ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

01.08.2019

SUMMER FOG FESTIVAL, Warszawa, Torwar, 27.07.2019

SUMMER FOG FESTIVAL, Warszawa, Torwar, 27.07.2019

Pierwsza edycja Summer Fog Festival pozytywnie mnie zaskoczyła. Początkowo spodziewałem się, że jedynie Nick Mason i jego Saucerful Of Secrets będą warci uwagi. Na szczęście okazało się, że byłem w błędzie.

SOFT MACHINE

Dotarłem lekko spóźniony, więc ominął mnie kwadrans występu. Kiedy wszedłem na salę nie było jeszcze tłumów, a zespół właśnie rozpoczynał The Tale Of Taliesin. Przyznam, że wykonanie lekko mnie rozczarowało. Fourteen Hour Dream z nowej płyty także jakoś nie powaliło. Ciekawiej zrobiło się podczas Kings and Queens. Jednak największe wrażenie wywarł na mnie medley w postaci fragmentów The Relegation Of Pluto/Tarabos/Sideburn/Hazard Profile Part One ze świetną solówką perkusyjną. Kapitalna gra wszystkich muzyków na scenie ze szczególnym uwzględnieniem bardzo wiekowej sekcji rytmicznej. Na finał panowie zaserwowali spokojny, pięknie zagrany Chloe and the Pirates. Podsumowując, końcówka występu uratowała zdecydowanie ten koncert. Czapki z głów dla najstarszej sekcji rytmicznej jaką miałem okazję widzieć na żywo – perkusista John Marshall rocznik 1941 oraz basista Roy Babbingot, rocznik 1940 ;). To jak ci panowie napędzali zespół w tym wieku było niesamowite! Po raz kolejny przekonałem się na własne oczy i uszy, że wiek, to tylko liczba.

BELIEVE

Formacja Mirka Gila, świętująca 15-lecie istnienia, zaprezentowała się z dobrej strony. Gitarzysta i lider formacji był w bardzo dobrej formie i krzesał iskry ze swojej gitary. Sekcja rytmiczna również na duży plus. Odrębne słowa uznania dla świetnej skrzypaczki Satomi, która swoją grą dużo wniosła do tego występu. Wokalista również zasłużył na słowa uznania, choć niektóre jego sceniczne zachowania (palenie róży, kładzenie się na scenie, czy rozsypywanie liści przy pomocy parasola były, delikatnie mówiąc, mało intrygujące). Zespół zaprezentował materiał z nowej płyty Seven Widows, jak również z przeszłości. Zdecydowanie nie przynieśli wstydu polskiej scenie rocka progresywnego.

DAVID CROSS BAND FEAT. DAVID JACKSON

David Cross, były muzyk King Crimson oraz David Jackson, muzyk Van der Graaf Generator wraz z pozostałymi członkami zespołu wystąpili tuż przed główną gwiazdą wieczoru. Początek występu jakoś do mnie nie trafił. Choć już utwór Starfall dawał nadzieję na dobry koncert. Najbardziej przypadło mi do gustu wykonanie utworu Come Again ze wspólnej płyty panów Crossa i Jacksona z 2018 r (jak stwierdzili, utwór został zmieniony w kwestii tekstu, jak i muzyki w stosunku do poprzedniej wersji). Panowie wykonali ten utwór kapitalnie, a cały Torwar śpiewał z nimi refren. Dużo improwizacji i energii sprawiło swoje – czapki z głów. The Pool również wypadł rewelacyjnie z popisową solówką Crossa i wspaniałą grą całego zespołu. Na finał usłyszeliśmy bardzo dobrą wersję Starless z repertuaru King Crimosn. Ciekawie było posłuchać tego utworu na żywo tylko z jednym zestawem perkusyjnym (bo Karmazynowy Król ostatnio zawsze gra wersję z trzema perkusjami). Już pierwsze dźwięki Starless kupiły Torwar dla panów Crossa i Jacksona. Świetna wersja, nie ma co do tego wątpliwości i zdecydowanie był to występ warty uwagi.

NICK MASON’S SAUCERFUL OF SECRETS

Bohater wieczoru, wraz z członkami swego zespołu, pojawił się na scenie Torwaru około 21:10. Rozpoczęli od Interstellar Overdrive. Później Astronomy Domine i Lucifer Sam. Początek koncertu niespecjalnie mnie porwał (trochę raziły słabe wokale, wszak Guy Pratt zawsze był tylko dodatkowym głosem dla Davida Gilmoura). Jednak już Fearless z wstawkami legendarnego hymnu kibiców Liverpoolu przyprawiło mnie o ciarki i od tej chwili występ był tylko ciekawszy. W mojej ocenie genialnie zagrane zostały dwa fragmenty z jednej z moich ulubionych (acz ogólnie niedocenionych) płyt Pink Floyd, czyli Obscured By Clouds. Wykonanie utworu tytułowego oraz When You’re In wyrwało mnie z butów i wielka szkoda, że nie trwało dwa razy dłużej – czapki z głów!. Po chwili Guy Pratt zapowiedział napisany przez Richarda Wrighta, swego zmarłego w 2008 r. teścia, „Remember a Day”. Powiedział przed wykonaniem, że ten utwór napisał Rick. Guy w trakcie wykonywania był wyraźnie wzruszony i również na twarzy Masona było widać takie same odczucia. Arnold Layne wypadł dobrze, Vegetable Man za to mnie nie porwał. Pierwsze dźwięki If wywołały burzę oklasków, a zagrane po chwili fragmenty Atom Heart Mother doprowadziły publikę do euforii. Repryza If wprowadziła trochę spokoju. To był zdecydowanie jeden z najwspanialszych momentów całego koncertu! Energetyczne The Nile Song ponownie podgrzało atmosferę, nieco uspokojoną przez poprzednie utwory. W trakcie ze sceny płynęła rockowa energia najwyższych lotów. Następnie scenę zalały zielone światła, a z głośników zabrzmiał śpiew ptaków i usłyszeliśmy piękną, rozbudowaną i liryczną wersję Green Is The Colour. Let There Be More Light wypadło rewelacyjnie i porwało publiczność. Fantastycznie wykonanie z brawmai dla każdego z członków zespołu. Chciałoby się, żeby potrwało nie 6 min, a przynajmniej 10 lub nawet dłużej!.

Childhood’s End było kolejnym magicznym fragmentem tego występu. Ciarki na plecach i wzruszenie, mimo, że nie było Davida Gilmoura na wokalu, ani na gitarze. Instrumentaliści poradzili sobie świetnie, a wokal był na poziomie, który w żaden sposób nie zepsuł odbioru tego (całkowicie niedocenionego), a będącego jednym z moich ulubionych utworów Pink Floyd.

Po jego zakończeniu Nick Mason stwierdził, że teraz w końcu będzie miał szansę pouderzać w stojący za nim, perkusyjny talerz, bo wcześniej zawsze zabraniał mu tego Roger Waters, który robił to własnoręcznie. Po takim wprowadzeniu stało się jasne, że usłyszymy Set The Controls For The Hearts Of The Sun. Cóż to było za wykonanie! Pełne improwizacji oraz psychodelicznej gry świateł, przeniosło widza poza czas i przestrzeń, zresztą o „Time Machine” wielokrotnie wspomniał bohater wieczoru podczas tego występu. Jeden z najlepszych fragmentów całego koncertu. Po tak dużej dawce emocji spoza czasu i przestrzeni ciężko było szybko wrócić do rzeczywistości. Muzycy jednak sprawnie o to zadbali grając bardzo dobrą wersję See Emily Play. Następnie szybki i energiczny Bike. Na sam finał podstawowej części usłyszeliśmy legendarne One Of These Days w świetnej, mocnej, rockowej wersji z Prattem skaczącym na jednej nodze po scenie. Brawa również dla gitarzystów, zastępujących Mistrza Gilmoura w tym utworze. Po zakończeniu Nick pożegnał się z publicznością i wszyscy zeszli ze sceny.

Po kilku chwilach na niej pojawił się najpierw Guy Pratt, a potem sukcesywnie dołączali pozostali członkowie zespołu, prezentując nam świetną wersję A Saucerful Of Secrets. Ostatnim bisem było energetycznie zagrane Point Me At The Sky. Owacjom nie było końca. Nick Mason, wraz z kolegami kilkukrotnie pokłonili się zgromadzonej publiczności, a bohater wieczoru kilka razy dziękował za przybycie i za wsparcie i powiedział „See you again”, więc może będzie jeszcze jakiś ciąg dalszy. Podczas całego występu Nick Mason był uśmiechnięty i radosny, widać było jaką radość sprawia mu przebywanie na scenie po latach przerwy.

Gdyby ktoś mi powiedział w 2005 r. (kiedy, mając 17 lat oglądałem w telewizji, z wypiekami na twarzy, koncert Pink Floyd w trackie Live 8), że kieyś zobaczę wszystkich członków Floydów na żywo, to popukałbym się tylko w czoło. W 2019 r. koło się zamknęło i mogę powiedzieć, że widziałem panów Gilmoura, Wrighta, Masona i Watersa na żywo w trakcie kilku koncertów. Niemożliwe nie istnieje.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.