1 ART-ROCK FESTIWAL W POZNANIU, Blue Note, 2006-11-10
Sylvan, The After i Believe, te trzy zespoły pojawiły się w piątkowo – sobotni wieczór (10,11 listopada 2006) na scenie poznańskiego klubu Blue Note. Pod względem muzycznym festiwal zaspokoił chyba nawet najbardziej wyszukane gusta, pod względem organizacyjnym pozostawił niedosyt.
Wszystko zaczęło się kilkanaście minut po 19. Na scenie pojawił się jednak Sylvan a nie, jak sądzili jak oczekiwali wszyscy The After. Niemcy mieli pierwotnie zamykać stawkę występujących zespołów. Przyczyny techniczne (czasochłonne rozstawianie ogromnego zestawu perkusyjnego Mattiasa Hardera) spowodowały, że organizatorzy postanowili nieco zmienić program. Tym, którzy stawili się w Blue Note punktualnie nie zrobiło to pewnie większej różnicy, ale spóźnialscy byli zawiedzeni.
Sylvan rozpoczął tak jak chyba oczekiwali wszyscy. Niemcy w wierny, znakomity sposób zaprezentowali w całości swój ostatni album Posthumous Silence. Wysłuchaliśmy więc energetycznego In Chains, czy też przeszywającego Pane Of Truth i ujmującego Answer To Life. Tak pięknie było, aż do samego końca, do ostatniego taktu kompozycji tytułowej - „So this was Posthumous Silence” skromnie podsumował tę cześć występu Marco.
Później Sylvan zagrał jeszcze kilka utworów z poprzednich płyt. Nie zabrakło bisów. Występ zwieńczony został znakomitym wykonaniem ballady This World Is Not For Me z płyty X-Rayed. To był bardzo dobry koncert. Nagłośnienie nie budziło zastrzeżeń, a Marco Gluckman udowodnił, że jego nieprzeciętny wokal znakomicie sprawdza się w wersji „live”. Sylvan zszedł ze sceny żegnany gorącymi oklaskami, na które w stu procentach zasłużył.
Po występie niemieckiej grupy nastąpił niezbyt miły akcent 1 Art-rock festiwalu. Nużąca, prawie półtoragodzinna przerwa. Rozkręcanie perkusji, skręcanie perkusji, bardzo długie strojenie się zespołu The After. Szkoda, że to wszystko nie trwało krócej.
Zniecierpliwiona publiczność doczekała się jednak wreszcie także występu włocławskiej formacji. The After promowało swój debiutancki album „Endless Lunatic”. Występ polskiej grupy nie wywołał u mnie większych emocji, aczkolwiek było kilka sympatycznych momentów. Ciekawie brzmiały „dialogi” dwóch gitar, udał się również włocławianom cover „Spiders” pochodzący z repertuaru System Of A Down. Ta kompozycja ciekawie brzmi na płycie, sprawdza się też na żywo.
Po tym jak żegnani brawami The After opuszczali scenę nastąpiła kolejna długaśna przerwa. O ile długość trwania pauzy między pierwszymi dwoma zespołami spowodowana była koniecznością całkowitej wymiany sprzętu na scenie, to nie rozumiem czemu na Believe też trzeba było czekać około godziny. Gdy w perspektywie ma się jeszcze powrót z Poznania do Bydgoszczy (a przecież na pewno byli w Blue Note mieszkańcy miejscowości położonych od stolicy Wielkopolski znacznie dalej) takie oczekiwanie może wyprowadzić z równowagi. Na szczęście było na kogo i na co czekać…
Believe „stroiło się” długo, ale nastroiło się za to genialnie. Dźwięk był czysty jak łza, każdy instrument znakomicie słyszalny, a słuchać było czego… Porywające partie skrzypek Satomi i rewelacyjna gra, jak powiedział Tomek Różycki, „pierwszej gitary Rzeczpospolitej” czyli Mirka Gila. Pozostali muzycy również zaprezentowali się znakomicie.
Gdy słucha się warszawskiej formacji czuje się niezwykłą lekkość i radość grania jaką mają w sobie ci muzycy. Stojąc lekko oparty o jeden z filarów słuchałem muzyki i kręciłem z niedowierzaniem głową. Believe nie miało być ostatnim zespołem i gwiazdą festiwalu, sprawy ułożyły się jednak inaczej...i chyba dobrze. Bo warszawiacy pozostawili po sobie niesamowicie dobre wrażenie. Zaprezentowali cały materiał składający się na krążek Hope To See Another Day. Nie będę wymieniał utworów, które zabrzmiały najciekawiej. Wszystko tak zabrzmiało…Atmosferę podgrzała w dodatku niesamowita, improwizowana końcówka, podczas której gitara Mirka Gila wdawała się w szalone „dyskusje” ze skrzypkami i klawiszami.
Szkoda, że nie wszyscy (ze względu na bardzo późną porę występu. Believe zaczęło grać po północy) mogli obejrzeć ten koncert. Był on niezapomnianym zwieńczeniem tego wieczoru. To nie ważne (co nie zmienia faktu, że być tak zdecydowanie nie powinno), że w sumie spędziliśmy w Blue Note niespełna 7 godzin, a koncerty trwały około 4. Było fantastycznie!