Wreszcie przybyli do nas na klubowe koncerty. Trzy. Ten ostatni, pod pewnym względem wyjątkowy, odbył się w poznańskim Blue Nocie...
Pisząc, wreszcie, mam na myśli fakt ich obecności na festiwalu Ino – Rock w sierpniu 2017 roku. Mieli wtedy sporego pecha, bowiem dopadły ich problemy techniczne opóźniające występ, który - ostatecznie skrócony - trwał niespełna godzinę. Było ładnie, ale w pełnym słońcu i krótko.
Tym razem miało być inaczej. I było. Szczególnie w Poznaniu, gdzie Kanadyjczycy zaplanowali rejestrację materiału na nadchodzące wydawnictwo koncertowe. Sygnały z Piekar Śląskich i Legionowa wskazywały, że artyści są w świetnej formie. W poznańskim Blue Nocie potwierdziło się to w zupełności! Bo muzycy zagrali pełen energii, prawie trzygodzinny set, dzieląc go na dwie części, między które wstawiono 15 – minutową pauzę na oddech.
Troszkę bałem się o ten występ, bo Blue Note to kameralny klub, a scena malutka, szczególnie jak na będące sekstetem Mystery. Jednak panom starczyło miejsca na zaprezentowanie emocji i niesamowitej energii w nich tkwiących. Przede wszystkim było świetne, selektywne nagłośnienie, co w tak małych miejscach nie jest regułą. No a setlista? Tytuł trasy Live And Butterflies Tour zobowiązywał. Ostatni album wybrzmiał zatem w całości, choć porozrzucany pomiędzy resztę kompozycji. Ta reszta, to trzy utwory z Delusion Rain (Delusion Rain, The Willow Tree i A Song for You) i praktycznie po jednym reprezentancie z każdego wcześniejszego albumu wyłączając debiut Theatre Of The Mind (Pride, Scarlet Eye, Shadow Of The Lake, Through Different Eyes, The Preacher's Fall). Pewnie że szkoda, iż zabrakło Dear Someone i paru innych starszych killerów z ich dyskografii. Z drugiej strony, rejestracja wymuszała bazowanie na nowszych rzeczach, równie zresztą przejmujących, bogato zaaranżowanych, pełnych fantastycznych harmonii.
Kanadyjczycy prezentowali się faktycznie wybornie. Szczególnie Jean Pageau, z mocnym, wysokim i krystalicznie czystym głosem, chyba ani razu nie zawiódł. Do tego wkładał maski, kapelusz, przybierał liczne pozy, które pokazywały, jak mocno angażuje się w koncert. Na twarzach pozostałym muzyków też praktycznie cały czas gościł uśmiech a publiczność zmusiła ich do dodatkowego bisu, mimo iż solidnej postury basista François Fournier dawał znaki, że przekracza to już jego fizyczne możliwości. Piękny występ.