Pierwotnie trasa „ Us + Them Tour : The Continent of Europe 2018” obejmowała tylko jeden koncert w Glasgow, jednak fakt, że bilety rozeszły się dosłownie w kilka godzin pierwszego dnia sprzedaży, wymusiło dorzucenie dodatkowego terminu dzień później, aby zaspokoić popyt, co też nie do końca chyba się udało, gdyż The Hydro wypchane było po brzegi, a co za tym idzie, chętni na kolejny show w Glasgow na pewno by się jeszcze znaleźli.
Koncert był wyśmienity. Od strony repertuatowej trudno zarzucić cokolwiek; „Ciemna Strona” poszła niemal w całości, obszerne fragmenty „Animals”, umiejętnie zmontowane (choć śladowe) fragmenty „The Wall” do tego kilka rzeczy z ostatniej (chyba troszkę niedocenianej) solowej płyty Watersa „Is That The Life We Really Want?” umiejętnie uzupełniających i tak już ciekawą setlistę.
Efekciarsko też było. Wielkie płótna imitujące słynną elektrownię w Battersea (z okładki „Animals”) na której również wyświetlano filmiki, latająca dmuchana świnia, liczne lasery łącznie z tymi układającymi się w pryzmat podczas odgrywania „Eclipse” to tylko nieliczne atrakcje upiększające występ Watersa. Najważniejsza była jednak muzyka.
Rewelacyjnie wypadły obie kompozycje z „Animals” ze szczególnym nastawieniem na wyjątkowo agresywnie odegrany „Pigs (Three Different Ones)” w którym to Waters pojechał po Donaldzie J. Trumpie jak po łysej kobyle. Ogromna moc drzemała w „Welcome To The Machine” z oryginalnym filmikiem Geralda Scarfe’a sklejonym na potrzeby trasy „Wish You Were Here” z 1975 roku. Przy „The Great Gig In The Sky” poryczałem się jak bóbr, gdyż panie Wolfe i Laessig zaśpiewały przepięknie, tylko leciutko urozmaicając, a nie zmianiając charakter kompozycji z uporem lepszej sprawy (jak to zrobiła stękająca ekipa na gilmourowych Pompejach). „Time”, „Money” i przede wszystkim „Us & Them” zabrzmiały ekstraligowo same w sobie.
Trudno do czegokolwiek się przyczepić choć osobiście zastrzeżenia mam do gitarzysty Jonathana Wilsona, któremu Waters powierzył kilka znaczących partii wokalnych. Niestety jego soulujący tembr (delikatnie powiedziawszy) nie zawsze się sprawdzał, a w „Dogs” to nawet pasował jak świni siodło. Na szczęście to było tylko mankamenty zupełnie nie rzutujące na odbiór koncertu jako całości.
A Roger? Cóż, dla mnie to artysta w każdym calu. Pomimo sędziwego wieku wciąż niezwykle aktorski, żywiołowy i uświadamiający społecznie przez co wiele z jego tekstów sprzed wielu lat – jak chociażby te z „Animals” – zdają się być dziś jeszcze bardziej aktualne niż kilka dekad temu i mające wciąż tę samą moc oddziaływania na ludzką wrażliwość.
Występ absolutnie świetny i porywający. Posiadaczom (nietanich) biletów na krakowskie i gdańskie koncerty Watersa zapewnić mogę, iż nie pożałują wydanych pieniędzy.
Setlitsa: Speak To Me/Breathe; One Of These Days; Time; The Great Gig In The Sky; Welcome To The Machine; Déjà Vu; Last Refugee; Picture That; Wish You Were Here; The Happiest Days Of Our Lives/Another Brick In The Wall Part 2 & 3; Dogs; Pigs (Three Different Ones); Money; Us & Them; Smell The Roses; Brain Damage; Eclipse; Comfortably Numb.