W minionym roku więcej dzieł olfaktorycznych niźli muzycznych wpadło w me ręce. Nie oznacza to wcale, iż stałem się wyjątkowo uprzedzonym recenzentem wobec nowości, jakie napływały do mnie ze świata rozrywki w 2019 roku. Wynikało to raczej z krytycznego oglądu tego, co określa się pierwszą świeżością, a tak naprawdę zostało odgrzane jak przysłowiowy kotlet. Przypomina mi to premiery znanych marek pachnidlanych, które, wskutek tak zwanej reformulacji (zmiany receptury na „lepszą”), utraciły dawną klasę i wdzięk. Choć są wśród nich również takie, których kompozycja w wyniku „ulepszenia” uległa przemyślanemu uwspółcześnieniu, zyskując tym samym nowe życie. Podobnie było w przypadku składających się na poniższe podsumowanie dziewięciu (plus jedno wyróżnienie specjalne) albumów muzycznych.
1. Stephan Thelen Fractal Guitar (MoonJune)
„Fractal Guitar to płyta wyjątkowa, podnosząca prestiż wytwórni, dla której ją nagrano, oraz przywracająca wiarę w możliwości rocka zwanego progresywnym.” (cytat z napisanej przeze mnie dla ArtRock.pl recenzji, opublikowanej w dn. 12.04.2019).
2. Sirkis/Białas IQ Our New Earth (MoonJune)
„To, co czyni [ten album] wyjątkowym, to dwubiegunowość nastroju piosenek, śpiewanych przez — pomieszkującą od 2014 roku w Londynie — wokalistkę jazzową Sylwię Białas, biegłość zajmujących potyczek wokalnych między Izraelczykiem [Asaf Sirkis] a Polką, nieprzeciętność pomysłów obojga wymienionych artystów w pisaniu niebanalnych kompozycji oraz pierwszorzędne wykonawstwo, porównywalne z najlepszymi dokonaniami mistrzów gatunku.” (fragment napisanej przeze mnie dla ArtRock.pl recenzji, opublikowanej w dn. 29.12.2019)
3. No-Man Love You to Bits (Caroline International)
Błyskotliwy powrót do zamraczających słuchaczy transowym beatem nagrań z czepliwym, powtarzanym wielokrotnie refrenem, w tym przypadku nie do znudzenia. Album chyba powstał z myślą o miłośnikach suit w rodzaju Heaven Taste.
4. Orbit Service The Door to the Sky (wydana sumptem artysty)
„I tak jak po dobrej lekturze mistrza grozy niełatwo jest zmrużyć oko, tak też po ostatniej płycie Randalla trudno o samopoczucie tożsame z klasyczną Radością o poranku” (cytat z napisanej przeze mnie dla ArtRock.pl recenzji, opublikowanej w dn. 30.12.2019). Słowem – krzyk desperata znad przepaści.
5. Hedvig Mollestad Trio Smells Funny (Rune Grammofon)
Wypadające równie dobrze na żywo, jak w studio norweskie trio nie podbiło mojego serca od razu. W katowickim „Królestwie” (kwiecień 2017) ich występ wydał mi się nazbyt monotonny, być może dlatego, iż sam klub nie nastrajał do tego typu rozrywki. Wydany jeszcze w 2018 roku Smells Funny jest po prostu kapitalny. Hedvig Mollestad Trio grają z ikrą, jak podczas 6. Katowice JazzArt Festiwalu, „odnosząc się bez ogródek do twórczości King Crimson czy The New Tony Williams Lifetime”, a motorycznie niezwykle sprawna sekcja rytmiczna napędza super sola Hedvig Mollestad. Trudno sobie wyobrazić trzymającą w większym napięciu odmianę jazzu u schyłku dekady niż ta z zimnej Północy.
6. The Legendary Pink Dots Angel in the Detail (Metropolis)
Wyjątkowe podsumowanie czterdziestu lat działalności artystycznej trójki z Nijmegen, które wcale nie jest rozliczeniem kompilacyjnym. Nieustępujący poprzednikowi – Pages of Aquarius (2016) – pod względem liczby znakomitych pomysłów nań zawartych, wraz z wcześniejszą płytą stanowi żelazny element dyskografii zespołu z Nijmegen. Słyszalne tu i ówdzie echa z przeszłości Kropek – dwuczęściowe Itchycoo Shark/Isle of Sighs zainspirowane Hauptbahnhof – sięgają aż 1982 roku, czyli początków psychodelicznej formacji.
7. Mark Wingfield & Gary Husband Tor & Vale (MoonJune)
„Tor & Vale słucha się równie dobrze jak wysmakowanej części improwizacji Moonchild z repertuaru King Crimson, tylko zamiast sztucznych ogni muzyki rozrywkowej mamy tu istny wulkan energii, tryskający pomysłami i rozwiązaniami na miarę naszych czasów.” (cytat z napisanej przeze mnie dla ArtRock.pl recenzji, opublikowanej w dn. 08.11.2019).
8. The Wrong Object Into the Herd (MoonJune)
„Into the Herd jest zdecydowanie najciekawszym zbiorem nagrań, jakie wyszły spod palców gitarzysty [Michel Delville] od czasu brawurowego After the Exhibition. W pewnym sensie zresztą dystansuje się od niego i stwarza wrażenie absolutnej nowości” (fragment napisanej przeze mnie dla ArtRock.pl recenzji, opublikowanej w dn. 03.04.2019).
9. Gong The Universe Also Collapses (Kscope)
W odróżnieniu od tytułu płyty, muzyka Gongu z upływem czasu szczęśliwie nie podupadła. I choć nie zaskakuje niczym nowym, to słucha się jej bardzo przyjemnie. Obecne brzmienie zespołu przywołuje na myśl fragmenty takich albumów, jak You czy I See You, ale też przyzywa ducha samego Daevida Allena, takiego, jakiego znamy choćby z odprysku muzycznego Daevid Allen & Mikrokozmik i cyklu płyt pt. Sacred Geometry.
*- Specjalne wyróżnienie dla Nicka Cave’a za utrzymany w posępnym, elegijnym tonie Ghosteen, jakże dalekim od choćby rock’n’rollowego Henry’s Dream (1992).