ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

23.02.2020

LEPROUS, KLONE, MARATON, Warszawa, Progresja, 21.02.2020

LEPROUS, KLONE, MARATON, Warszawa, Progresja, 21.02.2020

Jeszcze nie opadł kurz po listopadowym koncercie Norwegów we Wrocławiu a tymczasem muzycy uraczyli naszych fanów kolejnymi trzema występami promującymi ostatni album "Pitfalls"…

I jeśli w związku z tym ktoś się obawiał o frekwencję, to musiał być mile zaskoczony. Bo może i Progresja nie wypełniła się tego wieczoru do końca, niemniej był to z pewnością ich najbardziej okazały pod względem frekwencyjnym koncert w stolicy w roli headlinera. Widać tym samym, że ich popularność nad Wisłą systematycznie wzrasta. I nie powinno to dziwić, bo oprócz stojących na wysokim artystycznym poziomie płyt muzycy oferują znakomite koncertowe widowiska. Nie inaczej było i tym razem.

Zanim jednak o nim, napiszmy słów kilka o ich… rodakach z Maraton, wszak to oni o wpół do dwudziestej otworzyli wieczór. Pochodzący z Oslo kwintet oparł swój występ na wydanym w ubiegłym roku krążku Meta oferując dźwięki z pogranicza progresywnego metalu, djentu, alternatywy i popu. Słychać było sporą fascynację Leprous (wokal), ale też ukłony w stronę takich kapel jak islandzki Agent Fresco, czy duńska Vola. Nie da się jednak ukryć, że pół godziny zagospodarowane na scenie Progresji było tego dnia najmniej ciekawym. Dosyć gęsta faktura brzmieniowa oraz słabsze nieco i mniej selektywne (w porównaniu z występującymi później składami) nagłośnienie, bardziej mnie męczyły, niż dawały komfort, choć materiał z Mety znałem dosyć dobrze.

Już po kwadransie na scenie zameldowali się Francuzi z Klone i wszystko poszło o poziom wyżej. Ostatni raz widziałem ich siedem lat temu, gdy supportowali w Warszawie Orphaned Land. Byli też wtedy nieco innym zespołem, grającym bardziej ekstremalnie. Tu zdominowali swój set utworami z dwóch ostatnich płyt: Le Grand Voyage ( Yonder,  Breach, Sealed, Silver Gate) i Here Comes The Sun (Immersion, Nebulous, Grim Dance). Było więc bardzo klimatycznie, atmosferycznie i przestrzennie. Po prostu pięknie. W piątkowy wieczór byli dla mnie największym magnesem i nie zawiedli mnie. Trzy kwadranse upłynęły jak z bicza strzelił. Publiczność myślała chyba podobnie, bo żegnały ich gorące, długie brawa.

Wiem, że to zabrzmi jak truizm, ale to był faktycznie jeden z najlepszych koncertów Norwegów jaki widziałem. Lepszy od tego wrocławskiego sprzed trzech miesięcy. Jeszcze nie tak dawno Leprous to były tylko dwa nazwiska: Einar Solberg i Tor Oddmund Suhrke. Dziś podczas koncertów tworzą niezwykle spójny sekstet, doskonale się uzupełniający (wręcz dosłownie, wszak nietrudno nie zauważyć częstych podmianek przy instrumentach), z wyraźnie widoczną chemią. Zagrali świetnie wyważoną setlistę, mieszając najnowszy, znakomity materiał z Pitfalls (Below, I Lose Hope, Observe the Train, Alleviate, Distant Bells, The Sky Is Red) z prawdziwymi killerami z przeszłości (Stuck, From the Flame, The Valley, The Price, Slave). Ależ zmasakrowali ostatnio niegranym The Valley, czy też wgniatającym w ziemię riffem The Price. Zwieńczenie koncertu w postaci The Sky Is Red, w skąpanej w czerwieni Progresji, po prostu otumaniało transem i motorycznością. Magiczny koncert z bardzo dobrym brzmieniem i takowymi uzupełniającymi go światłami oraz grafikami wyświetlanymi tuż za sceną.  

 

Zdjęcia:

Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.