Hard Rock Cafe utrzymuje tradycję, że we wtorki odbywa się koncert, który jednocześnie jest transmitowany na żywo przez Antyradio. W tym tygodniu w ramach imprezy „Pepsi Rocks” zapowiedziano zespół Closterkeller.
To pierwszy w historii występ tej kapeli w tym klubie i aż dziwi, że ze swoim statusem głównego przedstawiciela nurtu gotyckiego w Polsce, nie zawitała tu ona nigdy wcześniej. Koncert rozpoczął się z lekkim opóźnieniem a Anja, na wstępie, krótko zapowiedziała, że będzie klimatycznie. I tak się rzeczywiście zaczęło. Na początku wybrzmiał „Zegarmistrz światła”, jeden z wielu coverów, jakie zespół zarejestrował w swojej karierze. Następnie pojawił się tytułowy utwór z płyty „Violet” - chyba najbardziej dołujący w repertuarze zespołu i… już wiadomo było, że koncert będzie wyjątkowy.
Ostatnim albumem w dyskografii zespołu jest płyta „Aurum” z zeszłego roku i materiał z tego wydawnictwa dominował. Jeżeli ktoś nie zna, zachęcam do zaopatrzenia się. To znakomity krążek nagrany przez świetnych muzyków będących w bardzo dobrej formie. Oprócz Anji i Michała, którzy w zespole są od zawsze, na uwagę zasługuje fakt, że do składu wrócił po przerwie znakomity basista Krzysiek Najman i jego wkład w nagrania jest mocno widoczny. Za perkusją siedzi świetny muzyk Janusz Jastrzębowski. Za gitary wziął się Mariusz Kumala, pozyskany przez Anię z zespołów Psychotropic Transcendental i Brainstory. Mariusz znakomicie wczuł się klimat zespołu i dołożył wiele od siebie. Dziś gra tak, jakby był w grupie od zawsze.
W przerwach Anja jak zwykle utrzymywała kontakt z publicznością, która dowiedziała się, że materiał jest rejestrowany i być może ukaże się na regularnej płycie. Tu należy dodać, że występ był dobrze nagłośniony a Anja dawała z siebie wszystko. W pewnym momencie poprosiła nawet o wyrozumiałość, jeśli jej twarz będzie wyglądała zbyt „malowniczo”, co jest jej niezbędne, aby wydobywać niektóre dźwięki. Wyzwanie było spore, bo zespół zaprezentował sporo utworów pięknych ale też i technicznie trudnych jak: „Miraż” czy „Kiedy latam”. Pojawił się też stres, gdyż utwory na płytę mają pójść bez przeróbek, co obiecała bohaterka wieczoru.
Wybierając się na koncert liczyłem trochę na jakąś premierę. Odkąd pamiętam, gdy tylko formacja grała jakiś premierowy kawałek, zawsze powalała. Niestety, tym razem zespół zapowiedział, że prace nad nowym materiałem trwają, ale próbki jeszcze nie będzie. Szkoda.
Pewną niespodzianką jednak zaskoczyli, mogliśmy bowiem usłyszeć wykonanie kawałka „Purple” z pierwszej płyty, ale… z polskim tekstem „Tylu ich”. Nie była to do końca premiera. Co prawda nigdy w życiu tego nie słyszałem na żywo, ale w swoich zbiorach mam mp3 jakie można było swego czasu z otchłani Internetu wykopać. Moją uwagę przykuła też śliczna wersja utworu „Fortepian” wykonana tylko przy akompaniamencie nowej gitary Mariusza, którą mamy usłyszeć w większych ilościach na nowej płycie. Jak zwykle (poza specjalnymi okazjami) zespół prezentował też sporo starych nagrań. Oprócz wspomnianego „Purple” można było też usłyszeć „Maskę” z pierwszej płyty, co przywołało wspomnienia z wygranego Jarocina w 1989 roku. Można było też usłyszeć takie hity jak: „Agnieszka”, „Scarlet”, „Cisza w jej domu”, czy „W moim kraju”, na którym zakończyła się oficjalna część koncertu.
Na bis usłyszeliśmy jeszcze „Władzę” w wersji niemal w całości „a capella” i „Tak się boję bólu”. Na zupełne pożegnanie wybrzmiał utwór „Matka” z ostatniej płyty i grubo po północy koncert się zakończył. Był to zdecydowanie jeden z najlepszych koncertów tego zespołu jaki miałem okazję zobaczyć. Bardzo spójnie dobrany materiał, prezentujący najbardziej klimatyczne i piękne utwory z repertuaru grupy, dodatkowo bardzo dobrze nagłośniony, co nie zawsze polskim zespołom się udaje. Mam nadzieję, że materiał zostanie wydany w formie koncertowego albumu i będzie można do niego wrócić raz jeszcze.