ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

09.01.2023

MACIEJ MELLER, LIVE AFTER ZENITH, Teatr Miejski, Inowrocław, 08.01.2023

MACIEJ MELLER, LIVE AFTER ZENITH, Teatr Miejski, Inowrocław, 08.01.2023

Są koncerty duże i małe, dobre i złe, krótko mówiąc.. „różne i różniaste”. Ale są też koncerty wyjątkowe. Takie jedyne w swoim rodzaju. Które prawdopodobnie nigdy nie zostaną powtórzone. Tym samym, w pewien sposób, historyczne. I taki był ten wczorajszy występ Macieja Mellera i jego muzycznych przyjaciół w inowrocławskim Teatrze Miejskim…

Meller w świecie szeroko rozumianego polskiego rocka cieszy się niemałą estymą. Założyciel kultowego już progresywnego Quidam tworzył ikoniczne dla polskiego proga albumy. Dziś to gitarzysta docenianego na całym świecie Riverside. Choć te powyższe przykłady to tylko dwa najbardziej znane muzyczne tropy pochodzącego ze Żnina muzyka, nieco ponad dwa lata temu, postanowił on otworzyć jeszcze jedną ścieżkę w swoim muzycznym życiu – tę solową. W 2020 roku wydał Zenith a niespełna dwa lata później, jego akustyczną wersję, Zenith Acoustic.

Ten wczorajszy koncert był pewnym ożywieniem tej przeciekawie rozwijającej się dla muzyka przygody, poprzez przeniesienie jej po raz pierwszy ze studia na scenę. I już chociażby z tego powodu był to występ wyjątkowy. Bo ten pierwszy. I jedyny, bo nie w ramach jakiejś trasy, niemalże na rodzinnej ziemi, w gronie najbliższej rodziny, przyjaciół, ale też miłośników jego talentu, którzy zjechali z bardziej odległych miejsc. Do tego, dzień przed wydarzeniem się wyprzedał. No i został przygotowany z niezwykłym pietyzmem.   

Przede wszystkim artysta zaprosił do tego przygotowywanego przez trzy dni występu (tyle przynajmniej trwały próby) aż ośmiu muzyków! Dlatego też, choć formuła koncertu miała charakter akustyczny, to ze sceny biło aranżacyjne bogactwo. I to nie tylko z gitar Macieja Mellera ale też fortepianu Zbigniewa Florka, fletów Jacka Zasady, subtelnych uderzeń perkusji Łukasza Oliwkowskiego, kontrabasu Jacka Mazurkiewicza, trąbki Pawła Hulisza i saksofonu Sebastiana Niemca. Wszyscy muzycy tego wieczoru prezentowali się wybornie, chciałoby się napisać nieco żartobliwie – stosownie do niecodziennych okoliczności wydarzenia. Nie mogę jednak nie wspomnieć o wyjątkowym występie wokalisty, Krzysztofa Borka. Nie chcę tu pisać o jakimś „skradaniu show”, bo Mistrz tego wieczoru był tylko jeden. Ktoś powie, że będąc frontmanem na takim koncercie i siedząc na najbardziej wysuniętym w stronę publiczności krześle, nietrudno przykuć uwagę. Jednak poradzenie sobie w takich ascetycznych pod względem brzmieniowym warunkach, gdy słychać każdy „szmer ciszy” a przy okazji każde drżenie głosu, i gdy śpiewu nie przykrywają tony podłączonych do wzmacniaczy instrumentów, jest czymś wyjątkowym. Emocjonalne wykonania Borka poszczególnych kompozycji były prawdziwym crème de la crème wieczoru.

Jego program w dużej mierze nie mógł zaskakiwać, wszak był zapowiadany a i sama nazwa występu i jego konwencja mnóstwo sugerowały. Zebrani usłyszeli akustyczny Zenith. Jednak dorzucenie do setlisty Planu B, który na akustyczną wersję Zenith nie trafił, było czymś niezwykłym. Tym bardziej, że kocham tę piosenkę. Trudno też przejść obojętnie obok magiczno-jazzowej wersji Trip. A to nie wszystkie momenty tego występu. Bo na scenie było wszak trzech muzyków wspomnianego Quidamu. Jak zagaił nieco żartobliwie Meller, to wciąż był niewystarczający skład do tego, aby coś z zamierzchłych czasów zagrać. Za chwilę jednak zaprosił on na scenę byłego wokalistę Quidam, Bartosza Kossowicza i – jak podkreślił – Quidamowe quorum stało się faktem. Ze sceny wybrzmiało We Are Alone Together... przejmująco wykonane przez aktualnego wokalistę Collage. I jeśli myślicie, że to już koniec repertuarowych zaskoczeń, to jesteście w ogromnym błędzie, bowiem artyści wykonali jeszcze w tę niedzielę Krakowski spleen Maanamu i Heroes, Dawida Bowiego.  

To że występ zakończył się owacją na stojąco nie powinno chyba nikogo dziwić. Podobnie jak pokoncertowe spotkania, rozmowy, zdjęcia i podpisy w teatralnym foyer. Niektórym nawet w koncertowym sklepiku udało się nabyć ostatnie sztuki unikatowych wydawnictw artysty, wszyscy zaś mogli wymienić elektroniczny bilet na ten jakże piękny, kolekcjonerski. Do tego spakowany do białej koperty zalakowanej pieczęcią z „Mellerowym znakiem”.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.