Nie ukrywam, że pochodzący z Göteborga Evergrey, to jeden z moich absolutnych faworytów w szufladzie z ciężkim graniem…
Dlatego od 2010 roku wpadam na każdy ich „polski” koncert i nigdy się na ich scenicznej prezentacji nie zawiodłem. Szwedzi zresztą od kilku lat są ewidentnie na krzywej wznoszącej. Podczas pandemii nagrali dwa bardzo dobre albumy, wydali pandemiczną koncertówkę, do tego podpisali kontrakt z cenioną wytwórnią, Napalm Records.
Tym razem Tom S. Englund i spółka przybyli na jedyny polski występ do wrocławskiej Akademii (która pod względem frekwencyjnym prezentowała się doprawdy okazale), by promować w zasadzie dwie płyty: bardzo osobisty dla wokalisty, tegoroczny A Heartless Portrait (The Orphean Testament) oraz ubiegłoroczny, Escape Of The Phoenix. I te albumy zdominowały setlistę. Z pierwszego poleciały Save Us, które zainaugurowało koncert, Midwinter Calls z chóralnymi zaśpiewami publiczności, potężne, ale i „okrutnie” przebojowe Call Out the Dark oraz Blindfolded, które wybrzmiało na bis. Na ten bis muzycy wyszli już w białych, wizytowych koszulach, co oczywiście było nawiązaniem do ich stylizacji z teledysku do tej kompozycji. Z kolei z Escape Of The Phoenix Szwedzi zagrali Eternal Nocturnal, Where August Mourn i miażdżący In the Absence of Sun. Ponadto, w swoim półtoragodzinnym występie, muzycy sięgnęli do pięciu starszych albumów grając między innymi takie killery jak A Touch of Blessing z The Inner Circle (najstarszy tego wieczoru), Recreation Day czy King of Errors z Hymns for the Broken, którym zresztą zakończyli koncert.
Grupa była w formie, sprzyjało jej solidne nagłośnienie i entuzjastyczne reakcje zebranych. Szkoda tylko, że jako jedyna z występujących tego wieczoru kapel, wybrała nieco ascetyczną oprawę świetlną, przez co z pewnością nie była łatwym kąskiem dla koncertowych fotografów. Wkrótce jednak po występie, jak zresztą zapowiedział ze sceny Englund (był tego wieczoru bardzo rozgadany), byli dostępni dla swoich fanów przy wypasionym sklepiku z merchem. Przed Szwedami zagrała najpierw szwajcarsko-włoska formacja Virtual Symmetry serwując sporą dawkę raczej standardowego progresywnego metalu z matematycznie połamanymi riffami oraz zdecydowanie bardziej agresywni brzmieniowo Francuzi z Fractal Universe, którzy do elementów progowych dorzucili death metalowe wyziewy.
Fot. Mariusz Danielak [1-20), Tomasz Kamiński (21)