To wspaniałe kiedy zespół przyjeżdża do fanów. Za to wszyscy szanujemy Riverside - że nie boją się nam pokazać swojej muzyki, wyjechali z Warszawy i szybko urośli do rangi zespołu legendarnego. Na fali sukcesów - ProgPower Europe - gdzie "skopali tyłki" zespół ruszył w trasę po europie. Bez paszportu, już nie musimy -wystarczy dowód, bus z przyczepką - i kilka sal. Na niektóre bilety były wyprzedane dawno przed koncertami. Ale zanim pojechali podbijać Unię – zawitali do Wrocławia. Miejsca, gdzie zawsze ktoś na nich czeka.
Poprzedni koncert Mariusz przywitał krótkim stwierdzeniem "Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej -Dobry wieczór Wrocław". Chociaż nie mieszkają tutaj, pracują aktywnie w 100lycy, to jednak są wrocławianami, gdzie w końcu znajdą tyle nawiedzonych gardzioł, które ciągle krzyczą „bis” ? Głośnych gardzioł, spragnionych wyposzczonych artrockowo dusz.
4 bisy. Dokładnie 4 bisy w 4 wizytę we Wrocławiu. Nowe kawałki i stare, mocne progmetalowe łomotanie i spokojne balladowe dźwięki. 2 godziny zespołu tylko dla wypełnionego po brzegi do granic przyzwoitości klubu. W życiu nie spodziewałem się, że ta muzyka potrafi tak do ludzi docierać – tyle osób to widziałem na Anegdoten w Krakowie, a tu proszę – ludzie z samego Wrocławia i głośne echa występu. Komentarze w sieci, w pracy, na ulicy – Riverside dotarło, nie stało się ot zwykłą nazwą jakieś tam kapeli z miasta W – ale stuprocentowym czarnym koniem, partią, z którą należy się liczyć. W końcu Riverside to czwórka świetnie ogrywających swoją rolę muzyków, którzy tworzą i grają w taki sposób, że dociera to do ludzi. Jaka to jest sztuka, tak przyciągająca do siebie fanów? Profesjonalizm i dobrze dotarta melodia. Z czystą przyjemnością podążyłem w towarzystwie małżonki oraz wspaniałych kolegów i koleżanki z redakcji, aby móc cieszyć się rzadką chwilą – z nadzieją, że w końcu powracając z Europy wpadną do Wrocławia zaśpiewać jak było.
"(..)Rise me up to let me in (..)"