Po niespełna dwóch latach izraelska formacja Orphaned Land powróciła do naszego kraju. Tym razem artyści przybyli promować swój nowy album „Unsung Prophets & Dead Messiahs”…
Po wizycie w Warszawie w 2013 roku i we Wrocławiu w 2016, tym razem muzycy dotarli do Krakowa. I zanim zagrali w wawelskim grodzie spotkali się z miłośnikami swojej twórczości w Centrum Społeczności Żydowskiej, tuż obok Synagogi Tempel, na niezwykłym, krakowskim Kazimierzu. Niedługie, półgodzinne spotkanie, na które przybyło kilkanaście osób, choć mocno się opóźniło, przebiegło w niezwykle miłej atmosferze. Lider formacji, Kobi Farhi, przybliżył na początku koncept Unsung Prophets & Dead Messiahs a z jego kolejnych wypowiedzi wyłaniał się obraz głównego przesłania formacji – tworzenie muzyki, która ma łączyć ludzi bez względu na ich rasę, religię, czy polityczne poglądy. Niejako idealnie w owe credo wpisali się sami zebrani, pochodzący z różnych stron świata. Szczególną radość sprawiła muzykom obecność studiującej w Polsce mieszkanki muzułmańskiej Jordanii. Na sam koniec spotkania przybyli mogli oczywiście podpisać przyniesione wydawnictwa i zrobić sobie z muzykami pamiątkowe zdjęcia. Zresztą, poniżej można zobaczyć kilka fotografii i z tego wydarzenia.
Sam koncert odbył się już w klubie Zet Pe Te, znajdującym się na terenie dosyć rozległego kulturalnego kompleksu o mocno industrialnym charakterze. Byłem w nim po raz pierwszy i muszę przyznać, że miejsce po dawnych Zakładach Przemysłu Tytoniowego (wcześniej będących Cygarfabryką) ma pewien klimat i pasuje do obcowania z ciężką, metalową, muzyczną materią.
Koncertowa sala nie wypełniła się tego wieczoru po brzegi, jednak i tak, pod względem frekwencyjnym, był to do tej pory chyba najbardziej okazały występ Osieroconej Krainy w Polsce. Widać, że ilość ich fanów nad Wisłą systematycznie rośnie. Zresztą, nie w ilości, a w jakości siła. Ci, którzy przybyli do krakowskiego klubu, zgotowali zespołowi bardzo gorące przyjęcie, które zrobiło na zespole duże wrażenie. Grupa odegrała nie tylko całą, liczącą piętnaście kompozycji, zaplanowaną setlistę ale nawet dodała na pierwszy bis staruteńkie i ascetyczne, bo na głos i gitarę, The Beloved’s Cry. To miłe i wymowne. Wszak gdy przeglądałem setlisty z innych, wcześniejszych koncertów, takiego akcentu nie było. I nie chodzi tu tylko o to, że dzień wcześniej, w Rumunii, też tego nie było a muzycy po raz pierwszy od ponad ćwierć wieku, z powodu nierzetelności organizatora, nie zagrali na koniec występu standardowego Norra el Norra. U nas oczywiście wybrzmiał ten klasyk z obowiązkowym zaśpiewem publiczności i machaniem łapkami.
A co było wcześniej? Przede wszystkim sześć premierowych rzeczy z ostatniego, świetnego krążka. The Cave, które otworzyło koncert (tak jak otwiera album), promujące płytę We Do Not Resist, podniosłe Like Orpheus (które tego wieczoru, ze względu na wspomniane zdarzenie sprzed kilku godzin, miało wyjątkową wymowę) , Yedidi, In Propaganda i absolutnie piękne, okraszone stylowym gitarowym popisem Idana Amsalema, All Knowing Eye. No a poza tym same hity i totalne koncertowe killery na czele z All is One, wyczekiwanym przeze mnie zawsze Ocean Land, czy Sapari. Jak to zawsze u nich, elementy orientalne i etniczne, dominujące w takich kompozycjach jak Yedidi czy Olat Ha'tamid, zgrabnie przeplatały się z tymi metalowymi [The Kiss of Babylon (The Sins), Birth of the Three (The Unification)]. Biorąc pod uwagę fakt, że wiele ich kompozycji ma pod względem aranżacyjnym symfoniczny wręcz rozmach, a na scenie mieliśmy tylko pięciu muzyków, oczywistym jest, że całość wypadła nieco brutalniej i surowo. Tym bardziej, że szczególnie w pierwszej części koncertu, zwłaszcza bliżej sceny, było chyba nieco za głośno i mniej selektywnie. Ale i ten cały brzmieniowy entourage dodawał wydarzeniu cech prawdziwego metalowego święta o orientalnym posmaku.
Warto jeszcze dodać, że ów wieczór miał jeszcze inne stylistyczne barwy, bowiem przed gwiazdą wieczoru zaprezentowali się folk-corowi Rumuni z Dirty Shirt, progresywni Izraelczycy z Subterranean Masquerade i włoscy death metalowcy z Lunarsea.