Uwielbiam takie kameralne, wręcz ascetyczne koncerty. Koncerty, na których jest trochę osób, ale i tak mam wrażenie, że zespół gra tylko dla mnie…
I tak było w miniony, piątkowy, dość słoneczny wieczór w ważnej dla mnie Częstochowie, wszak spędziłem w niej klika pięknych lat mojego życia. W nastrój występu fajnie już wprowadzało samo otoczenie klubu. Znajdująca się niemal u podnóża Jasnej Góry ulica Wieluńska, pełna kolorowych, ukwieconych kamieniczek, przypominała chwilami te francuskie lub włoskie zaułki. A sama Restauracja Klimaty Music Club, przy której wejściu znajdował się stelaż z koncertowym plakatem, ujętym w białą ramkę (gdzież jeszcze można coś takiego zobaczyć?!), ma nazwę adekwatną do wystroju. Niewielka, vintage’owa, z dywanem wypełniającym główną salę, pełna kolorowości, kwiatów i obrazów na ścianach.
I w takich okolicznościach, kilka chwil po 20, na niewielką scenę Klimatów wyszedł kwartet The POKS. Jeszcze przed samym występem, w krótkiej rozmowie z wokalistą i gitarzystą grupy, Łukaszem Dobernym, dowiedziałem się, że zagrają „wszystko… a nawet coś więcej”. Musiało być zatem pięknie. I było. Bo artyści zaprezentowali w całości ich pełnowymiarowy debiut Ja Człowiek, jedną z moich ulubionych płyt 2023 roku, sięgnęli też do wszystkich nagrań z wydanej w 2019 roku EP-ki Na Atomy (która zresztą, tego wieczoru, wreszcie trafiła w moje ręce w fizycznej postaci).
Świetnie się ich słuchało w takiej intymności, z tym charakterystycznym brzmieniem niewielkiej sali. Wybornie było posłuchać Acid, którym rozpoczęli występ, zamyślonej kompozycji Człowiek wybuchającej w refrenie, równie emocjonalnego utworu Całe zło, delikatnego i balladowego Toń, jednego z moich ulubionych ich numerów Charles Floyd, poprzedzonego tu dodatkowym Intro, czy wreszcie przejmującego Złudzenia, niezwykle uczuciowo zaśpiewanego przez Dobernego. Ze starszych rzeczy miło było usłyszeć Szum, czy Space Flight, który pojawił się na koniec podstawowego seta. A był też nowy, „taneczny” i mocno elektroniczny Wielki Brat, który tu dla mnie wybrzmiał zdecydowanie ciekawiej, niż w Sosnowcu, prawie rok temu, gdy widziałem ich po raz pierwszy. No i była wreszcie, na pierwszy bis, absolutnie premierowa kompozycja, jeszcze bez tytułu, która – moim zdaniem – dobrze rokuje na drugi album. Cóż, przesympatyczny wieczór, który – sądząc po reakcjach – przypadł do gustu wszystkim przybyłym do Klimatów…