ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 17.05 - Wrocław
- 19.05 - Katowice
- 20.05 - Ostrava
- 21.05 - Warszawa
- 22.05 - Kraków
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 08.06 - Żórawina
- 29.06 - Toruń
- 30.06 - Toruń
- 11.07 - Bolków
- 12.07 - Bolków
- 13.07 - Bolków
- 14.07 - Bolków
- 12.07 - Żerków
- 13.07 - Katowice
- 14.07 - Katowice
- 17.07 - Warszawa
- 21.07 - Warszawa
- 26.07 - Łódź
- 27.07 - Łódź
- 27.07 - Ostrów Wielkopolski
 

koncerty

20.12.2007

Konkursowe opisy koncertu Porcupine Tree, 27.11.2007, Arena, Poznań

Wspólnie z wydawnictwem Roadrunner Records przygotowaliśmy konkurs pośród czytelników naszego serwisu na najlepszy opis wrażeń z koncertu Porcupine Tree.

Aktualna relacja będzie nietypowa. Gdyż są to opisy okiem (i piórem) naszych czytelników i uczestników konkursu, jaki wspólnie z wydawnictwem Roadrunner Records przygotowaliśmy przy okazji koncertu zespołu w Polsce. Jednocześnie w naszym serwisie jak i na stronie wydawnictwa pojawił się anons o konkursie. Wspólnie z wydawcą wybraliśmy kilka najlepszych opisów, a wydawca na ten cel przygotował dla autorów najlepszych prac kilka niespodzianek. Poniżej prezetujemy zwycięzskie prace konkursowe.

***

Klątwa Drzewa Jeżozwierzowego

A kto zje owoc ten, nigdy nie zazna sytości...
Anathema wprawiła mnie w niebotyczne zadziwienie - koncert rozpoczął się punktualnie i niestety po zaledwie 45 minutach pozostawił wielki niedosyt dźwięków, choć nie jestem zagorzałą fanką tego zespołu. Panowie zagrali dość energetycznie, nie zabrakło zapowiedzi nowej płyty i osłuchanych przebojów. Z niecierpliwością będę czekać na spełnienie obietnicy danej przez zespół, że wrócą w przyszłym roku z nowym albumem i nową trasą, mam nadzieję, że i z lepszym nagłośnieniem - było jakby niepełne, niedociągnięte, nieuważne, przez co momentami tworzyła się nieco nieczytelna ściana dźwięków.

Wreszcie po przerwie technicznej doczekaliśmy się startu Porcupine Tree - dość tradycyjnego wejścia z nowej płyty - tytułowego "Fear of a blank planet". A później było już tylko lepiej, bo przyjemnością jest słuchanie i obserwowanie na scenie piątki ludzi, którzy wiedzą co robią i robią to razem, bo nawet jak się coś lekko posypie, wystarczy spojrzenie i powrót do właściwego miejsca (choć sprawne ucho fana wyłapie czasem pewne rozjazdy).
Melancholijne miejscami gitarowe solówki, ciężkie przesterowane riffy, potężna perkusja i bas, cudowne dźwięki klawiszy budujące niesamowity nastrój, wzmocniony wizualizacjami i teledyskami zgranymi z muzyką (jak oni to robią??), światłami i naprawdę dobrym nagłośnieniem, przy którym można się było delektować wyraźnym i przestrzennym dźwiękiem, dały efekt w postaci wieczoru, na który warto było jechać ponad 300 km!

A jeszcze w tym wielkim kufrze przyjemności znalazły się jakby od niechcenia prowadzone rozmowy między nami a Stevenem Wilsonem, polska wersja "Happy Birthday" dla Richarda Barbieri, lista życzeń od fanów płynąca z różnych stron publiki i wschodząca gwiazda polskiej muzyki progresywnej - męski głos z tłumu kończący frazę "It's OK" - bezcenne.
Publiczność wiedziała dokąd i po co przyszła, z niewielkimi wyjątkami, ale to nic, bowiem wieczór ten zaliczam do udanych, cudownych, wspaniałych i cały czas jeszcze jestem pod wrażeniem obu grup.
... A kto nie był, niech żałuje i oblecze w żałobę.

Basia z Rokitek (otrzymuje płytę Divine Heresy - "Bleed The Fifth" oraz singiel Porcupine Tree)

***

Boso ale w ostrogach ...

Koncert charyzmatycznych Jeżozwierzy w poznańskiej Arenie, zaserwowany wiernym fanom do skosztowania w listopadową środę stał się całkiem pysznym i aromatycznym daniem, łaskoczącym wybredne kubki smakowe (a ściślej mówiąc słuchowe) tęskniącym za dobrą muzyką głodomorom z całego kraju. Na przystawkę podniebienie połechtał występ kamandy braci Cavanagh - Anathemy, którzy mimo dosyć niewdzięcznej roli "przecieracza" stołów i zastawy narobili swoim krótkim gotowaniem niezłego... bigosu.

Zaczęli od "Fragile Dreams" i "Empty" z albumu "Alternative 4" i bez zbędnej alternatywy premierowymi kąskami "A Simple Mistake" i "Angels Walk Among Us" z zapowiadanego krążka "Closer" dali nieźle... w kość. Mimo przejściowych problemów z nagłośnieniem i sprzętem wzbudzili we mnie wręcz wilczy apetyt na całość.. cóż, szykuje się wielkie "obżarstwo" sądząc po wzroście łaknienia i burczenia w brzuchu (jeeeeeść!!).

45 minut przeznaczono na szwedzki stół - a potem danie główne: porki w sosie własnym, na ostro (te gitary) i łagodnie (te klawisze), mocno zakrapiane nutą mięty (drums i wokal), słowem nie wzbudzając "rumianku" zażenowania na twarzy potwierdzili wielką klasę i nie dali lipy.

Występ rozpoczął tytułowy smakołyk z promowanej płyty "Fear Of A Blank Planet", w dalszej kolejności sypnęło ze sceny cudownym "Anesthetize" i rodzynkami z wcześniejszych płyt "In Absentia", "Stupid Dream" (było "Open Car", "Dark Matter" i " Blackest Eyes", "Sound Of Muzak" i chyba "A smart Kid"). Wybaczcie, ale od momentu gdy szczuplutki i tradycyjnie "boso odziany" Wilson popieścił uszy utworem "Waiting" (mniaaaam), straciłem poczucie rzeczywistości i uśmiechając się głupkowato trwałem tak zasłuchany aż do deseru.

"The Sky Moves Sideways" i "Trains" (zagrany ciut odmiennie od wersji studyjnej) przechyliły czarę i sprawiły, że poznański koncert Jeżozwierzaków był najlepszy w jakim mi było dane uczestniczyć (3 raz). Wreszcie soczyste i selektywne brzmienie, urozmaicona wizualizacja na zawieszonym centralnie ekranie, świetna gra świateł, znakomita forma wokalna "Stefka" i zaserwowana set/menu lista dały mi potężną dawkę muzycznych kalorii.

Nawet brak (doczekam się kiedyś?) ulubionego torcika, czyli specjału "Moonloop" nie zgasił mojego entuzjazmu, apetytu i zadowolenia z tego, że ... "i ja tam byłem, palce lizałem i o dokładkę wołałem".

Zbyszek "Atrapek" z Gliwic (otrzymuje płytę Dream Theater - "Systematic Chaos")

***

Bilet na koncert 100 zł...
Dojazd 54zł...
Zobaczyć Stefana i Spółkę w takiej formie...Bezcenne...
Nie mogę zapomnieć o tym spektaklu ,brak mi słów na opis szczegółów, po prostu było cudownie !

Tomasz z Białegostoku (otrzymuje singiel Porcupine Tree)

***

Steven Wilson, muzyczny półbóg o aparycji studenta matematyki, poprowadził Porcupine Tree do triumfu w poznańskiej Arenie.

Przywołany na scenę swojskim "Stefan, Stefan!", Wilson udowodnił, że tak on, jak i jego zespół, to światowa pierwsza liga. Motyw przewodni całego, perfekcyjnego technicznie show, stanowił album "Fear Of A Blank Planet", będący spójną opowieścią o niepokojach współczesności, wyrażonej przez wszechobecne artefakty epoki, w rodzaju środków psychotropowych, iPodów i Xboxów. Precyzyjnie zsynchronizowane z dźwiękiem wizualizacje i teledyski, rozbłyskujące na wielkim ekranie, rozpostartym za plecami muzyków, stanowiły istotny element tej narracji, od pierwszych sekwencji wideoklipu do tytułowego utworu z najnowszego albumu, aż do wieńczącego koncert "Sleep Together", przenoszącego nas w quasi-Matrixowską nadrzeczywistość, w której jesteśmy jedynie ludzkimi maszynami, zamkniętymi w szklanych bańkach.

Słowa wielkiego uznania należą się Johnowi Wesleyowi, drugiemu gitarzyście grupy, który wspomagał Stevena Wilsona także wokalnie, niejednokrotnie kradnąc zresztą liderowi Porcupine Tree pierwszoplanową rolę - jak w przypadku refrenu utworu "Way Out Of Here". Swoje wielkie chwile mieli też rzecz jasna pozostali muzycy, a jednemu z nich, Richardowi Barbieri (klawisze) z okazji przypadających 30 listopada urodzin, publiczność nieskładnie - ale z głębi serca - odśpiewała "What's that? Aaah. Polish birthday song!", jak nazwał nasze "Sto lat" Steven Wilson.

Fani usłyszeli nie tylko najnowsze kompozycje z jeszcze "gorącej" EP-ki "Nil Recurring", ale też i prawdziwe klasyki, jak choćby wykonany (w przejmujący sposób) podczas bisu długi fragment suity "The Sky Moves Sideways". Ponad dwugodzinny występ zakończył utwór "Trains", ale muzyka zespołu rozbrzmiewała w głowach fanów na pewno o wiele dłużej, pozostawiając niedosyt, który ukoić można w jeden tylko sposób: zapraszając Porcupine Tree do złożenia kolejnej wizyty w Polsce!


Filip z Poznania (otrzymuje płytę Daath - "The Hinderers")

***

Byłem, widziałem z bardzo bliska, słyszałem na pełen regulator i wciąż tchu złapać nie mogę! PT w najwyższej formie! Koncentrat mocy i zagęszczenie energii! Absolutnie światowy poziom zgrania całości zespołu, perfekcja i
opanowanie swojego rzemiosła przez każdego z osobna instrumentalistę PT do mistrzowskiego poziomu! Z płyty na płytę, co prawda, rośnie poziom melancholii Stevena, co odzwierciedla się w jego kompozycjach, a i obrazy, które zaprojektowane są do dźwięków napawają niepokojem. Całość jednak tworzy niebagatelne przesłanie i chwała kompozytorom za to, że podsuwają nam tematy do przemyśleń!

Jednocześnie patrząc na Stevena, ma się do czynienia z ascetycznym, pedantycznym wirtuozem, w najwyższym stopniu wchłoniętym przez swoją muzykę, człowieka, który nie jest bynajmniej depresyjnie nastawiony do
rzeczywistości, ale analityczny, myślący i wysuwający konkretne bardzo wnioski odzwierciedlone w jego muzyce. Podczas koncertu uśmiechał się, bawił z publicznością, improwizował, inteligentnie ripostował "zaczepki" fanów.
Szkoda tylko, że tak rzadko dane nam jest spotykać się stojąc na wprost Zespołu, mogąc podziwiać słuchając i patrząc na grupę ludzi, którzy sprawiają, że świat staje się inny, pełniejszy i nieco bardziej klarowny.
Miejmy nadzieję i życzmy tego PT i sobie, aby móc spotkać się w podobnych okolicznościach bardzo już wkrótce!

Jacek z Torunia (otrzymuje płytę Caliban - "The Awakening")

***

Środowy koncert Porcupine Tree można by śmiało porównać do częstochowskiej pielgrzymki. Przed Areną tłumy fanatycznie nastawionych ludzi, wszyscy odziani w niemodne ciuchy (swetry były obowiązkiem), z
niemodnymi poglądami oraz oczywiście - słuchający tzw. niemodnej muzyki. Gdy masy na dobre umiejscowiły się w sanktuarium, Anathema uderzyła z krótkim, przejmującym i żywiołowym występem, udowadniając, że wielkie
zespoły nie powinny supportować innych wielkich zespołów. Pół godziny później gwiazda wieczoru zaczęła grać utwór tytułowy z Fear of A Blank Planet. Nieprzebierając zbytnio w słowach, fani zespołu przeżyli w
przeciągu całego występu "eargasm", którego bodźcami stymulującymi były: Nienaganne wykonanie utworów, zaskakująca i bardzo ciekawa setlista obejmująca rzeczy z nowej płyty jak i klasyki takie jak "The Sky Moves
Sideways" czy "Trains", bardzo fajne, selektywne brzmienie oraz dobry humor zarówno fanów jak i Stefana and Co. W ciągu tych dwóch godzin zaserwowano widowni szerokie spektrum emocji. Począwszy od nieco
transowego "otwieracza" poprzez smutek i melancholię w trakcie wykonania Smart Kid, psychodeliczne odurzenie minimalistycznego początku The Sky..., na wściekłym, metalowym graniu w Anesthetize (część publiczności rzuciła
się w dość nieśmiałe pogo) czy Blackest Eyes skończywszy. Sielankowego nastroju dopełniło odśpiewanie przez publiczność "Happy Birthday" Richardowi Barbieri. Wydarzenie było to zdecydowanie piękne, i naprawdę ciężko mi się do czegokolwiek przyczepić - nie jest ciężko zauważyć, iż jestem fanem smutnego Stefana i reszty. Myślę, że cała reszta zwolenników PT jak i również sweterki reszty zwolenników PT byli w równie dobrym humorze co ja (i sweterek mój, rzecz jasna).

Filip ze Szczecina (otrzymuje singiel Porcupine Tree)

***

Gratulujemy zwycięzcom, dziękujemy za udział w konkursie i zachęcamy Was do prezentowania swoich koncertowych wrażeń.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.