W tym roku festiwal trwał 3 dni, od piątku do niedzieli, ale jeśli ktoś przyjechał w czwartek, mógł wieczorem pobawić się w klubach na imprezach oprowadzonych przez DJ-ów.
Piątkowe koncerty są taką jakby rozgrzewką, odbywają się na wewnętrznym dziedzińcu zamkowym, na mniejszej scenie. Mniejsza scena - gorsza muzyka? Nic podobnego. Pomimo wczesnej pory występu, gwiazdą piątkowego wieczoru był Żywiołak, zespół raczej nie kojarzony ze sceną gotycką, aczkolwiek (o ile można tak napisać) należący do offowego mainstreamu. Dali naprawdę świetny koncert, i nawet udało im się zagrać dodatkowy utwór. Wydaje mi się, że koncert ich zgromadził największą ilość widzów tego wieczoru.
Drugim świetnym koncertem według mnie był akustyczny występ Faith and the Muse. Bębny, skrzypce i wokal Moniki Richards. Utwory zespołu, mimo tak okrojonej aranżacji, brzmiały bardzo ciekawie. Gwiazdą wieczoru był jednak zespół Qntal. Niestety z zespołu na zespół rosło opóźnienie i formacja zaczęła grać prawie o wpół do trzeciej w nocy, więc tylko zrobiłem kilka zdjęć i udałem się na nocleg do kwatery.
Drugiego dnia pojawiłem się na zamku już po rozpoczęciu koncertów, na scenie właśnie wygrzewał się Teatr Wampirów, a za chwilę na nią wszedł jeden ze znanych zespołów z Leeds - Cassandra Complex. Zagrali bardzo dobry koncert, zespół świetnie się trzyma jak na 30-latka. Ale jak dla mnie najciekawszym koncertem był występ “super-grupy” The Eden House. Brzmienia zespołu nie da się określić jednym słowem. Jest to połączenie folku, rocka, także gotyckiego. Zwłaszcza skrzypce dodają tej muzyce miłego smaczku, a głos Moniki Richards znowu doskonale wpasowuje się w te kompozycje.
Gwiazdą sobotniego wieczoru był niemiecki zespół muzyki elektronicznej And One. Przed występem odgrodzili się od publiczności wojskową siatką maskującą, ale po pierwszych dźwiękach kurtyna opadła i oczom naszym ukazał się zespół... ubrany w wojskowe mundury. Po usłyszeniu kilku pierwszych utworów dałbym głowę, że na scenie gra cover-band z całkiem nieźle poruszającą się podróbką Dave’a Gahana - Steve Naghavi zresztą nie kryje swych fascynacji angielskim zespołem, a i po chwili zespół pokazał, że również potrafi komponować i to z całkiem niezłym skutkiem - publiczność doskonale się bawiła, a nawet udało się nakłonić lidera do narzucenia na ramię polskiej flagi.
Ostatniego dnia festiwalu ruszyłem już na pierwszy zespół, który miał wystąpić, to jest The Proof. Miałem okazję już ich widzieć wcześniej w Zabrzu, przed koncertem Closterkellera, i wywarli na mnie bardzo pozytywne wrażenie - chłodne dźwięki klawiszy i gitary oraz teksty bardziej wyrecytowane niż wyśpiewane, obrazowane odpowiednim rekwizytem. Także przy pełnym oświetleniu słonecznym wystąpił zespół Faith and the Muse - tym razem w odróżnieniu od piątkowego koncertu, w pełnym brzmieniu. Zagrali świetny koncert, podczas którego utwory spokojniejsze, z towarzystwem skrzypiec Paula Melcera, gładko przechodziły w ostre, prawie punkowe, z prowadzącą gitarą Williama Faitha.
Niestety rozczarował mnie występ Clan of Xymox - niby wszystko poprawnie, ale czegoś brakowało, a brzmienie wydawało mi się bardzo plastikowe. I pomimo zagrania swoich wielkich przebojów pozostał jakiś niedosyt. Na koniec festiwalu został zespół, który Ronny Moorings zapowiedział w „montypythonowskim” stylu: “And now for something different”. I faktycznie, jakoś na pierwszy rzut ucha nie mogłem zespołu Behemoth wpasować w ramy festiwalu gotyckiego. Tym bardziej, że po ostatnim ich koncercie, jaki miałem okazję widzieć, zachwyconym występem znajomym obwieściłem, że strasznie się wynudziłem (no bo słyszę tylko łomot, growl - nic się nie dzieje....). Ale zespół wydał nową płytę, która jest znacznie bardziej techniczna, więcej się dzieje - spróbowałem, posłuchałem, zdania nie zmieniłem. No ale dajmy szansę zespołowi, niech się wykaże podczas koncertu - pomyślałem. Zespół niemiłosiernie długo instalował się na scenie - w sumie około godziny, ale jak już się zainstalowali, to od siły dźwięku zadrżał chyba każdy kamień bolkowskiego zamku. A do tego dźwięk był bardzo czysty i klarowny, doskonale można było rozróżnić każdy instrument. Zespół zafundował widzom dodatkowe atrakcje, jak pokazy ogni, ogień zionący ze sceny oraz na koniec obsypał wszystkich mieniącymi się skrawkami folii. Nergal chyba był w dobrym humorze, bo jeden z utworów zapowiedział jako cover Sisters Of Mercy, a przed Decade Of Therion zapowiedział wersję alternatywną. Po koncercie, mimo że krótszym niż przewidziano, wyszedłem zadowolony. Nie nudziłem się. Koncert mnie przekonał do ponownego posłuchania płyty i rzeczywiście - jest ciekawa. Może po prostu zbyt cicho ją odtwarzałem?
Podsumowując, festiwal był udany, chociaż bardzo męczące były obsuwy czasowe pomiędzy zespołami, narastające wraz ze zbliżającym się wieczorem. Mam nadzieję, że w przyszłym roku Organizatorzy to usprawnią, a może nawet piątkową małą scenę wyprowadzą na duży dziedziniec, gdyż jak widać, piątkowe koncerty w pełni zasługują na dużą scenę.
Więcej virek.pl
zdjęć w galerii autora: