ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 15.11 - Gniezno
- 16.11 - Kłodawa Gorzowska
- 17.11 - Zielona Góra
- 22.11 - Żnin
- 23.11 - Koszalin
- 24.11 - Gdynia
- 29.11 - Olsztyn
- 15.11 - Szczecin
- 16.11 - Grudziądz
- 17.11 - Łódź
- 20.11 - Wrocław
- 21.11 - Siemianowice Śląskie
- 22.11 - Olsztyn
- 23.11 - Gdańsk
- 24.11 - Białystok
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 16.11 - Piekary Śląskie
- 16.11 - Bydgoszcz
- 17.11 - Kraków
- 19.11 - Kraków
- 20.11 - Warszawa
- 21.11 - Warszawa
- 22.11 - Bydgoszcz
- 23.11 - Poznań
- 24.11 - Katowice
- 21.11 - Katowice
- 22.11 - Poznań
- 23.11 - Łódź
- 24.11 - Piekary Śląskie
- 23.11 - Warszawa
- 24.11 - Wrocław
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 24.11 - Warszawa
- 24.11 - Kraków
- 25.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 26.11 - Warszawa
 

koncerty

13.05.2017

6. Katowice JazzArt Festival 2017, 25.04–30.04

6. Katowice JazzArt Festival 2017, 25.04–30.04
Dla żartu grał mając umieszczoną w dzwonie saksofonu altowego plastikową butelkę po wodzie mineralnej, którą gasił wcześniej pragnienie po wyczerpujących go znakomitych solach. Berne improwizując imponował wszystkim, a intelektualizując przypominał genialnego Anthony’ego Braxtona z występu we wrocławskim NFM-ie w listopadzie 2015 roku.

Ostatniej niedzieli kwietniowej zakończył się trwający niemal tydzień Katowice JazzArt Festival. Hasłem przyświecającym tegorocznej, szóstej edycji były słowa Niny Simon – Jazz to nie tylko muzyka, to sposób na życie. Nie licząc występu LabTrio z Belgii w przedbiegu katowickiego święta jazzu, pierwszy z sześciu burzliwych wieczorów tej kompleksowej imprezy należał do artystów z Norwegii i tym samym nawiązywał rodowodem zaproszonych nań gości do epilogu zeszłorocznej jego edycji, tj. gigu młodych, nieokrzesanych muzycznie Dunek z kwartetu Selvhenter. Listę ambasadorów jazzu dopełnili przybysze z różnych zakątków Europy i obu Ameryk. Nie zabrakło również artystów rodzimej sceny jazzowej. Tymczasem na pierwszy ogień poszli Norwegowie: Hakon Kornstad i Hedvig Mollestad Trio. Pierwszy z artystów podczas wieczoru w NOSPRze śpiewał pieśni salonowe włoskiego mistrza sztuki wokalnej Francesco Paolo Tosti (1846-1916) i arie operowe, w tym tę najbardziej rozpoznawalną i niesamowitą Nadira z Poławiaczy pereł Bizeta – Je crois entendre encore. Kornstad grał na saksofonie tenorowym, klarneto-flecie i śpiewał… tenorem, a wszystko odbywało się pod hasłem Tenor Battle (pojedynek tenorów). W celu nadania rytmu poszczególnym utworom Norweg m.in. uderzał z dużą siłą nacisku w klapy oktawowe swojego instrumentu. A dzięki użyciu looping machine zapewnił sobie ciągłość zapętlania fraz, przez co mógł swobodnie improwizować i popisywać się swymi umiejętnościami wokalnymi. Wprawdzie wykonanie Pearl Fisher dalekie było od absolutu, jakim z pewnością są dwie istniejące w archiwach Naxos interpretacje neapolitańczyka Enrico Caruso, ale Kornstad nie do końca przegrał tę rundę w potyczce tenorów; tym razem po prostu jego saksofon okazał się piękniejszy.

Po iście odkrywczym i zaskakującym otwarciu festiwalu, zapowiadane hucznie przez organizatorów „power trio” Hedvig Mollestad Thomassen zagościło tego samego wieczoru w katowickim „Królestwie”, podbijając serca klubowiczów swym hardrockowym fizys. Nie wiem, co zrobiło większe wrażenie na publiczności, mieszany skład norweskiej formacji czy jej muzyka będąca mieszanką trzech odrębnych stylów: hard rocka lat 70., jazz fusion oraz psychodelii? Co prawda Hedvig Mollestad grała z ikrą, odnosząc się bez ogródek do twórczości King Crimson czy New Tony Williams Lifetime, ale osobiście zabrakło mi odrobiny wytchnienia, refleksji i liryzmu w poczynaniach trójki z północy. Więcej psychodelicznych odniesień znalazłbym w muzyce anglosaskich grup rockowych i folk-rockowych z kolorowych lat 60. niż u Norwegów tamtego wieczoru. Nie chcę przez to powiedzieć, że wersje koncertowe nagrań HM3 odarte były zupełnie ze swobodnej formy wypowiedzi, przesterowanych brzmień gitary elektrycznej czy elektrycznego (kontra)basu. Po prostu katowicki występ trójki, jak większość debiutanckich krążków nowofalowych zespołów, raził monotonią. Więcej blasków i cieni znajdziecie choćby na ostatnim albumie tria Black Stabat Mater.

Większy margines swobody poruszania się po gatunkach muzycznych zastosowali członkowie założonego w Graz tria Buraku. Tworzący je dwaj Brazylijczycy (Gustavo Boni i Luis Andre de Oliveira) oraz Włoch Nicolo Loro Raveni zgotowali melomanom w środowy wieczór alternatywne jazz-metalowe granie. Alternatywne, albowiem nie mające wiele wspólnego – poza silnymi, seryjnymi uderzeniami w bęben centralny zestawu perkusyjnego, połamanymi rytmami i przenikliwie ostrymi dźwiękami saksofonu – z osiągnięciami „klasyków” tego gatunku, tj. Shining czy Panzerballet. Elektryzujące tematy wygrywane przez Nicola na saksofonie były nad wyraz melodyjne, a jego popis solowy w połowie koncertu w sali kameralnej nr 211 budynku KMO był równie fantastyczny, co klasyczne kompozycje live Pink Floyd (por. Careful With That Axe, Eugene) czy King Crimson (por. The Letters), osnute, podobnie jak ten, wokół kontrastów – zgiełku i ciszy.

Nieuznającą podziałów etnicznych grupę Buraku poprzedził równie ciekawy set dwóch rodzimych organizmów muzycznych pod jednym dachem klubu Hipnoza i o jednej porze. Bachorze + Pilokatabaza, bowiem o nich mowa, są podług słów organizatora festiwalu, tj. Katowic Miasta Ogrodów „reprezentantami polskiej sceny eksperymentalnej i freejazzowej”. Ich muzyka, w rzeczy samej, to jedna wielka improwizacja, oparta m.in. na wznoszeniu monstrualnej ściany dźwięków, wytwornie tkanej przez gitarę i dwie perkusje, zaprawianej brudnymi akordami saksofonu barytonowego Michała J. Biela. Wierzę, że występ niniejszego combo nie był przygodnym spotkaniem znudzonych grą w macierzystych formacjach artystów, poszukujących nowych wrażeń estetycznych i żywię nadzieję, iż zagrają oni jeszcze dla nas nieraz, utrwalając swe eksperymenty dźwiękowe na nośniku cyfrowym. To jednak nie oni byli gwiazdami wieczoru, lecz legendarny gitarzysta i okolicznościowy perkusista SBB Apostolis Anthimos. U jego boku tamtego wieczoru zagrały młode talenty. W piłce nożnej często mówi się, że nazwiska nie grają. W muzyce bywa podobnie. Miniatury Lakisa, czyli stare numery śląskiego artysty w zupełnie nowych aranżacjach, zaliczam do najmniej atrakcyjnych, wręcz nużących chwil całego festiwalu. Muzycy zamknęli się w schemacie – temat, solo, solo, solo, powtórzenie tematu – który ćwiczyli bez końca. Jedyne pozytywne akcenty występu to sola garkotłuka i gitarzysty SBB oraz śpiewność tematów przewodnich Olafa Węgra.

Miłym z kolei zaskoczeniem był dobry występ Anke Helfrich Trio. Jego liderka wygrywała rozmaite post-bopowe dedykacje, z których ta dla Martina Luthera Kinga z użyciem laptopu zrobiła chyba największe wrażenie. (Niegdyś m.in. muzycy Orchestral Maneouvres in the Dark zrobili podobną rzecz wplatając przemówienia tego czarnoskórego obrońcy praw człowieka do kompozycji Southern z 1986 roku). Nawet nie pałający miłością do jazzowych pieśniarek sympatycy synkopowanych rytmów musieli zrazu polubić gwiazdę niemieckiego post-bopu, gdy ta zamiast śpiewać deklamowała, akompaniując sobie na fortepianie. Podobnie jak MLK, Anke Helfrich miała najwyraźniej oryginalny pomysł; wiedziała, co zrobić podczas publicznego występu, aby dogodzić nawet najzajadlejszym krytykantom.

Tuż po udanym występie AHT w NOSPRze, w „Absurdalnej” Marcin Olak Quartet promował swój ostatni krążek Bessarabian Journey, skomponowany specjalnie na festiwal Nowa Muzyka Żydowska. Pomimo że ów gig odbywał się w „Absurdalnej”, muzycy kwartetu nie zaprezentowali weselno-knajpianych pieśni żydowskich typowych dla klezmerów. W swej bezpretensjonalnej grze odwoływali się przede wszystkim do średniowiecznej krainy, charakteryzującej się niemal od zawsze wieloetnicznością, a także zdawali się puszczać oko do twórczości Johna Zorna z okresu albumu Bar Kokhba. Skoro wspomniałem słowem o autorze Naked City, przejdę do jego rówieśnika Tima Berne’a, który dał chyba najciekawszy koncert podczas tegorocznego festiwalu przyćmiewając to, co było przed i po nim. As altu wystąpił ze swym zespołem „Snakeoil” – Oscarem Noriegą (klarnet, klarnet basowy), Mattem Mitchellem (fortepian) i Chesem Smithem (instrumenty perkusyjne). Nowojorczyk, „uczeń” Juliusa Hemphilla, zagnieżdżony jest we free jazzie i avant-garde jazzie, a odznacza się tak indywidualnym stylem gry, jak inny obywatel NYC, czyli wymieniony już John Zorn. Nagrywający dla wielu niezależnych wytwórni płytowych (Empire, Screwgun, Soul Note, JMT), w tym obecnie dla ECM-u Manfreda Eichera, alcista Tim Berne zaprezentował się z materiałem ostemplowanym etykietą tej ostatniej kuźni dźwięków. Dla żartu na przykład grał mając umieszczoną w dzwonie saksofonu altowego plastikową butelkę po wodzie mineralnej, którą gasił wcześniej pragnienie po wyczerpujących go znakomitych solach. Berne improwizując imponował wszystkim, a intelektualizując przypominał genialnego Anthony’ego Braxtona z występu we wrocławskim NFM-ie w listopadzie 2015 roku. Po emocjonującym wieczorze z muzyką niemalże doskonałą można było na pocieszenie nabyć gorącą jeszcze płytę pianisty Matta Mitchella Forage.

Spore ożywienie spowodował także przyjazd Broken Brass Ensemble (niderlandzki oktet łączący tradycyjny nowoorleański jazz z hip-hopem, funky, bluesem i soulem) w zastępstwie za zapowiadany, a ze względów pogodowych odwołany, Hot 8 Brass Band. Instrumentaliści przyjechali prosto z bremeńskiego festiwalu JazzAhead i nie zagrali na pół gwizdka. Grali tak, jakby od tego zależało ich całe życie; zupełnie jak opisani w książeczce załączonej do ich najnowszej płyty kompaktowej Astonishing Tales from beyond the Brass Dimension tańczący mieszczanie fikcyjnego Uzzo w lipcu 1931 roku, gdy pełni nadziei oczekiwali przejścia przez śliwkowe wrota niekończącej się rozkoszy i dalej poza ramy „dętego” wymiaru. Sam koncert, jeśli nawet nie tak rozkoszny jak powyższa opowiastka, z pewnością był rozrywkowy i przyjemny. Niedługo po zgaszeniu świateł w sali KMO katowickie święto jazzu przeniosło się na scenę Hipnozy, gdzie rozłożył swe instrumenty kwintet francuski Papanosh. Promowany przezeń drugi w karierze kolektywu z Rouen album A Chicken in a Bottle jest tak zróżnicowany pod względem stylistycznym, jak niektóre płyty z muzyką progresywną. Pełno tu nagłych zmian tempa, ciekawych lub wręcz zaskakujących sól sekcji dętej oraz intuicyjnego „drżenia” czy piszczenia organów Farfisa. Z niekłamaną radością więc przysłuchiwałem się im w przedostatni dzień festiwalu i nie zdziwiło mnie wcale, iż to właśnie ten rozrywkowy kwintet wynajęto, aby poprowadził zamykający cały event „Bal de Papanosh”.

Ponadto na koniec festiwalu, podobnie jak podczas zeszłorocznej jego edycji, festiwalowiczów „zagnano” do NOSPR-u, gdzie byli świadkami finałowej improwizacji z udziałem polskich awangardowych śpiewaczek jazzowych Agaty Zubel i Anny Serafińskiej. Ta druga wykonywała również partie solowe w zagranym tamtego wieczoru utworze M is for Man, Music, Mozart Louisa Andriessena na śpiewaczkę jazzową i zespół. Miłośnicy jazzu i melomani muzyki klasycznej mogli też posłuchać Sonaty na dwa fortepiany i dwie perkusje (1937) Beli Bartoka. Fortepian i perkusja to pierwsze dwa instrumenty, jakie ten węgierski kompozytor i etnomuzykolog poznał jeszcze jako dziecko. Wysłuchaliśmy też prawykonania kompozycji Liolit Pawła Hendricha, skomponowanej specjalnie dla głównego wykonawcy, tj. Orkiestry Muzyki Nowej. Drugi raz z rzędu w programie imprezy organizatorzy zafundowali mało jazzowy, a bardziej awangardowy wieczór, któremu chwilami bliżej było do Warszawskiej Jesieni, aniżeli Katowice JazzArt Festiwalu. Nie dziwi mnie to wcale, albowiem dyrektorem ww. orkiestry jest nie kto inny, jak tylko Szymon Bywalec, zasiadający m.in. w Komisji Programowej tego liczącego się w świecie festiwalu.

Podsumowując 6. Katowice JazzArt Festival chcę powiedzieć, że największe wrażenie zrobili na mnie artyści potrafiący zaskoczyć słuchacza czymś nowym i odkryć przede nim owo magiczne przejście w inny, nienadęty wymiar jazzu bez zbędnej próżności, koturnowości i blichtru. Z pewnością udało się to większości z zaproszonych nań znakomitości, z których na słowa uznania zasługują: norweski człowiek-orkiestra Hakon Kornstad, obiecujący projekt Bachorze i Pilokatabaza, grające głośno i z rozmysłem trio Buraku, sięgający po utwory Niny Simon oraz przekuwający jej słowa – będące również mottem całego festiwalu – w czyny kwintet Papanosh, od początku do końca kreatywny i porywający à la Anthony Braxton Tim Berne, post-bopowe i nowatorskie Anke Helfrich Trio, inspirowany Johnem Zornem etno-jazzowy Marcin Olak Quartet, a także wesołe i sztubackie Broken Brass Ensemble. 6. Katowice JazzArt Festival był zatem równie udany jak poprzedni, pomimo że gwiazd formatu Tima Berne’a było jak na lekarstwo, a mikrofony do ręki dano mało znanym twórcom jazzu. Tymczasem owo młode pokolenie jazzmanów udowodniło, iż ma własne zdanie, które nie jest bynajmniej bezmyślnym powielaczem myśli muzycznej weteranów gatunku. Tym samym wieszcze słowa z promującego drugi album Henry Fool T-shirtu o tym, że Jazz-rock is not dead są w pełni zasadne. Z niecierpliwością więc będziemy wypatrywać zapowiedzi kolejnej edycji jazzowego święta w mieście ogrodów. 

 

Zdjęcia:

Hedvig Mollestad Trio, 25.04.2017, Klub Królestwo, Katowice Hedvig Mollestad Trio, 25.04.2017, Klub Królestwo, Katowice Hedvig Mollestad Trio, 25.04.2017, Klub Królestwo, Katowice Hedvig Mollestad Trio, 25.04.2017, Klub Królestwo, Katowice Hedvig Mollestad Trio, 25.04.2017, Klub Królestwo, Katowice Bachorze + Pilokatabaza, 26.04.2017, Jazz Club Hipnoza, Katowice Bachorze + Pilokatabaza, 26.04.2017, Jazz Club Hipnoza, Katowice Bachorze + Pilokatabaza, 26.04.2017, Jazz Club Hipnoza, Katowice Bachorze + Pilokatabaza, 26.04.2017, Jazz Club Hipnoza, Katowice Bachorze + Pilokatabaza, 26.04.2017, Jazz Club Hipnoza, Katowice Buraku, 26.04.2017, Sala 211 KMO, Katowice Buraku, 26.04.2017, Sala 211 KMO, Katowice Buraku, 26.04.2017, Sala 211 KMO, Katowice Buraku, 26.04.2017, Sala 211 KMO, Katowice Buraku, 26.04.2017, Sala 211 KMO, Katowice Apostolis Anthimos Apostolis Anthimos Apostolis Anthimos Apostolis Anthimos Apostolis Anthimos Tim Berne Tim Berne Tim Berne Tim Berne Marcin Olak Quartet, 28.04.2017, Klub Absurdalna, Katowice Marcin Olak Quartet, 28.04.2017, Klub Absurdalna, Katowice Marcin Olak Quartet, 28.04.2017, Klub Absurdalna, Katowice Marcin Olak Quartet, 28.04.2017, Klub Absurdalna, Katowice Marcin Olak Quartet, 28.04.2017, Klub Absurdalna, Katowice Broken Brass Ensemble, 29.04.2017, Sala koncertowa KMO, Katowice Broken Brass Ensemble, 29.04.2017, Sala koncertowa KMO, Katowice Broken Brass Ensemble, 29.04.2017, Sala koncertowa KMO, Katowice Broken Brass Ensemble, 29.04.2017, Sala koncertowa KMO, Katowice Broken Brass Ensemble, 29.04.2017, Sala koncertowa KMO, Katowice Papanosh, 29.04.2017, Jazz Club Hipnoza, Katowice Papanosh, 29.04.2017, Jazz Club Hipnoza, Katowice Papanosh, 29.04.2017, Jazz Club Hipnoza, Katowice Papanosh, 29.04.2017, Jazz Club Hipnoza, Katowice Papanosh, 29.04.2017, Jazz Club Hipnoza, Katowice
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
Picture theme from BloodStainedd with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.