Już 25 maja swoją premierę będzie miało nowe, szóste już wydawnictwo solowego projektu Mariusza Dudy, Lunatic Soul, zatytułowane "Under The Fragmented Sky"…
To niesamowite, ale ten powstały kilka lat po debiucie Riverside projekt szybko osiągnął wydawniczy rozmach i dziś (a w zasadzie już za niecały miesiąc) liczba jego albumów będzie równa liczbie studyjnych wydawnictw macierzystej grupy Dudy. Co ważne, sam twórca z dużą pieczołowitością dba o artystyczny wyraz kolejnych publikacji, nadając im zdecydowanie odmienny charakter od tego muzycznego nurtu, z którego większość rockowych słuchaczy go zna. Pewnie dzięki temu każdy kolejny krążek Lunatic Soul jest artystycznym wydarzeniem i trudno obok niego przejść obojętnie.
I wygląda na to, iż podobnie będzie z Under The Fragmented Sky, który ukazuje się dziesięć lat od premiery „czarnego” Lunatycznego albumu. Z tej okazji, 26 kwietnia, artysta zaprosił do niewielkiego, znajdującego się w Alejach Ujazdowskich, Studia U22, grupę dziennikarzy, krytyków oraz od lat bliskich jego twórczości przyjaciół i słuchaczy, na spotkanie o jubileuszowo – premierowym charakterze. Spotkanie, podczas którego większość przybyłych mogła po raz pierwszy, na miesiąc przed oficjalną datą wydania, posłuchać w audiofilskiej jakości kilku kompozycji z nadchodzącej płyty. Albumu, którego nota bene, większość zebranych mogła już czysto fizycznie dotknąć i to zarówno w wersji winylowej jaki i CD.
Zanim jednak wybrzmiały pierwsze dźwięki z Under The Fragmented Sky zebrani cofnęli się w czasie. Prowadzący spotkanie dziennikarz Teraz Rocka i zarazem gitarzysta Collage, Michał Kirmuć w rozmowie z Mariuszem Dudą sięgnął do początków historii Lunatic Soul. Tłem dla tejże były przyniesione przez Dudę winylowe wersje Lunaticowych albumów ale też i filmowe impresje w postaci klipów zapowiadających płyty. Przy tej okazji pojawił się przed zebranymi pierwszy gość twórcy Lunatic Soul, Krzysztof Bienkiewicz z Sightsphere, który opowiedział o wkładzie w wizualną stronę LS oraz zdradził, że filmowy obraz do Shutting Out the Sun z Walking on a Flashlight Beam powstawał w jego domu. Przytoczył też anegdotę dotyczącą tworzenia teledysku do Fractured, kiedy to w Alejach Ujazdowskich został zatrzymany przez policję i to bynajmniej nie z powodu umieszczonej przed szybą auta kamery. Uzupełnieniem do wspomnień o bardziej zamierzchłych czasach był odtworzony jako pierwszy Wanderings z "dwójki" Lunatic Soul. W tych studyjnych, sterylnych warunkach zabrzmiał szlachetnie i tylko zachęcił do powrotu na „biały” album.
Tym jednak, co chyba najbardziej intrygowało zebranych podczas spotkania był nowy krążek, Under The Fragmented Sky. Wprowadzeniem do niego był pokazany na ekranie i objaśniony przez Mariusza znany już – choćby z mediów społecznościowych – schemat, który on nazwał dla swojego użytku „Kręgiem życia i śmierci”. Umiejscowił na nim nagrane już albumy i puste miejsca dla tych, które dopiero przed nim. A wszystko w logicznym ciągu osadzone na dwóch półkulach - ciemnej, bardziej orientalnej, będącej symbolem śmierci i jasnej, z dużą dozą elektroniki, symbolizującej życie.
Duda tak zaczął opowieść o swoim najnowszym muzycznym dziecku: to płyta zupełnie inna niż „Fractured”, bardziej instrumentalna, refleksyjna, melancholijna i już nie tak mocno popękana na okładce. I chyba nawiązująca trochę do tych klimatów z poprzednich albumów. Ona specjalnie umieszczona jest w tym miejscu na osi czasu (tu artysta wskazał miejsce na schemacie), bo nawiązuje do „czarnego”, „białego” i „szarego” albumu oraz do krążka, który powstanie jako kolejny. Chodziło o to, aby przedstawić mniej popękany i bardziej zaokrąglony obraz Lunatic Soul. A czy to płyta bardziej różnorodna? Artysta kontynuował: Mamy 10 – lecie Lunatic Soul i pomyślałem sobie, aby w jakiś tam sposób podsumować te 10 lat, żeby troszkę było i z tego starego i z nowego okresu. Zdaniem muzyka album, mimo różnorodności, jest jednak bardzo spójny. Pierwszą muzyczną ilustracją nowej płyty była kompozycja z bardzo transową, rozciągającą się na cały utwór niczym dźwięk alarmu, muzyczną figurą wywołującą tym samym dosyć niepokojący klimat.
To krążek w zdecydowanej większości instrumentalny, wszak na płycie znajdują się tylko dwa utwory z tekstami. Jak przyznaje muzyk: jeśli o nie chodzi chciałem nawiązać do „Fractured”, ale przede wszystkim podkreślić, że to jest koniec żałoby, przechodzimy do kolejnego etapu, swoje się odczekało, zrobiło i idziemy dalej. Najważniejsze dla mnie przy tej płycie było poeksperymentowanie w trochę inny sposób. Więcej jest tutaj eksperymentów wokalnych. Do tej pory było to takie „zawodzenie” w stylu Petera Gabriela z „Passion” czy w stylu Dead Can Dance. Tutaj, dzięki większej ilości elektroniki, mogłem sobie pozwolić na inne rzeczy. Jak zauważył Michał Kirmuć, który miał już okazję słuchać całego albumu, jak na płytę instrumentalną, tego głosu jest tu bardzo dużo. Duda: taki był zamysł i cieszę się bardzo, że udało się ten głos wykorzystać w takiej formie. Ale chciałem, żeby ta płyta nie była w pełni instrumentalna, żeby czymś różniła się od „Impressions”, stąd pojawiły się dwie piosenki, miały być na płycie „Fractured”, ale nie pasowały mi z tego względu, że były za mało „popękane”, za bardzo „okrągłe”, melancholijne.
I jeszcze jedna ważna rzecz od twórcy Lunatic Soul: staram się zawsze kultywować melodię. Uważam, że w dzisiejszej muzyce melodii jest mało, a zwłaszcza w takiej – nazwijmy to - muzyce poważniejszej, która zdobywa gdzieś tam jakieś nagrody. Lunatic Soul daje mi możliwość zmierzenia się ze światem będącym pomiędzy muzyką niemelodyjną a muzyką melodyjną. Staram się zawsze, gdy w grę wchodzi tylko jakiś szum czy trzask, robić coś, aby była w tym melodia. I to jest to, co sprawia, że ten projekt jest oryginalny.
Podczas spotkania pojawiło się też kilka zdań Mariusza o grafice zdobiącej płytę: po raz pierwszy pojawia się inna okładka, nie ma już symbolu LS, jest tylko „popękany pan” autorstwa Jarka Kubickiego. W ostatniej chwili zmieniliśmy okładkę, to był dzień przed wypuszczeniem jej do druku, poprosiłem Jarka, żeby wyrównał jedną rzecz na dole a on powiedział mi: słuchaj, mam inny pomysł na okładkę…
Jeszcze jednym gościem tego wieczoru był Robert Srzednicki, producent albumów Lunatic Soul, dzięki któremu brzmienie albumów Dudy dopracowywane w Serakosowym studiu ma tak wyjątkową jakość i przestrzeń. Zajawką rozmowy z nim był premierowo odsłuchany utwór Trials, trochę orientalny, ale przede wszystkim eksperymentalny brzmieniowo, w którym sporo jest zabawy głosem. Głosem, który staje się kolejnym instrumentem. Zdaniem Srzednickiego krążek brzmi ciężej, organicznie i bardziej mrocznie, nie jest też piosenkowy. Przy okazji producent opowiedział anegdotę związaną jeszcze z poprzednim albumem i wątkiem wgrywania w materiał orkiestry, która jego zdaniem brzmiała pod względem harmonicznym po prostu źle. Jak się okazało, wszystko zostało wgrane o pół taktu za wcześnie i wywołało tak niecodzienny efekt.
Muzyczną prezentację zakończył utwór The Art of Repairing, który nie jest żadnym odrzutem z wcześniejszej sesji, powstał w tym roku i jest ulubioną kompozycją Mariusza na tej płycie. Komentując tę, jego zdaniem, najbardziej eksperymentalną tu rzecz podkreślił, iż elektronika daje dziś ogromne możliwości, mimo że do tej współczesnej ma spory dystans. Jeszcze raz Duda: tworząc muzykę elektroniczną zawsze staram się, żeby coś tam w środku było, żeby nie brzmiało, jak standardowa muzyka z komputera.
No i jeszcze jedna kwestia dotycząca szans na koncertową odsłonę Lunatic Soul. Duda tak odniósł się do pytania Kirmucia w tej sprawie: to co dzisiaj się dzieje, to przede wszystkim odsłuch płyty, ale jest to też, w pewnym sensie, koncert projektu studyjnego. Próbowałem przejechać się przez empiki z gitarą akustyczną ale potem jak zobaczyłem to na YouTubie… (śmiech). Cóż, ma to w sobie pewną siłę. Wiem, że bezczelnie jest w dzisiejszych czasach nie grać koncertów, bo artysta musi z czegoś żyć, a jeżeli nie gra koncertów, nie jest w stanie wyżyć ze sprzedaży płyt. Ja, dzięki temu, że mam Riverside mogę sobie pozwolić na to, żeby Lunatic Soul był projektem typowo studyjnym. A przy takim projekcie można zupełnie inaczej podchodzić do procesu tworzenia. I powiem szczerze, że chciałbym to zachować, natomiast prędzej, czy później będzie taka sytuacja, że te utwory będą grane na żywo, tylko jeszcze nie wiadomo w jakiej formie. Czy to będzie Lunatic Soul, czy Mariusz Duda solo, czy wreszcie jeszcze inny projekt. Na pewno chciałbym cały ten cykl, który tu jest pięknie na tym telewizorze przedstawiony, uzupełnić zgodnie z tym co siedzi mi w sercu i w głowie, a potem, jak to się skończy… zobaczymy. Może rzeczywiście trzeba będzie zmierzyć się z kilkoma utworami w wersjach na żywo.
Spotkanie zakończył znany już słuchaczom promujący album utwór Untamed, chyba najbardziej nośny w zestawie. Przed jego odtworzeniem artysta powiedział tak: utwór ten jest takim wyraźnym znakiem i symbolem, że bez względu na to jak bardzo będę eksperymentował, to jednak najbardziej liczyć się będą u mnie przede wszystkim dobre melodie i piosenki. I ta piosenka, która ma średnio 3:30 i która jest tak przez wielu fanów tzw. ambitnej muzyki negowana, jest jednak niezwykłym wyzwaniem dla muzyka i artysty. Bo stworzenie dwunastu minut dziwnych, przelewających się ambientowych dźwięków nie jest aż tak trudne, jakby się mogło wydawać. I mówi to muzyk z 15 - 20 - letnim doświadczeniem. Większym wyzwaniem jest dla mnie piosenka i cieszę się, że akurat ten najnowszy album piosenka kończy.
Cóż, pozostaje uzbroić się w cierpliwość i już za niespełna miesiąc posłuchać najnowszego dzieła Lunatic Soul oraz skonfrontować swoje wrażenia z odczuciami twórcy.