Także i w Łodzi nie był po raz pierwszy a ja widziałem go ostatnio w zeszłym roku, w legendarnym warszawskim Remoncie. Mimo to – jego zwykle bardzo kameralne występy – cieszą się zainteresowaniem wiernych fanów, którzy nie tylko pamiętają jego Anathemowe korzenie, ale przede wszystkim cenią bogaty już i bardzo udany dorobek Antymaterii.
Łódzki występ tym razem odbył się w dość nowym koncertowym miejscu na mapie miasta włókniarzy (a i pewnie na koncertowej mapie Polski) – Klubopiwiarni. Dość przestronna i skąpana w lekkim półmorku sala klubu, z niewielką gabarytowo sceną w jednej części i stolikami po drugiej stronie, wydawała się odpowiednia do tego typu występu.
Tym razem Moss przybył z akustyczną odsłoną swojej muzyki. Dlatego też na scenie towarzyszył mu tylko David Hall odpowiadający za elektryczną gitarę. No właśnie, sam występ nie miał tak naprawdę klasycznie akustycznego charakteru, bo o ile Moss śpiewał i towarzyszył sobie na akustyku, to jednak „z sampla” płynęły wszelkie klawiszowe brzmienia i elektroniczne smaczki oraz niekiedy wybijany był rytm.
To był bardzo udany koncert. Moss, choć może niezbyt wylewny w słowach, zamknięty w sobie i z przeważnie opuszczonymi powiekami podczas śpiewania, był w bardzo dobrej wokalnej formie. W ciągu niespełna półtorej godziny wykonał wraz z Hallem szesnaście kompozycji, dość przekrojowo prezentujących dyskografię Antimatter. Dominowały wszak te z ostatniego krążka A Profusion of Thought (Entheogen, Paranoid Carbon,Templates) oraz z mojego ukochanego The Judas Table (miażdżące Comrades, Hole i Little Piggy). Był też jeden cover, By My Side, australijskiego INXS.
Bezpośrednio po występie Moss zszedł ze sceny i udał się na stanowisko z merchem, gdzie można było nabyć wspomniany album A Profusion of Thought, zarówno na płycie CD, jak i na pięknie wydanym podwójnym winylu. Nie muszę dodawać, że artysta chętnie podpisywał swoje wydawnictwa i rozmawiał z przybyłymi na ten udany wieczór.