Do tej pory Behemoth, poza pierwszym razem podczas festiwalu Castle Party w 2010 roku, widziałem zazwyczaj w warunkach typowo klubowych...
Dzięki temu zespół przyzwyczaił mnie do tego, że pomimo nic niemówiących nazw zespołów suportujących, warto być wcześniej - w ten sposób mogłem pierwszy raz zobaczyć na żywo Merkabah, Batushkę czy choćby Obscure Sphinx. Tym razem z góry było wiadomo, że to będzie festiwal gwiazd, no może poza otwierającym koncert zespołem Unto Others, który klasycznie nic mi nie mówił ale miło zaskoczył i skłonił do przyjrzenia się jego dokonaniom.
Ale po kolei. Unto Others to mieszkanka metalu i gotyku, widać też było, że lubią oszczędne oświetlenie. A moją szczególną uwagę przykuł roztańczony wręcz gitarzysta zespołu, Sebastian Silva. Po przerwie na scenie zainstalował się pierwszy legendarny zespół - Carcass. Tu już było znacznie więcej światła. I muzyka przyspieszyła tempa - mówiąc krótko, zespół sprawił nam energetyczny łomot. Bardzo pozytywny, dla mnie był to jeden z lepszych występów tego wieczoru.
W przerwie pomiędzy kolejnymi zespołami zawisła wiele obiecująca przesłona sceny z napisem "Pure Fucking Metal", która podczas pierwszego utworu opadła ukazując w całej okazałości Arch Enemy - pierwszego headlinera wieczoru. Muszę przyznać, że wokalistka Alissa White-Gluz ma doskonałą formę - ciężko było za nią nadążyć obiektywem. Do tego wyskoki, młynek niebieską czupryną i machanie flagą. A i jeśli ktoś nie wie, Alissa głównie growluje. Tym razem scenarzyści użyli także ogni do urozmaicenia bardzo dobrego występu. Jednak (moim zdaniem) nie tak dobrego, jaki zaprezentował wcześniejszy zespół.
Po Arch Enemy zostało nam już czekać tylko na gwiazdę. Znowu przed sceną zawisła przesłona, tym razem biała, pełniąca rolę dwustronnego ekranu - z rzutnika zostało wyświetlone wideo obrazujące otwierający najnowszą płytę utwór "Post-God Nirvana", a po drugiej stronie, ze sceny zespół zafundował publiczności powitanie w formie teatru cieni. Intro łagodnie przeszło w "Ora Pro Nobis Lucifer" i zostaliśmy zmieceni ścianą dźwięku. Ścianą jednak bardzo selektywną - dokładnie było słychać każdy dźwięk gitar Nergala i Setha, basu Oriona, że nie wspomnę o potężnym brzmieniu zestawu perkusyjnego Inferno.
Zespół skupił się na promocji najnowszego albumu ale nowe utwory były poprzeplatane utworami z wcześniejszych płyt. Przed utworem "Off to War" Nergal pojawił się na scenie z żółto-niebieskimi racami i przytoczył łacińskie przysłowie "Chcesz pokoju - szykuj się do wojny". W "Blow your trumpets Gabriel" zauważyć można było pomocnika Inferno, który dobijał rytm na dużym bębnie - równie dobrze dodatkowa ścieżka mogłaby być puszczona z podkładu ale takie postępowanie potwierdza, że zespół nie idzie na skróty - spektakl na żywo, ma być na żywo.
Na zakończenie koncertu wybrzmiał finałowy utwór z najnowszej płyty, "Versvs Christvs", w finale którego w powietrze wystrzelił czarny śnieg. Na Grande Finale zespół przygotował utwór z dwudziestoletniej już płyty - Satanica. Podczas "Chant For Eschaton 2000" ognie tak buchały, że niemalże czuć było ich podmuch. Występ był bardzo energetyczny, szkoda tylko, że stosunkowo krótki, raptem godzina z niedużym haczykiem, i pozostawił nutę niedosytu.