zgwałceni przez uszy.

 


Piekielny występ, ale może być jeszcze lepiej.

 

Setlista:
01 - Eos
02 - Let The Children Go
03 - Little Blue Bird
04 - Rock Massif
05 - For The Love Of God
06 - In The Red
07 - Operator
08 - Funebre
09 - Silence Teaches You How To Sing [excerpt]/ Lyckantropen Theme 2
10 - Plates 16-17
11 - Hallways Of Always
12 - Death From England
13 - Porn Piece Or The Scars Of Cold Kisses
14 - Like Music [with Fennesz]
15 - Not Saved [with Fennesz]

 

Foto: Mordimer, http://mordimer.wordpress.com/
 

Zdjęcia:

ulver_koncert_02 ulver_koncert_03 ulver_koncert_04 ulver_koncert_05 ulver_koncert_06 ulver_koncert_07 ulver_koncert_08 ulver_koncert_09 ulver_koncert_10
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.