ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 04.06 - Warszawa
- 05.06 - Gliwice
- 06.06 - Żórawina
- 07.06 - Żórawina
- 09.06 - Kraków
- 12.06 - Wrocław
- 20.06 - Zielona Góra
- 29.06 - Łagów
- 01.08 - Santok
- 20.06 - Słupsk
- 28.06 - Toruń
- 29.06 - Toruń
- 05.07 - Warszawa
- 10.07 - Bolków
- 11.07 - Bolków
- 12.07 - Bolków
- 13.07 - Bolków
- 23.07 - Warszawa
- 26.07 - Ostrów Wielkopolski
- 27.07 - Ostrów Wielkopolski
- 05.08 - Katowice
- 27.08 - Gdańsk
- 28.08 - Wrocław
- 29.08 - Katowice
- 30.08 - Lublin
- 31.08 - Białystok
 

koncerty

29.05.2025

WEATHER SYSTEMS, HAUNT THE WOODS, Warszawa, Progresja, 27.05.2025

WEATHER SYSTEMS, HAUNT THE WOODS, Warszawa, Progresja, 27.05.2025

Brytyjska formacja Weather Systems zagrała w tym tygodniu swoje pierwsze dwa koncerty w Polsce promując debiutancki album „Ocean Without A Shore”. Pierwszy z nich artyści zagrali w stołecznej Progresji…

Niewtajemniczonym tylko szybko przypomnę, że połowę tego kwartetu tworzą byli muzycy, kultowej wręcz w naszym kraju, brytyjskiej Anathemy – perkusista Daniel Cardoso oraz mózg całości, Daniel Cavanagh. Nie dziwi zatem, że do warszawskiego klubu ściągnęli najwierniejsi fani muzyki grupy z Liverpoolu stęsknieni brzmień, będącej w zawieszeniu od 5 lat, formacji. W zasadzie wiadomo, że gdyby Anathema nie przerwała swojej aktywności, to jej następny album brzmiałby właśnie tak, jak  Ocean Without A Shore. A poza tym nazwa zespołu to tytuł wydanego w 2012 roku jedenastego albumu Anathemy a okładka odwołuje się do pracy zdobiącej album Weather Systems. Do tego, na płycie zespół powrócił do dwóch kompozycji z przeszłości Anathemy.

I cały, dwugodzinny koncert, był wielką sentymentalną podróżą w Anathemową przeszłość odbytą wszak przez pryzmat nowych dźwięków z Ocean Without A Shore. Bo w składającej się z szesnastu nagrań setliście znalazło się tylko pięć kompozycji z promowanego albumu (kolejno Still Lake, Synaesthesia, Do Angels Sing Like Rain?, Are You There? Part 2 i Ocean Without a Shore), w tym jedna, retrospektywna, będąca drugą częścią klasyka z albumu A Natural Disaster. Trochę szkoda, bo to przepiękna płyta, jedna z najlepszych w całej… Anathemowej dyskografii (tak, napisałem to celowo). Marudzę pewnie troszkę na wyrost, ale zabrakło mi przynajmniej mojego ukochanego Take Me With You.

Sam koncert zaczął się, niczym w Hitchcockowskim filmowym klasyku, od istnego trzęsienia Ziemi. Wykonanie akustycznego Untouchable, Part 2, z wokalną partią Oliwii Krettek w języku polskim, rozwaliło system i ustawiło koncert. Natychmiast zrobiło się nostalgicznie, sentymentalnie i przejmująco a grupa miała publiczność w garści. To zresztą ona – piąty członek grupy (może nie aż tak liczna tego wieczoru, bo nie udało się zapełnić całego klubu) - swoimi entuzjastycznymi reakcjami tworzyła atmosferę koncertu. Dlatego też z ust Danny’ego co rusz wylatywały przeciepłe słowa o polskiej publiczności, najlepszej na trasie. Muzyk nie tylko sięgał wspomnieniami do pierwszych wizyt zespołu nad Wisłą sprzed 30 laty (czy wiecie, że oni zagrali u nas ponad 60 koncertów?!), ale też odnosił się do swoich osobistych doświadczeń życiowych.

Jak już wspomniałem, występ zdominowała Anathemowa historia. Ze sceny leciały w zasadzie kolejno same hity i piękności: Deep, Springfield, The Lost Song, Part 3, A Simple Mistake, Closer i wreszcie Flying na samiuteńki koniec głównego seta, które zostało wybrane przez publiczność mającą do wyboru jeszcze One Last Goodbye. I tu znów troszkę szkoda, bo wolałbym ten drugi utwór. Jestem przekonany, że gdyby do głosowania przez aplauz Danny przestawił kolejność tytułów, wygrałby mój faworyt. Ale za sam przesympatyczny pomysł, nastawiony na interakcję z publicznością, należą się ogromne brawa. Bisy to już trzy części Untouchable, kapitalne Fragile Dreams i… Danny wśród publiczności.

Wiem, że niektórzy mogli ponarzekać na brak Vincenta, albo na to, że przepiękna Soraia Silva to nie Lee Douglas. Mnie jednak ona urzekła swoją sceniczną spontanicznością, ciągłym uśmiechem na twarzy i tanecznością. A śpiewała też pięknie, choć oczywiście w nieco innej konwencji. I choć może faktycznie utwory Weather Systems wypadły tego wieczoru wykonawczo ciut lepiej od paru kompozycji Anathemy, to jednak cały występ emocjonalnie rozkładał na łopatki. I tylko z zazdrością zerkam na krakowski, ostatni występ na trasie zespołu, który dobył się dnia następnego, podczas którego muzycy wykonali Metallikowe Sad But True. No cóż, nie można mieć wszystkiego.

Przed gwiazdą wieczoru wystąpiła grupa Haunt the Woods, która promowała swój wydany dwa lata temu album Ubiquity. Ze sceny poleciała szeroka gama brzmień od alternatywy i indie rocka, po folk, pop i nutę progrocka. Zespół wypadł jednak nieco bojaźliwie, jakby na pół gwizdka, troszkę wpisując się w lekko senny nastrój wyczekiwania na Weather Systems, przy jeszcze niezbyt wypełnionej sali. Trzeba jednak przyznać, że zebrani pożegnali ich niezwykle ciepło.

 

Zdjęcia:

Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS ArtRock.pl na Facebook.com
© Copyright 1997 - 2025 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.