Można powiedzieć, że progresywna Łódź nie tonie. W mieście włókniarzy dosyć regularnie dochodzi do wydarzeń, podczas których prezentuje się czołówka krajowego, szeroko rozumianego, progresywnego rocka…
Nie inaczej było w miniony piątek i w sobotę w łódzkim Magnetofonie. W ramach dwudniowego festiwalu Prog on Days zaprezentowało się sześć składów (Abstrakt, Art Of Illusion, Votum, Animate, Anvision i Retrospective) w większości prezentujących ten mocniejszy, a niekiedy i mroczniejszy odcień tej muzycznej stylistyki. Jednym słowem, tym razem było bardziej progmetalowo niż artrockowo.
Stali bywalcy dotychczasowych łódzkich koncertów i festiwali organizowanych przez niestrudzonego promotora takiego grania, Krzysztofa Barana, w piątek i sobotę zostali zaproszeni do zupełnie nowego miejsca – klubu Magnetofon, czyli dawnej Luki po lekkim liftingu. Do tej pory większość podobnych wydarzeń odbywała się w kameralnych i dosyć sterylnych wnętrzach Łódzkiego Domu Kultury, zapewniających zebranym zarówno komfortowy pobyt, jak i odsłuch, z jednoczesnym brakiem specyficznego „rockowego brudu”. Tu już ten ostatni zdecydowanie przeważał, co wyrażało się choćby w doskwierającym niepalaczom zapachem nikotynowego dymu i nie do końca satysfakcjonującym brzmieniu podczas występów Abstrakt i Art Of Illusion. Podaję te dwie nazwy, bo niestety uczestniczyłem tylko w pierwszym dniu festiwalu i trudno mi się odnieść do drugiej odsłony imprezy.
Nie ukrywam, że absolutnym magnesem i główną gwiazdą imprezy było dla mnie warszawskie Votum. Do tej pory jestem pod sporym wrażeniem ich ostatniego, nagranego z nowym wokalistą Bartoszem Sobierajem, albumu :KTONIK:. Nie dziwi zatem, że na kompozycje z tego krążka głównie czekałem. I nie zawiodłem się, bo tego wieczoru wybrzmiały z niego, o ile mnie pamięć nie myli, Satellite, Greed, Spiral, Horizontal i Vertical. Jednak prawdziwą wisienką na torcie była prezentacja trzech premierowych kompozycji zapowiadających nowy materiał. Rzeczy, które już w pierwszym odsłuchu intrygowały i choć może jeszcze nie do końca są „ułożone”, rozbudzają apetyt na nowy krążek. Ich koncert był definitywnie najlepszym setem tego wieczoru, z bardzo solidnym nagłośnieniem i zdecydowanie najlepszymi światłami. Do tego z dobrą prezentacją sceniczną, z pełnym wigoru frontmanem i zgrabnym, utrzymywanym od dłuższego czasu, pomysłem na siebie (czarne stroje i skrywające głowę kaptury, w czym najbardziej konsekwentny był gitarzysta Piotr Lniany). Nie mieli tego wieczoru łatwego zadania. Z powodów osobistych nie mógł zagrać z zespołem drugi gitarzysta, Adam Kaczmarek. To ponoć pierwszy taki koncert w historii grupy. Mimo tego dali radę i wcale nie zabrzmieli mniej masywnie. I choćby z tego powodu był to wyjątkowy występ.
Przed Votum, mniej więcej po godzinie zagospodarowali na scenie Art Of Illusion i Abstrakt. Ci pierwsi, choć oficjalna premiera ich drugiego albumu Cold War of Solipsism anonsowana jest na 26 stycznia wraz z promocyjnym koncertem w rodzinnej Bydgoszczy, przywieźli już do Łodzi świeżutkie płyty i, co najważniejsze, zaprezentowali premierowe z niej dźwięki na Magnetofonowej scenie. Szkoda jednak, że brzmieli nieco za głośno i przez to mniej selektywnie, co przy tak zaawansowanej strukturalnie muzyce i nieznajomości materiału mogło budzić u odbiorcy efekt pewnego dyskomfortu. Lepiej było przy dźwiękach z debiutanckiej płyty Round Square of the Triangle, czy znanym już i bardzo udanym singlu Allegoric Fake Entity. W dosyć podobnych brzmieniowo warunkach (niestety) zaprezentowali się poznaniacy z Abstrakt. To chyba najmniej pasująca do progresywnej szuflady kapela tego wieczoru. Z drugiej strony, dokładnie odczytując znaczenie przymiotnika „progresywny”, ich pojawienie się tu było wręcz idealne. Bo Abstrakt był chyba najbardziej eklektycznym zespołem tego wieczoru. Prog, psychodelia, post metal, doom, gotyk, to tylko kilka łatek z brzegu, które przychodziły mi do głowy podczas słuchania ich ciekawego występu. Można zatem powiedzieć, że pierwszy dzień festiwalu (dopiętego też sprawnie pod względem czasowym) mimo drobnych minusów, był naprawdę udany.