ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

06.06.2007

Najmniejszy Koncert Świata z Marillion

Najmniejszy Koncert Świata z Marillion Warszawa, kamienica przy Złotej 1, 28 maja 2007
Set Lista

You’re Gone
Thankyou Whoever You Are
The Other Half
Afraid Of Sunlight
Fantastic Place
Estonia
Somewhere Else
Beautiful
Between You and Me
King
The Great Escape
Easter
Neverland

 

Wracając razem z Tomkiem (perkusistą Lavender) z poznańskiego koncertu Marillion pozwoliłem sobie na małą dozę fantazji i stwierdziłem, że jeśli kiedyś wygram w lotto to zaproszę Marillion na specjalny koncert tylko dla znajomych. Po saunie, jaką przeszedłem w Eskulapie zamarzyło mi się oglądać koncert
w normalnych warunkach. Nie wiedziałem wówczas, że moje marzenie spełni się i to w zgoła nieoczekiwany sposób.

Oczywiście wiedziałem, że radio Roxy FM organizuje kolejny koncert z cyklu „Najmniejszy Koncert Świata” z Marillion w roli głównej, ale znając moje szczęście byłem niemal pewny, że choćbym zainwestował
w sms`y całą miesięczną wypłatę to i tak los nie wskaże na mnie. (dla porządku: koncert ów organizowany jest tylko dla 10 osób, a zaproszenia można wygrać wysyłając sms). I właśnie wtedy zadzwoniła do mnie moja żona mówiąc: „Kochanie, jedziesz na Najmniejszy Koncert Świata – wygrałam dla Ciebie zaproszenia”. Moje tętno raptownie przyspieszyło, a umysł zdecydowanie nie chciał przyjąć do wiadomości zaistniałej sytuacji. Taaak – cuda się zdarzają ;)

W poniedziałek zameldowałem się w Warszawie i dzięki uprzejmości moich kolegów z pracy nie musiałem tułać się po naszej stolicy. W okolicach wczesnego popołudnia dotarłem w pobliże Pałacu i spokojnym krokiem udałem się pod podany zawczasu magiczny adres: Złota 1. Mimo wcześniejszych ostrzeżeń, jakie dostałem od Pani Agaty z Roxy FM, abym zbytnio nie przejmował się wyglądem budynku z nieukrywanym sceptycyzmem spoglądałem na remontowaną kamienicę. Moja wiara w cuda została mocno nadszarpnięta i dopiero reanimacyjny browar wypity w knajpie opodal dodał mi otuchy „poczekamy – zobaczymy” pomyślałem.

Około godziny 18:00 odnotowałem pierwsze przejawy „akcji” w okolicach opisywanego budynku. Niby nic, ale kilku mocno zbudowanych panów z identyfikatorami na szyi kazało domniemywać, że jednak jakaś impreza pod wskazanym adresem się odbędzie. Po małym werbalnym rekonesansie zostałem uspokojony i zapewniony, że
o 19:30 wszystko się zacznie – „O ile jest Pan na liście” dodał z uśmiechem pan wykidajło.

Jeszcze małe, co nieco dla żołądka i punktualnie stawiłem się na Złotej 1. Widok kolegi Piotra z Warszawy
w pachnącej jeszcze farbą koszulce Somewhere Else potwierdzał, że jestem tam gdzie być powinienem. Została sprawdzona lista obecności (szczęśliwie byłem na liście!); w między czasie do budynku przemknęli Steve R. i Steve H., a my zostaliśmy poprowadzeni na pięterko. Tam w przepięknej atmosferze remontowanego budynku; w największym pokoju, oczom moim ukazała się scena z całym koncertowym zestawem. Nie ukrywam, że do tego momentu najbardziej obawiałem się, że będzie to koncert „UnPlug”. Widok całego zestawy perkusyjnego
i wszystkich niezbędnych „prądowych” zabawek ucieszył mnie niezmiernie. Zasiadłem, zatem w fotelu 3 metry od sceny dzierżąc w dłoni lampkę wina i czekając na początek koncertu. W między czasie obfotografowałem scenę i nieśmiało przeczytałem przyklejone do podłogi „set-list”. No no – będzie się działo. Techniczni właśnie kończyli swoją jakże ważną pracę i ….

Chyba pierwszy raz w życiu widziałem koncert, który rozpoczął się od osobistego przywitania muzyków z publicznością. Muzycy weszło do sali i najzwyczajniej zaczęli się z nami witać. Pete zainteresował się pustą już niestety butelką po winie i na moje nieśmiałe „Go to the work” szybko zajął wiadome miejsce (lewa strona sceny). Zaczęło się. Na pierwszy ogień „You’re Gone” zagrane z wielkim polotem i przeplatane błyskającym flaszami naszych (uczestników) aparatów fotograficznych. Pierwsze wrażenie – niesamowicie dobrze ustawiona akustyka (żadnych przegłosów, dudniącej stopy, itd. – perfekt!) Jako drugi „Thank you Whoever You Are” z ostatnie płyty – podobnie jak w Poznaniu większość kawałków z nowej płyty zagrane zostało niemal w albumowych wersjach. „The Other Half” – utwór stworzony do grania na żywo. Ściana dźwięku uderzyła niczym tsunami zamieniając się w deszcz kolorowych papierków wyrzucony w górę przez Hoggiego (jedynie Steve R. miał małe problemy ze strojeniem gitary). „Afraid Of Sunlight” – jeden z najlepszy utworów z tej niedocenianej płyty. Jak zwykle Steve H. w niesamowity sposób operując swoim głosem zabrał nas … gdzie indziej J. Chwilka przerwy, Steve poczynił uwagę odnośnie kameralności naszego spotkanie, poczym zasiadł przed własnym (markowanym literą h) klawiszem. Pierwsze dźwięki „Fantastic Place” i …. patrzę w bok, a ty Mark Kelly opuścił swoje miejsce na scenie „Przyszedłem zobaczyć jak to wygląda z tej strony” słyszymy. „Estonia” – i tutaj muszę oddać Petowi część. Będąc na normalnym koncercie naprawdę nie zdajemy sobie sprawy ile pracy (szczególnie stopami) wkłada ten człowiek w swoje partie basu. Patrzyłem oniemiały. Kolejny stały punkt programu, czyli „Somewhere Else” zagrany bardzo dobrze, szczególnie w końcowej części. Koncert trwa nadal: „Beautiful”, „Between You and Me”, „King”.

Na tym skończył się podstawowy set i Marillion opuściło scenę. Rozpoczęliśmy skandowanie wiedząc dobrze, że bisy nas nie ominą – wszak „set-list” przyklejony na scenie dobitnie głosił „Easter”, „Neverland”. Jednak postanowiliśmy się trochę potargować J I tak, gdy na scenę wrócił jako pierwszy Mark „zaatakowany” został prośbami o coś z „Brave”. Trochę się uśmiechał, jednak zasiadł przed ejczowym klawiszem i … usłyszeliśmy pierwsze dźwięki „The Great Escape”. Jedynie Steve R. stał lekko zaskoczony trzymając w ręku gitarę akustyczną – wszak pierwszym bisem miał być „Easter”. Nie mniej jednak Ian z Petem postanowili dołączyć i … mieliśmy numer specjalnie dla nas. To był prawdziwy jam session. Później już planowe bisy i to naprawdę był już koniec.

Koniec tego wspaniałego spotkania twarzą w twarz.

Panująca atmosfera, bliskość muzyków i kompletny brak dystansu uczyniło z tego małego koncertu wydarzenie, które każdy z uczestników będzie pamiętać do końca życia.

Oczywiście, koncert się skończył, ale jeszcze przez prawie godzinę mogliśmy rozmawiać z muzykami, strzelić kilka (kilkanaście) pamiątkowych zdjęć. Był czas na krótkie rozmowy, wspomnienia, żarty – słowem było wszystko to, czego na normalnym koncercie nie ma. I naprawdę, wierzcie mi – takich chwil nie da się opisać słowami. To trzeba przeżyć.

Podziękowania dla całego Roxy FM za pomysł i organizację.

I na koniec najważniejsze podziękowania: dla mojej kochanej Agnieszki; za Jej to sprawą przeżyłem najpiękniejsze chwile z Marillion. Dziękuję!

 

Zdjęcia:

Marillion - Najmniejszy Koncert Świata w RoxyFM 28.05.2007 Marillion - Najmniejszy Koncert Świata w RoxyFM 28.05.2007 Marillion - Najmniejszy Koncert Świata w RoxyFM 28.05.2007 Marillion - Najmniejszy Koncert Świata w RoxyFM 28.05.2007 Marillion - Najmniejszy Koncert Świata w RoxyFM 28.05.2007 Marillion - Najmniejszy Koncert Świata w RoxyFM 28.05.2007 Marillion - Najmniejszy Koncert Świata w RoxyFM 28.05.2007 Marillion - Najmniejszy Koncert Świata w RoxyFM 28.05.2007 Marillion - Najmniejszy Koncert Świata w RoxyFM 28.05.2007 Marillion - Najmniejszy Koncert Świata w RoxyFM 28.05.2007
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.