Widocznie muzycy uznali, że jak pożegnać się to z przytupem, jak na całość to na całość. Decyble to jedno, a wrażenia wizulne – mogące swoją intensywnością wywołać u niejednego padaczkę światłoczułą – to drugie. Obie części wypadły niemal świetnie i bez zarzutu.
Na setlistę złożyły się na dobrą sprawę same największe przeboje, gdyż czegóż innego możnaby oczekiwać od pożegnalnej trasy. Klasyki z takich krążków jak debiut, „Destroyer”, „Love Gun”, czy „Hotter Than Hell” to esencja kiss’owego grania wywołująca uśmiech na twarzy każdego fana. Na ich tle numery z lat 80-tych („Heaven’s On Fire”, „Lick It Up”, „Crazy Crazy Nights”) też nie wypadały najgorzej choć to już było nieco inne granie. Jedyne kiksy to „Say Yeah” z wybitnie chybionego albumu „Sonic Boom” oraz solowe popisy panów Singera i Thayera. Owszem, fajnie się patrzyło nie tyle na je same, co bardziej pirotechniczną i efekciarską otoczkę im towarzyszącą, która – między Bogiem, a prawdą – miała zapewne za zadanie przykryć mało wybitne umiejętności techniczne (Singer), bądź najzwyczajniejszy w świecie brak stylu (Thayer) muzyków. Jednak dla równowagi Singer za to fajnie zaśpiewał w „Black Diamond” (z powalającym jak zawsze finałem) i w „Beth” (choć tutaj smyczki z taśmy lekko drażniły).
Jednakże w przekroju całości nie rzutowało to na końcową ocenę występu, który był wyśmienity. „Love Gun”, „I Was Made For Lovin’ You”, “God Of Thunder”, “I Love It Loud”, czy nawet (jeden z moich faworytów) “Psycho Circus” zabrzmiały powalająco same w sobie. Były pałer, showmaństwo i przede wszystkim muzyka, która ściągnęła do The Hydro tłumy maniaków, wielu z nich z wymalowanymi twarzami (jak niżej podpisany zresztą). Co by nie mówić Kiss jest jednym z tych zespołów, które mają niezwykle specyficzną więź ze swoimi fanami co było wyraźnie widać i czuć podczas tego wtorkowego wieczoru.
„Farewell To Kings” – chciałby się rzec, gdyż trasa „End Of The Road” jest rzeczywiście pożegnaniem godnym królów. Kto planował, a ostatecznie przegapił krakowski koncert może sobie pluć w brodę, gdyż warto było. Już więcej nie wrócą...
Choć dwadzieście lat temu Panowie zarzekali się, że „Psycho Circus” będzie ich pożegnalnym krążkiem, a stało się inaczej...
Setlista: Detroit Rock City; Shout It Out Loud; Deuce; Say Yeah; I Love It Loud; Heaven’s On Fire; War Machine; Lick It Up; Calling Dr Love; 10000 Years; Cold Gin; God Of Thunder; Psycho Circus; Let Me Go Rock’n’Roll; Love Gun; I Was Made For Lovin’ You; Black Diamond.
Bisy: Beth; Crazy Crazy Nights; Rock And Roll All Nite.