ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 01.02 - Warszawa
- 02.02 - Kraków
- 03.02 - Kraków
- 04.02 - Kraków
- 05.02 - Gdańsk
- 07.02 - Poznań
- 08.02 - Kraków
- 09.02 - Warszawa
- 08.02 - Warszawa
- 08.02 - Łódź
- 09.02 - Warszawa
- 21.02 - Gliwice
- 21.02 - Kraków
- 22.02 - Krosno
- 07.03 - Wrocław
- 08.03 - Zabrze
- 09.03 - Kraków
- 14.03 - Lublin
- 15.03 - Olsztyn
- 16.03 - Warszawa
- 17.03 - Białystok
- 21.03 - Gdynia
- 22.03 - Szczecin
- 23.03 - Poznań
- 01.03 - Warszawa
- 02.03 - Kraków
- 03.03 - Wrocław
- 06.03 - Kraków
- 07.03 - Warszawa
- 19.03 - Kraków
- 20.03 - Gdańsk
- 21.03 - Warszawa
- 28.03 - Białystok
- 17.04 - Warszawa
 

koncerty

01.03.2007

To Rococo Rot 30.11.2006, Wrocław, Firlej

Kobyła ma mały bok

Muzykę tej kapeli opisywano już na wiele sposobów i definiowano wieloma hasłami: filigranowa elektronika, abstrakcyjny post rock itp itp. Faktem jest że stylu uprawianego przez To Rococo Rot nie da się uchwycić tak łatwo. A jest to styl wyrazisty i w ogólnym zarysie niezmienny od wielu lat, czysty i pełen wdzięku. Dość stwierdzić że muzyka tego kolektywu rusza niemal każdego neofitę. Na pozór prosta formuła na usługach zdolnych artystów staje się bazą niezwykłej inwencji, improwizacji, można by powiedzieć: natchnionego modulowania klimatu w czasie rzeczywistym. W/w formuła to: żywa sekcja rytmiczna, grająca jednak specyficznie: loopowo i transowo plus osobnik obsługujący wiele elektronicznych wynalazków pospinanych pękami kabli z dodanym eleganckim laptopem z symbolem jakiegoś owocu na na pokrywie. Tenże osobnik: Ronald Lippok, był oberszamanem wieczoru, wypuszczał ze swoich pudełek niewiarygodne, poplątane i zapętlone jednocześnie motywy elektroniczne - szeleszczące, szurające, trzeszczące, iskrzące.. ponakładane warstwami i zawsze idealnie współgrające. Ten dziwny cyber-organiczny świat otacza nas pulsując transem napędzanym przez basistę i perkusistę. Żywy bas o miękkim brzmieniu znakomicie harmonizował z przytłumioną elektroniką. (Imię i nazwisko) grał przeważnie krótkie zapętlone frazy czasami dodając jakąś modyfikację. Podobnie bębniarz (Jakmutam Lippok) - na skromnym akustycznym zestawie grał "pętle" dość oszczędnie szafując dźwiękami. Rzadko były to typowe bity, raczej motywy plemienne w wystylizowanej minimalistycznej formie. Również i on wykazywał niezwykłą wrażliwość na barwę dźwięku i jego dynamikę.

Spokojne, długie, pulsujące utwory tria z kolonii chciałoby się nazwać "avant-chilloutowymi"; muzyka wywołuje przyjemne doznania, dotyka emocji, ale całość jest lekka, bez bebechów, taki avangardowy chillout oznaczałby autentyczną sztukę zamiast powtarzalności i epigoństwa rodem z płyt dodawanych do magazynów dla pań.

Koncert był przyjemną podróżą, eleganckim i ekscentrycznym odjazdem, polecam ludności o uchu czułym na kameralne niuansy i otwartym na sonorystyczne poszukiwania.

Aaa.. tytuł. Podpowiem że ma związek z nazwą zespołu, mianowicie jest również palindromem :-)

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS ArtRock.pl na Facebook.com
© Copyright 1997 - 2025 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.