Być może wielu zaskoczy tu relacja z takiego koncertu, wszak nazwa naszego, posiadającego długą już tradycję, portalu sugeruje eksplorowanie zupełnie innych muzycznych rewirów…

I choć nawet ja w większości piszę tu o szeroko rozumianym progresywnym rocku, zdarza mi się często odwiedzać skrajnie różne brzmieniowe terytoria, od black metalu i metalcore’a, po przebojowy pop. Bo staram się nie zamykać na jedną muzyczną szufladę, bardziej kierując się intuicją podpowiadającą, czy coś jest dobre, czy złe.

Idąc tym tropem trafiłem jakiś czas temu na robiący karierę w „soszialach” duński duet ROYA, czyli wokalistkę Line Gade i odpowiadającego za rytmy i wszelką elektronikę, producenta Sebastiana Igensa. Ich nośna muzyka, będąca połączeniem house-popu, elektroniki, tanecznego transu opartego na kołyszących liniach basu oraz intymnych i subtelnych tekstów śpiewanych lekko rozmarzonym głosem, pełnym eterycznych harmonii przez Line, na tyle mnie wciągnęła, że sam zacząłem wykorzystywać w moich socialowych relacjach ich atrakcyjne melodycznie, niosące wszak nutę melancholii, utwory.

Ich warszawski koncert był w zasadzie powrotem do Polski, którą sobie – jak wynikało z tego co mówiła ze sceny Line – niezwykle ukochali. Dlatego też był on pełen „polskich smaczków”. Podczas godzinnego występu powróciły wspomnienia hymnu Pierogi, czy tańca YMCA/WARSAW. Młodzi Duńczycy zagrali też utwór Just Talk, który stworzyli rok temu w Polsce i zaśpiewali miłosną piosenkę dla wybranej z publiczności Gosi (która zresztą stała tuż przede mną). Było śpiewanie przez Line w naszym ojczystym języku i ekstatyczny wręcz zachwyt zebranych.

Ubrani w specjalnie na trasę przygotowane „sportowe” koszulki z dużymi napisami Cruise i Heaven (z przodu) i ROYA (na plecach), w kolorach pomarańczowym (Line) i niebieskim (Sebastian), otoczeni na scenie ułożonym  na statywach elektronicznym sprzętem, połączonym setką kabli, generowali energię, witalność, entuzjazm i dźwiękową moc, której mógłby im pozazdrościć niejeden rockowy skład. Scenicznej atrakcyjności dodawał spory telebim tuż za sceną, na którym nie tylko wyświetlano przygotowane wizualizacje, ale i prezentowano obraz z kamer umieszczonych na scenie, pokazujących muzyków.

Co zagrali? Same swoje hity. Oprócz wspomnianego Just Talk, czy Ain’t Just a Game wybrzmiały Boy (Zacaria), kapitalne Cruise, rozpędzone Dawn/Day, czy wreszcie Falling (D'Opera) z tak charakterystycznymi dla nich pociętymi samplami wokalnymi. Ależ to był taneczny, choć wcale niebanalny, muzyczny wieczór.

Przed Duńczykami półgodzinny set zagrał pochodzący ze Szczecina nasz rodzimy Newskin, czyli elektroniczny duet dwóch producentów - Bartosza Utrackiego i Kuby Wojciechowskiego - który zagrał kilka naprawdę nośnych i ciekawych numerów, co ciekawe, także z wykorzystaniem gitary i basu.