ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

01.06.2003

Peter Gabriel, Growing Up Tour, Poznań, Stadion "Lecha", 30.05.2003

Zupełnie nieobiektywnie i na klęczkach :)

To nie będzie relacja z koncertu. To będzie raczej zbiór luźnych mysli, które od kilkudziesięciu godzin łomoczą mi w głowie. Wrażenia z koncertu, który nie tylko dla mnie okazał się najwspanialszym momentem życia.

Najpierw pochwała dla Poznania. Za pogodę :) i za to, że na dworcu przyjezdnych fanów witały dziewczyny z pewnej gazety, informujące jak dojechać na stadion, rozdające mapki i plakaty oraz darmowe bilety MPK. Niby mała rzecz, a jak miłe wrażenie. Nieco mniej miłe wrażenie sprawili panowie bramkarze przy stadionie, dość bezceremonialnie wyrywający ludzion butelki z napojami...ale wiadomo, sponsor też chce zarobić :) A potem tylko dostać się do sektora i... była dopiero 18:30. No nic, stadion powoli się zapełniał, słońce zachodziło. Około 20:00 na scenę wyszedł siwawy pan i zapowiedział support.

Ja wiem, że trudno jest grać przed Peterem Gabrielem. Ta panienka z zespołu Goya też to wiedziała. Pewnie dlatego zespół grał tylko (AŻ!!) 20 minut, dla wszystkich chyba o 20 minut zbyt długo. Muzyka? Ot takie bezpłciowe funky-disco granie z wrzaskliwym wokalem i koszmarnie fałszującymi chórzystkami. Krzyżyk na drogę i unikać jak zarazy :) Goya zeszła, słońce zaszło światła na scenie zgasły i punktowiec wydobył...

...JEGO!!!! Chyba się nie spodziewał takiego aplauzu... "Dobry wieczór" i zaczął grać..."Here comes the flood...we will say goodbye to flesh ans blood...". Tak zaczyna każdy koncert na trasie. Tą jedną ze swoich najpiękniejszych piosenek. Wzruszenie, cały stadion śpiewa refren, jeszcze nie dowierzamy własnym oczom, nie, to się nie dzieje naprawdę... Potężny "Darkness" jak cios - TO się dzieje NAPRAWDĘ!!! Na scenie już zespół, ognista wersja tego kawałka. "Dziękuję. Dziś zaprezentujemy wam mieszankę utworów starych i nowych - ten jest starszy. Pochodzi z czasów, gdy deszcz był czerwony". Znów radosny ryk publiczności, wszyscy śpiewamy "red rain is coming down all over me"! Fantastyczne, jak ten numer oddziaływuje na mnie - widzę też, że na moich sąsiadów działa identycznie, jesteśmy jak w transie, już nas kupił i zniewolił - zresztą nikt się przed tym nie bronił, wręcz przeciwnie! A tu już "Secret World" w pięknej wersji, Garbiel dużo opowiada przed każdą z piosenek, tłumaczy na polski Piotr Kaczkowski, skromnie schowany gdzieś za kulisami... Potem set z nowej płyty i "OvO" - "Sky Blue" (ciary!), "Downside Up", "Barry Williams Show" ("kiedyś mówili : jesteś tym co jesz i jak się ubierasz, dziś mówią : jesteś tym, co oglądasz") i "More Than This" (ludzie śpiewali to gdy wywoływali PG na bis :) ). A potem... A potem miałem moment największego wzruszenia na tym koncercie. "Wyobraźcie sobie rzekę, a na niej łódkę. Na łódce siedzi młoda, piękna kobieta - to poetka, bardzo utalentowana osoba, nazywa się Anne Sexton". "Mercy Street", najpierw a capella na siedem głosów a potem w przecudownej wersji. Chyba nie tylko mnie po policzku popłynęła w tym momencie łza... I znów szaleńczy aplauz, Gabriel i spółka intonują "Digging In The Dirt" - ileż niesamowitej energii, ileż negatywnych emocji siedzi w tym numerze. W każdym razie gdy wywrzaskiwaliśmy "this time you've gone too far!!!", każdy z nas wyobrażał sobie kogoś, kogo nienawidzi z całego serca. Jak zbiorowy seans jakiejś dziwnej terapii, fascynujący ale i przerażający zarazem.

Ktoś narzekał, że Gabriel nie przywozi do Poznania całego swojego spektaklu. W "Growing Up" mieliśmy mały pokaz tego, co dzieje się na scenie podczas standardowego show Petera - oto "orange people" ("bez nich ten spektakl w ogóle nie doszedłby do skutku!") wtaczają na scenę wielką, przezroczystą gumową kulę z Gabrielem uwięzionym wewnątrz (na innym koncercie podsumował to "kiedyś miałem chomika i on też miał taką samą kulę, co dowodzi, że jestem tak samo inteligentny, jak chomiki" :) ). Skakał w niej po scenie, śpiewał, kicał razem z Tony Levinem, turlał się... Zbierałem szczękę z murawy stadionu. What a SHOW! "Ostatnimi czasy wielokrotnie przeprowadzałem eksperymenty dotyczące muzykalności małp człekokształtnych. Wszak tylko 1,6% DNA różni je od ludzi, jesteśmy więc swego rodzaju rodziną, kuzynami. Tyle, że ludzie to bardzo arogancka rodzina". "Animal Nation" - nie napiszę, że wspaniale wykonane, bo to truizm :) Po tym utworze nastąpiło przedstawienie muzyków. "Oto po raz pierwszy z nami wspaniała tancerka i czasami klawiszowiec - Racheeeel Z.!". "Z tym człowiekiem znam się od lat, ale jak dotąd służył mi wyłacznie pomocą studyjną. teraz dał się wyciągnąć na trasę. Oto wspaniały multiinstrumentalista Richard Eeeevans!". "Ten tam, ledwie go widać - też pierwszy raz z nami. Wielbiciel psów husky i wspaniały perkusista Geeed Lyyynch!". "A tę panią znam...hmm...całe życie. No, dobrze, upoważniła mnie, żebym wam zdradził sekret - to moja córka Meeeelaniee!". "A z tym facetem...gdzie on jest, schował się...O, tu jesteś. Na gitarze David Rhoooodes!!". "Z nim z kolei znam się od tamtych czasów w Montrealu, gdy nagrywałem swój pierwszy album. Wierzcie, lub nie, ale obaj mieliśmy wtedy bujne czupryny! Oto najsłynniejszy łysol showbussinessu, cesarz gitary basowej Toony Leviiiin!". Każde z nazwisk wyśpiewał na melodię "Animal Nation" - a my z nim, a co! :)

Lekkie, zwiewne, niemal folkowe nutki, wszyscy krzyczą i klaszczą. Jego pierwszy przebój z jego pierwszej płyty. Ktoś nie zna? Leci to tak "climbing up the Solsbury Hill / I can see the city lights / wind was blowing time stood still / eagle flew out of the night". Tak jak w refrenie, serce waliło mi "bum,bum,bum!" :) Co dalej, Peter? A dalej wizytówka płyty "So"! Te dęciaki, któż ich nie zna? "I wanna be your SLEDGEHAMMER!" i te tysiące rąk w powietrzu młócących zapamiętale. Więcej, jeszcze! I dostaliśmy - kapitalną wersję "Signal to noise". Genialny numer, podczas którego muzycy jeden za drugim schodzili ze sceny aż został tylko perkusista. Nabijał przez minutę - dwie rytm i nagle zamilkł, zgasło światło. Wśród dzikiego aplauzu skończyła się podstawowa część koncertu.

Nie dał się wywoływać zbyt długo, chyba sam był poruszony tak gorącym przyjęciem. Czy spodziewał się, ilu wiernych ma tu fanów? I jak długo na Niego czekaliśmy? Jeśli nie - to teraz miał dowód. I docenił to najpiękniej, jak potrafił. "Dziękuję bardzo". Wyszedł i zaśpiewał "In Your Eyes". Zrobiło się pięknie i bajkowo. Rozśpiewany tłum, radośni muzycy na scenie, Gabriel dyrygujący publicznością.... Znów zszedł ze sceny. Wiemy, że wróci. Nie spodziewamy się tylko tego, co nastąpi...

Perkusista nabija plemienny rytm. Nie używa blach tylko bębnów. "Biko?" - szepcze ktoś obok mnie. Z niedowierzaniem. "BIKO!!!!" wrzeszczymy nagle, szok, radość - "To specjalnie dla was, po raz pierwszy na tej trasie". Słowa znane na pamięć, zdzieramy gardła "september seventy-seven, Port Elizabeth, weather fine, it was bussiness as usual in police room six-one-nine". Zapalniczki w górze, morze światła, wzruszenie ściska gardło - ależ cudowny prezent! "Dedykuję ten utwór wszystkim bojownikom o prawa człowieka na całym świecie, a przede wszystkim dedukuję go Stevenovi Biko, który w walce o te prawa poświęcił życie". Magiczne zakończenie, gdy zeszli ze sceny, stadion przez chwilkę oniemiał, a potem oszaleliśmy. Dziki tumult, aplauz, "we love you, Peter!". Wyszli, ukłonili się, zaskoczeni i szczęśliwi "Dziękuję i...Do zobaczenia!". Trzymam Cię za słowo, Peter. I dziękuję. Dałeś mi najwspanialszy koncert jaki w życiu widziałem i którego chyba nic nie będzie w stanie przebić. I chyba nie tylko ja wyszedłem w noc jakiś...odmieniony. Lepszy. Szczęśliwszy.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS ArtRock.pl na Facebook.com
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.