Niedzielny wieczór 7 stycznia w Gdyni obfitował w pozytywne wrażenia dla wszystkich fanów muzyki artystycznej na Pomorzu i nie tylko. Przed koncertem miałem przyjemność rozmawiać z damą, która przybyła aż z Wilna, żeby zobaczyć Clive’a Nolana w nowym wcieleniu. Zainteresowanie jego nowym dziełem wydaje się naprawdę duże. Wielu dotychczasowych fanów muzyka, znanego przede wszystkim z wydawnictw spod szyldów Areny i Pendragona, z ciekawością przygląda się projektowi Brytyjczyka i polskiej wokalistki, Agnieszki Świty. Gdyński koncert był jednym z wystąpień pary na tournee po Polsce, promującym ich zespół wspólny zespół Caamora. Zgodnie z zapowiedziami ich debiutancka płyta powinna zawitać na sklepowe półki w jesieni tego roku. Tymczasem mamy okazję do posłuchania kilku kompozycji z tego wydawnictwa.
Przejdźmy do samego koncertu. Godzina 19 w bardzo klimatycznej scenerii gdyńskiego klubu Pokład. Pozornie surowy, piracki wystrój niejako kontrastujący z poruszającą, liryczną muzyką, jakiej można się było spodziewać po Caamorze. Licznie przybyli widzowie, jak na taki kameralny show, z niecierpliwością czekali na pierwsze dźwięki spod palców ich ulubieńca Nolana. Pojawiwszy się na scenie Clive tradycyjnie powitał polską publiczność w ich ojczystym języku. Wraz z pierwszymi dźwiękami klawiszy prysła klątwa czarnej perły, a salę wypełniła kojąco-upajająca muzyka. Wokale w wykonaniu Agnieszki (skąd ja to znam? – Kate Bush, Blackmore`s Night) zabrzmiały idealnie czysto i bardzo wyraźnie. Ze wstydem przyznaję, że dopiero tego wieczoru poznałem dokładnie słowa wszystkich zagranych kawałków. Po prostu nie sposób się było nie wgłębić w ich treść, gdyż doskonale spajały się z przepiękną kaskadą klawiszowych pasaży. Repertuar rozpoczęła kompozycja dawnej spółki Nolan&Wakeman, "Shadows Of Fate". Pies Baskervillów w nowym wydaniu zapoczątkował oklaski, które następnie rosły wprost proporcjonalnie do długości trwania koncertu. Jako drugi utwór Caamora zagrała "From Ignorance To Ecstasy", który powoli wprowadził nas w akordy pamiętnego "A State Of Grace" (z dorobku Areny). Zaśpiewany na dwa głosy to na dwa głosy kawałek to popis tak tonalny, jak i wokalny muzyków. Publiczność podziękowała za tą kompozycje euforycznymi oklaskami wspomaganymi przeciągłym gwizdem. Kameralny koncert akustyczny, a tu taka wrzawa. Już za to należą się duże wyrazy uznania!
Część wprowadzająca obejmowała wcześniejsze dokonania Nolana (Hrizons Of Faith) oraz pewną „perełkę”, o której za chwilę. Zacznijmy jednak od „małego zestawu” z zapowiadanej płyty „She” (jak określił to sam Nolan). Rozpoczęło się od pięknego "The Bonding" (znanego z wydanej EP-ki). Zaraz po tym zabrzmiały premierowe utwory: "Vigil", "Sanctuary Of Life", "Dream" i "Eleventh Hour". Szczególnie obiecująco brzmiały dwa ostatnie z nich, co przekonało mnie, że warto czekać na dwupłytowe wydawnictwo „She” (sceptykom przypomnę zastrzeżenia do opublikowanych przedpremierowych fragmentów Watersowej "Ca Ira").
Jako że muzycy zapowiadają trochę teatru, którego obraz ma zostać zarejestrowany na dodatkowej płycie DVD, już na koncercie pojawiały się elementy teatralne. Agnieszka zgrabnie przemieszczała się po scenie, przywdziewając coraz to nowe części garderoby. Chociaż zmieniała tylko różnego rodzaju szale, bolerka i marynarki, nie można powiedzieć, że pozostało to obojętne męskiej części widowni. W scenicznym zachowaniu wokalistki była gracja i pogodny nastrój , bawiła się razem ze wszystkimi. Starała się utrzymywać jak najlepszy kontakt z publicznością. Po zakończeniu swoistej suity z oczekiwanej „She” Clive zapowiedział nienaganną angielszczyzną, że przy barze fani znajdą EP-ki Caamory czekające nabycia. Agnieszka uznała, że warto przekazać tę informacje również po polsku, co spotkało się z aprobatą widowni. Dodała także, że jest to pierwszy raz kiedy przemawia w ojczystym języku przed ojczystą publicznością. A po koncercie uchyliła rąbka tajemnicy enigmatycznej Agi – jej wielka miłością jest morze. Jeszcze wcześniej zaczarowanych, najtwardszych korsarzy z frontowych rzędów pieśnią w pełni własnego autorstwa pt. "Grunwald". Ten sympatyczny ukłon stronę hardej publiki (jak przystało na prawdziwych morskich wilków) znalazł uznanie w potężnej burzy tryumfalnych okrzyków.
O klawiszowych popisach Clive’a nie muszę się chyba rozpisywać. Z każdą kolejną minutą grania rosło czarno-białe szaleństwo prostokącików. Napięcie osiągało swoje apogeum z chwilą, gdy Clive zbliżał usta do mikrofonu. Jego głos doskonale komponował się z zawadiacką aurą klubu. Oprócz premierowych nagrań z „She” najlepiej wypadły jego dawne utwory z repertuaru Areny. Znakomita kompozycja "Salamander" z „Contagion” sprowadziły nawet majtków z tarasu w pobliże sceny.
Po nieco ponad godzinie właściwe przedstawienie zakończył chyba najbardziej rozpoznawalny numer Caamory "Closer". Po tym szczytowym punkcie programu rozwichrzone brody i potargane łysiny fanów z pierwszego rzędu pożegnały Nolana i Świtę, odchodzących do swojej kajuty, gromkimi brawami.
Nie pobyli tam jednak długo. Przeciągające się wrzaski z sali sprowadziły ich z powrotem za ster tego wieczoru (klawisze Clive’a). Zaskakująco, zagrali przebój Leonarda Cohena "Halellujah", co przyjęto ze szczerym uśmiechem. Kolejna ponad minutowa owacja zawróciła parę po raz drugi, zapraszając na kolejne bisy. Jako że wykonali już wszystko, co było do zagrania tego wieczoru powtórzyli dwa najlepsze fragmenty z ich gdyńskiego repertuaru.
W ten sposób zakończył się doskonały kameralny koncert w Trójmiesćie – jakich niewiele w ostatnim czasie. Caamora udowodniła, że do zagrania poruszającej muzyki nie potrzeba rozbudowanego instrumentarium. Po koncercie Clive przyznał, że zakładając Caamorę nie myślał wcale o tworzeniu w kanonie rocka progresywnego (co utwierdza mnie w przekonaniu, że nazwa ArtRock jest idealną dla naszego serwisu). Zamiast tego zagrał wraz z Agą coś, co sprawiło wielką radość publiczności. Moim zdaniem właśnie w takich okolicznościach, czyli przy bezpośrednim kontakcie ze słuchaczami, Caamora będzie się sprawdzać najlepiej. Dlatego gorąco zachęcam każdego do odwiedzania ich kolejnych koncertów w ramach trasy. Zapewniam, że dostarczą czystej radość słuchania, prawdziwej muzyki artystycznej.