ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 22.11 - Żnin
- 23.11 - Koszalin
- 24.11 - Gdynia
- 29.11 - Olsztyn
- 22.11 - Bydgoszcz
- 23.11 - Poznań
- 24.11 - Katowice
- 22.11 - Poznań
- 23.11 - Łódź
- 24.11 - Piekary Śląskie
- 22.11 - Olsztyn
- 23.11 - Gdańsk
- 24.11 - Białystok
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 01.12 - Warszawa
- 23.11 - Warszawa
- 24.11 - Wrocław
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 24.11 - Warszawa
- 24.11 - Kraków
- 24.11 - Kraków
- 25.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 26.11 - Warszawa
- 30.11 - Warszawa
- 30.11 - Kraków
- 30.11 - Sosnowiec
- 03.12 - Gdańsk
- 04.12 - Wrocław
- 05.12 - Kraków
- 06.12 - Warszawa
- 04.12 - Poznań
- 05.12 - Warszawa
- 06.12 - Kraków
- 06.12 - Kraków
- 06.12 - Jarosław
- 07.12 - Dukla
 

koncerty

28.07.2019

THIRTY SECONDS TO MARS, Dolina Charlotty, Strzelinko, 25.07.2019

THIRTY SECONDS TO MARS, Dolina Charlotty, Strzelinko, 25.07.2019

Mam dosyć ambiwalentne odczucia po koncercie zespołu braci Leto. No bo czy to był jeszcze koncert rockowy, czy napakowana efektami pop rockowa wydmuszka?

Już wchodząc do malowniczo położonego amfiteatru w Dolinie Charlotty czułem się dosyć nieswojo. Mnóstwo rozentuzjazmowanych, kolorowo, wręcz pstrokato ubranych młodych fanek pięknego Jareda, coraz silniej wtłaczało w moją głowę pytanie: co ja tutaj robię?

Ok, już poważnie. Lubię ich, mają na swoim koncie kilka naprawdę dobrych płyt i jeszcze więcej świetnych piosenek. I pod względem setlisty absolutnie się nie zawiodłem, bo usłyszałem praktycznie ich prawdziwe „Greatest hits”. Ze znakomitego This Is War poleciały wszak Night of the Hunter, Kings and Queen, tytułowy This Is War, Hurricane, Alibi, czy wreszcie mega przebojowy Closer to the Edge. A były jeszcze Up in the Air, Do or Die i City of Angels z Love, Lust, Faith and Dreams, czy zabójczy The Kill z A Beautiful Lie. No i było też oczywiście dużo, bo chyba sześć utworów, z najnowszego albumu America, one jednak już nie robiły takiego wrażenia.

Ich koncert, to bardziej spektakl, w którym wszelkiego rodzaju gadżety (fruwające nad głowami zebranych ogromne kolorowe piłki) odciągają uwagę od tego co najważniejsze – muzyki. Zresztą, co do tej ostatniej – wykonawczo nie można im nic zarzucić. Trzeba jednak pamiętać, że dziś koncertowy Thirty Seconds To Mars to przede wszystkim głos wszędobylskiego Jareda Leto i w dużej mierze podkłady generowane z tzw. taśmy. Śmiem twierdzić, że to co grał na bębnach Shannon, to tylko ułamki perkusyjnych figur docierających do uszy słuchaczy. Nie wspominając już o obsługującym klawisze, bas i gitarę Stephenie Aiello (programowo omijanym przez kamery – chyba ani razu nie pojawił się na wielkich ekranach zdobiących scenę), znajdującym się na scenie bardziej dla udowodnienia faktu, że jednak skądś ta dosyć bogata muzyczna faktura się wydobywa. Cóż, takie czasy. Skoro współczesna technika to umożliwia a fan (czytaj klient) chce być dobrze obsłużony, to czemu nie?

Całą uwagę skupiał oczywiście Jared. Z zarostem i długimi włosami oraz w takowej tunice wyglądał jak Chrystus w dużych słonecznych okularach. W drugiej części koncertu przywdział dodatkowo ogromny meksykański kapelusz oraz zdjął okulary uwydatniając pomalowaną twarz. Dobrze, że było go pełno, bo przestronna scena świeciłaby pustkami. W niemalże samym jej centrum ustawiono perkusję, a z boku, w zaciemnieniu, drobny „klawisz” na stojaku. Bez masy kabli, odsłuchów i wszelkiego rodzaju standardowych scenicznych gratów kolorowa scena (fakt, kapitalne światła) prezentowała się jak na jakimś sopockim festiwalu, podczas którego artyści zmieniają się jak rękawiczki.

Momentów było mnóstwo. Trudno tu je wszystkie przywołać. Były choćby promowane przez braci polskie pierogi… rzucane do publiczności. No i dziesiątki fanów na scenie (między innymi ci, którzy wcześniej złapali rzucane przez muzyków piłki i poduszki) podczas wykonywania kończącego koncert Closer To The Edge.

Czy było warto? Pewnie że tak. Chciałem usłyszeć w świetnej oprawie moje ulubione piosenki? No to je usłyszałem. A że w enourage’u, który nie do końca mi pasuje. Cóż, to wszak XXI wiek. A może ja się już starzeję? :)

Przed gwiazdą wieczoru wystąpiła Miętha, o której można napisać, że przyjemnie umilała czas zebranym w poszukiwaniu stoisk z piwem, kiełbasą i znanym bourbonem. I jeszcze jedno. Organizacyjnie wydarzenie przygotowane było naprawdę na wysokim poziomie. No poza jedną sprawą. Wyjazd z parkingu to istny armagedon. Aż strach pomyśleć, jak mogłoby to wyglądać, gdyby doszło do paniki, spowodowanej jakimś kryzysowym zdarzeniem. 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.