Czym się różni intymny występ klubowy od stadionowego, to chyba każdy koncertowy bywalec wie. Bliskość sceny, muzycy na wyciągnięcie dłoni, magiczny klimat, szczerość wyrazu, a przede wszystkim brzmienie – zazwyczaj drobiazgowe, o wiele lepsze niż na „masówkach”. Warszawska „Proxima” do takich rzeczy nadaje się bardzo dobrze – i mówię to jako mieszkaniec tego miasta, i częsty gość tego klubu od wielu lat. Spełnia on nie tylko rolę dobrego miejsca do clubbingu, do obejrzenia meczu, czy eksploracji baru, ale także od dawna gości wielu artystów grających live. Oczywiście ma też swoje wady, takie jak kiepska klimatyzacja czy miniaturowa, wręcz klaustrofobiczna scena. Trzeba szczerze przyznać, że zostały one wyeksponowane na niedzielnym koncercie Anathemy. Klub po prostu pękał w szwach – fani stali gdzie tylko się dało, od szatni, przez ladę baru, aż po właściwą część sali. To tylko świadczy o tym, jakim powodzeniem cieszy się u nas muzyka Brytyjczyków.
Opnie po koncercie są różne – przeważa jedna: był to najlepszy koncert Anathemy w historii ich występów w Polsce. Zresztą sami muzycy wyrażali takie zdanie (co innego, że mówili to samo również następnego dnia w Krakowie). Nie często trafia się set złożony z … 30 utworów. Koncert trwał dobrze ponad 2 godziny, jednak stłoczonym pod sceną fanom wcale to przeszkadzało. Panowie skupili się przede wszystkim na promocji nowego albumu, który sprytnie przerywali pogrupowanymi utworami ze starszych płyt – przede wszystkim „A Natural Disaster”, „Judgement” i „Alternative 4”. Pojawiły się także numery z „A Fine Day To Exit”, oraz ze starszych albumów (zabrakło tylko czegoś z „The Silent Enigma”). Można było zapoznać się z całym katalogiem zespołu, oraz usłyszeć największe hity. Tyle obiektywizmu. Subiektywnie uważam występ za bardzo udany, z pewnymi zastrzeżeniami.
Na początku trzeba powiedzieć o dobrym brzmieniu. Oczywiście, jak zwykle punkt słyszenia zależy od punktu siedzenia (a raczej stania), dlatego jak wielu fanów, tak wiele opinii w tym względzie. W miejscu w którym stałem, słychać było wszystko bardzo dobrze, klarownie i bardzo głośno. Tylko w niektórych bardziej dynamicznych momentach były drobne problemy z perkusją, a dokładniej z zagłuszającymi i zlewającymi się w całość talerzami. Panowie prezentowali się bez zarzutu, obyło się bez wpadek, zagrali bardzo profesjonalnie, tak żeby każdy wiedział, że ma przed sobą wyjadaczy z wieloletnim stażem. Atmosfera była bardzo dobra, szczytowe momenty szaleństwa przypadały na „Deep”, „Forgotten Hopes”, „Lost Control”, „Empty”, „Sleepless”, czy „Fragile Dreams”, czyli największe klasyki Anathemy. Osobiście mnie najbardziej urzekły wykonania nowszego materiału, tego z XXI wieku (jestem wielkim fanem tych albumów). Wyróżnić tutaj można dynamiczne „Thin Air”, „Summernight Horizon” i „Picnic”, oraz subtelne, spirytualne, niesamowicie klimatyczne „Closer” i „A Natural Disaster”. Można czuć lekki niedosyt po kontakcie zespołu z publicznością, a właściwie po braku większej interakcji. Najbardziej starał się Danny, szalejąc na scenie, padło także staropolskie „kurwa mać”, ale oczekiwałem chyba troszkę więcej.
Na koniec wspomnieć należy także o supportach, bo Anathemę poprzedzali Anneke van Giersbergen i Petter Carlsen. O ile ten drugi zanudził mnie banalnymi, zlewającymi się w nudną całość, akustycznymi romansidłami rodem z telewizyjnego „Idola”, o tyle Anneke zawsze jest miło zobaczyć (szkoda że już bez The Gathering). Mimo wielu wpadek technicznych, z których zresztą pięknie wybrnęła swoją uroczą nieporadnością, przygotowany akustyczny set mile przygotował na główną gwiazdę, przypomniał mi także o wielu Gatheringowych klasykach, które bardzo cenię.
Podsumowując - bardzo udany koncert, potwierdzający klasę zespołu i powrót z nowym, świetnym materiałem studyjnym. Na pewno nie pierwszy i ostatni raz. Do zobaczenia.
Anathema, Anneke van Giersbergen i Petter Carlsen
Niedziela, 3 października 2010
Warszawa, Proxima
1. Thin Air
2. Summernight Horizon
3. Dreaming Light
4. Everything
5. Balance
6. Closer
7. A Natural Disaster
8. Angels Walk Among Us
9. Presence
10. A Simple Mistake
11. Deep
12. Pitiless
13. Forgotten Hopes
14. Destiny Is Dead
15. Shroud of False
16. Lost Control
17. Destiny
18. Empty
19. Panic
20. Temporary Peace
21. Flying
22. Get Off, Get Out
23. Universal
24. Hindsight
Encore:
25. Are You There?
26. Wish You Were Here (Pink Floyd cover)
27. Parisienne Moonlight
28. Sleepless
29. One Last Goodbye
30. Fragile Dreams