Collage zaprasza na każdy ze swoich występów inną formację. Podczas wrocławskiego koncertu gościem był warszawski zespół Pale Mannequin, promujący swoją najnowszą EP-kę zatytułowaną "Toń". Czterdziestominutowy występ tej młodej i pełnej energii grupy tylko rozbudził apetyt fanów głównej gwiazdy wieczoru. Muszę przyznać, że brzmienie na żywo jest znacznie ciekawsze niż na płytach. Pełno energii, moc i temperament. Polska muzyka rockowa w stylu indie i art idzie zupełnie inną drogą niż zespoły skandynawskie czy brytyjskie. Z tego samego powodu warto ich posłuchać na żywo.
Zespół Collage jest niekwestionowaną legendą. Istnieje od 1985 roku, nie wydaje wielu albumów, ale każdy z nich jest wydarzeniem. Wydawało się, że już nic nowego nie powstanie. Przyczyną były ciągłe zmiany personalne - muzycy przychodzili i odchodzili, a trzon zespołu skupiał się na własnych projektach. Od wydania albumu "Safe" minęło aż 28 lat (!). Jednak pięć lat temu skład ustabilizował się, a pod koniec poprzedniego roku ukazało się długo oczekiwane wydawnictwo "Over and Out". To główny temat tej trasy koncertowej. W dwóch słowach - dali czadu! Publiczność zgromadzona w klubie śmiało to potwierdzała, wspierając zespół i dopingując przy każdym utworze! Bartek Kossowicz zaprezentował swoją najlepszą sceniczną formę od czasu ostatniego koncertu Quidam w klubie "Od zmierzchu do świtu". Występ Collage można podzielić na dwie części: przeszłość i teraźniejszość. Pierwsza część to starsze kompozycje, zaczynając od otwierającego album "Moonshine" utworu "Heroes Cry". Potem muzycy powrócili do swojego debiutanckiego albumu "Baśnie" oraz do tekstów utworów stworzonych jeszcze przed jego wydaniem, które znalazły się na kompilacji "Zmiany". "Ja i ty", "Kołysanka", "The Blues", "38/39", "Rozmowa". Druga część to wykonanie całego albumu "Over and Out"... a było widać, że dali z siebie wszystko. Tytułowy utwór to raczej maraton, ale peleton trzymał pełne siły, bez żadnych poślizgów czy zgrzytów, perfekcyjnie pokonując metę. Wojtek Szadkowski zaprezentował imponujące solo perkusyjne, a Bartek tylko zainicjował pierwsze dwa słowa drugiego utworu, a sala już kontynuowała "It's about the pain". Jedyne zawiedzenie publiczności pojawiło się, gdy dowiedziała się, że Steve Rothery nie wystąpi dzisiaj i nie zagra swojej solówki w zamykającym drugą część utworze "Man in the Middle". Biorąc pod uwagę, że cały koncert był już znany wszystkim z Trójki i Radia Lublin, nie było tajemnicą, że na bis zagrają "Baśnie" oraz "Living in the Moonlight", które zostały bardzo ciepło przyjęte przez dolnośląską publiczność. Bartek nie omieszkał poinformować o reedycji dwóch pierwszych albumów, także na płytach winylowych i kasetach MC, oraz o planowanym występie ze Stevem Rothery na jesieni, kiedy ten zagra koncert w Polsce. W planach jest również wspólne wykonanie utworu "Man in the Middle" z Collage.
Gdybym miał wymienić jedną wadę - było to oświetlenie. Nie wybaczę operatorowi nadmiaru niebieskiego i czerwonego światła. Usunięcie go ze zdjęć było bardzo trudne, dlatego niestety niektóre z nich mają ścięte kolory albo wcale. Ale to właśnie światło tworzyło tło całego muzycznego przedstawienia. Podczas ostatniego utworu żółty snop światła imitujący blask księżyca oświetlił muzyków na scenie. Był to świetny występ, publiczność rewelacyjna, a akustyk dokonał trudnego zadania - ci, którzy widzieli Stary Klasztor, wiedzą co mam na myśli. Brzmiało i wyglądało rewelacyjnie. Miałem tylko wrażenie, że występ Collage z Trójki i Radia Lublin dotyczył jakiegoś innego zespołu. Tutaj, na żywo brzmiało to nieporównywalnie lepiej. Może to magia tego miejsca? Na pewno przyczynili się do tego scena i ludzie na widowni.
Po koncercie udało mi się jeszcze zamienić kilka słów z muzykami obu zespołów, których serdecznie pozdrawiam. Koniecznie wróćcie tu jeszcze raz!