ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

11.08.2022

TESSERACT, LORNA SHORE, HERESY DENIED, Warszawa, Palladium, 09.08.2022

TESSERACT, LORNA SHORE, HERESY DENIED, Warszawa, Palladium, 09.08.2022

Zauważyłem, że zaliczam ostatnio dość ekstremalne pod względem muzycznym koncerty. Nie inaczej było we wtorkowy wieczór w warszawskim Palladium. Choć po widzianym dwa dni wcześniej Slipknocie, nic już nie jest w stanie mnie tak skutecznie zmasakrować…

Wieczór o 19 rozpoczęło poznańskie Heresy Denied i choć zacząłem ich oglądać z „akademickim kwadransem” opóźnienia muszę przyznać, że muzycy zaprezentowali się z bardzo dobrej strony. Jak na support zaskoczyła mnie wypełniona po brzegi publiką sala i bardzo solidne nagłośnienie, fajnie podkreślające ich deathmetalowe i deathcorowe, do tego podszyte nutą progresywnych łamańców, brzmienie. Warto wspomnieć o frontmanie, Marcinie Hendzliku, którego sceniczny image może zbytnio nie korespondował z płynącą ze sceny eksplozją mocy, niemniej szczególnie jego partie growlu budziły szacunek. Muzycy zakończyli swój udany, 40-minutowy występ (jeśli dobrze usłyszałem) kompozycją Persistence, zamykającą także ich tegoroczne wydawnictwo Disobedience Manifesto.

Jako drudzy na scenie pojawili się Amerykanie z dethcorowego Lorna Shore. Sądząc po ścisku na sali byli oni główną atrakcją wydarzenia. Co ciekawe, w harmonogramie mieli zapewnioną godzinkę, a tymczasem skończyli po trzech kwadransach. Nieważne. Ich gig był na tyle ekspansywny i intensywny, że z pewnością rozpalił maniaków czekających na ich dźwięki. Widać to zresztą było na ich twarzach, gdy opuszczali koncertową salę i przechodzili do foyer. Artyści rozpoczęli od ich największego i najpopularniejszego ciosu z ostatniego mini albumu  ..And I Return to Nothingness, kompozycji To the Hellfire. Zresztą ich setlista została oparta o trzy wydawnictwa, wspomniany mini album, który wybrzmiał na początku, płytę Immortal oraz jeszcze niewydaną, tegoroczną Pain Remains, z której wybrzmiały trzy utwory. Prym wiódł ich nowy wokalista Will Ramos, którego krzykliwe wokalne formy mogły w istocie przywoływać Daniego Filtha z Cradle Of Filth.

Wieczór zamknęła formacja TesseracT, która, nie ukrywam, była dla mnie głównym wabikiem. Nie można było tego powiedzieć niestety o publiczności, która na sali nieco się przerzedziła. W każdym razie na Lornie trudno było się wcisnąć w drzwi, a tu mogłem zawędrować niemalże pod samą scenę. Można powiedzieć, że Brytyjczycy stylistycznie dostosowali swój występ do charakteru całego wydarzenia. Jednym słowem, zaproponowali niemalże samo „gęste” i „grube” do bólu. Zaczęli od pierwszych trzech części mającej już ponad dekadę EP-ki Concealing Fate. Potem poleciało coś kompletnie nowego. Dominowało wszakże ostatnie Sonder, z którego wybrzmiały Beneath My Skin, King i na sam koniec rewelacyjny Juno. Muzycy brzmieli tego wieczoru naprawdę ciężko i aż trudno było zrozumieć, że obaj wioślarze, Acle Kahney oraz szczególnie stateczny i spokojny, James Monteith, generują tak masywne i rzeźnickie riffy. Bo istnym wulkanem energii był jak zwykle filigranowy Daniel Tompkins, który w pewnym momencie wpadł w publikę i zrobił stage diving. O tak, panowie dali potężnego energetycznego kopa, szkoda tylko że trwał on tylko… 57 minut.

Tekst: Mariusz Danielak
Foto: Michał "Angelus" Majewski

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.