ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

26.06.2007

Anja Garbarek, Kędzierzyn-Koźle, kino Chemik, 24 czerwca 2007, godzina 19.00

Mało co, a nie dotarłbym na koncert w ogóle. Słynny, napędzający od dziesiątków lat koniunkturę warsztatom naprawiającym zawieszenie odcinek Gliwice – Kleszczów doczekał się wreszcie remontu, w związku z czym droga jest zamknięta, a objazd prowadzi różnymi duktami o szerokości takiej, że do zablokowania ich w zupełności wystarczyłaby jedna pielęgniarka i to wcale niekoniecznie gabarytów Beaty Maksymow. Do tego piesi traktują je jako ulubione miejsce niedzielnych spacerów.
Szczęśliwie jednak udało się przemknąć pomiędzy zakochaną parą a samochodem nadjeżdżającym z naprzeciwka i dotrzeć do Kędzierzyna. Byłem już prawie spóźniony, a tu jeszcze trzeba było zlokalizować kino „Chemik” – na szczęście znajdowało się ono przy ulicy Jana Pawła II, czyli – jak można było przypuszczać – przy najgłówniejszej ulicy w mieście. Przypuszczenie okazało się trafne. Jeszcze szybki marsz przez (bardzo ładny skądinąd) park miejski i wchodzę do (równie ładnego) gmachu kina, dzisiaj zamienionego na salę koncertową. Akurat załapałem się na zapowiedź konferansjerki i już zaczął się koncert.

W sumie to nie miałem jakichś wielkich oczekiwań tego wieczoru. Anję lubię bardzo, ale głównie za jej poprzednie płyty, w szczególności Smiling and Waving (i to nieprawda, że ze względu na udział panów Wilsona, Hollisa i Wyatta). Na ostatnim albumie odeszła nieco od tego melancholijnego i ulotnego trip-hopu, za którą to stylistykę ją tak polubiłem, na rzecz bardziej konwencjonalnych piosenek. I nagle jej piosenki zaczęły się pojawiać w radiu, i to wcale niekoniecznie tylko w audycjach autorskich. Spodziewałem się, że w związku z tym nagrania z Briefly Shaking zdominują niedzielny wieczór, ale mimo to chciałem się wybrać do Kędzierzyna. I warto było.

Pierwszym zaskoczeniem był skład. Przed koncertem wyglądało, że kino Chemik tego dnia zamieniło się w sklep muzyczny – na scenie leżało z pięć gitar, dwa zestawy klawiszowe, rozbudowany zestaw perkusyjny, saksofon, flet i jeszcze jakaś piszczałka, do tego trzy Maki. Po chwili jednak na scenę wyszło siedmioro muzyków i zaczęło na tych instrumentach grać. Anji towarzyszyli: saksofonista/flecista, klawiszowiec, druga wokalistka, gitarzysta, basista i perkusista. Sama Anja oprócz śpiewania pobrzękiwała na tamburynie. Anja była drugim zaskoczeniem. Czarne włosy, maska na twarzy, czarny żakiet, spodnie i krawat. Mówiła o sobie, że tak naprawdę to chciała być aktorką – i to było wczoraj widać. Każdy utwór to była interpretacja, mini-spektakl.

Przez pierwsze pół godziny przeważały – zgodnie z przewidywaniami – nowe utwory. Nie mam do nich przekonanania nadal, ale zespół wykonał je z taką energią i feelingiem, że bawiłem się świetnie cały czas. Paradoksalnie – gdy wreszcie pojawił się utwór ze Smiling and Waving, i to jeden z najpiękniejszych na płycie – Stay Tuned – po raz pierwszy i jedyny tego dnia można było narzekać na wykonanie: zgrzyt na tle partii Somewhere, somewhere był na tyle głośny, że praktycznie zagłuszał wokalistki – a przecież ta właśnie partia jest clou utworu! Na szczęście za chwilę nastąpiło świetnie zagrane Beyond My Control. Wstęp do The Last Trick sala przyjęła oklaskami – najwyraźniej jednak większość publiczności stanowili ludzie znający Anję tylko z singli i radiowych prezentacji. Co nie zmienia faktu, że świetnie się bawili. Na koniec właściwego setu nastąpił długi, nie znany mi, a bardzo ładny utwór, w którym saksofonisto-flecista udzielił się również wokalnie.

Jednak najpiękniejsze było jeszcze przed nami. Najpierw porywająca wersja I Won’t Hurt You odegrana w czwórkę: Anja, sekcja rytmiczna i gitarzysta (ten ostatni dopiero od drugiego refrenu). Podczas słuchania tego wykonania przypomniała mi się słynna wypowiedź współproducenta Smiling And Waving: “Before you play two notes, learn how to play one note--and don't play one note unless you've got a reason to play it". Za moment wróciła reszta zespołu i dla odreagowania poczęstowała widzów porcją hałasu – Big Mouth. A na samo zakończenie znów bardzo gorąco przyjęte Can I Keep Him? Anja została jeszcze raz wywołana na scenę, ale wytłumaczyła się, że nie mają już więcej przygotowanych piosenek (?!). I tak po półtorej godziny skończył się ten sympatyczny koncert.

W sumie trafnym pomysłem wydaje mi się zorganizowanie Anji tournee po miastach średniej wielkości (poza Kędzierzynem grała jeszcze w Płocku, Koszalinie i Szczecinie). W metropoliach na taki koncert przyszliby pewnie głównie miłośnicy Anji – i mieliby problem z wypełnieniem niewielkiego klubu. W Kędzierzynie koncert był wydarzeniem, kino było pełne.

Nadal nie jestem przekonany co do kierunku muzycznego, jaki Garbarkówna obrała na Briefly Shaking. Ale jeśli będzie okazja wybrać się ponownie na jej koncert, uczynię to z przyjemnością.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.