Niezwykłym koncertem w Piotrkowie Trybunalskim węgierska Omega rozpoczęła świętowanie swojego 55 – lecia…
Tak, tak. To prawdziwa legenda rocka, która choć swoje największe artystyczne sukcesy święciła w latach siedemdziesiątych minionego wieku, i dziś wzbudza spore emocje. Pokazał to piotrkowski koncert zorganizowany w ramach Dni Przyjaźni Polsko – Węgierskiej. Bo choć tego wieczoru pogoda nie rozpieszczała i było najzwyczajniej zimno, grupa rozgrzała zebranych do czerwoności. Dodajmy od razu, że mimo delikatnych obaw o frekwencję, ta była fantastyczna i przed muzykami roztaczało się doprawdy – jak za ich starych dobrych czasów – morze ludzkich głów.
Węgrzy przyjechali do trybunalskiego grodu z naprawdę dużą produkcją. Dziewięcioro muzyków na scenie (troje wokalistów, po dwóch gitarzystów i klawiszowców) i wyjątkowy gość, o którym później. Oczywiście serca prawdziwych fanów biły mocniej na widok tych muzyków, którzy przez lata tworzyli podwaliny pod legendę Omegi. Klawiszowiec László Benkő w kowbojskim kapeluszu i skórzanych spodniach imponował nie tylko grą, ale i ciągłym uśmiechem. Wokalista János Kóbor, frontman pełną gębą, z długimi, siwymi włosami i gustownymi okularami, mimo ponad siedemdziesięciu lat intrygował energią i sceniczną witalnością. No i jeszcze György Molnár na gitarze oraz Ferenc Debreczeni za bębnami. Młodszy zaciąg nie prezentował się jednak gorzej. Uwagę zwracała szczególnie basistka Katy Zee i to nie tylko wyrafinowaną urodą, ale przede wszystkim soczystym wymiataniem na instrumencie. A skoro o soczystości mowa, bardzo dobrze wyglądało selektywne nagłośnienie (mimo początkowych problemów z wokalem), bogate światła i oprawa sceniczna. Na wielkim telebimie za plecami muzyków wyświetlano animacje i archiwalne zdjęcia. Szczególny sentyment wśród miłośników grupy musiała wzbudzić prezentacja zdjęć w formie koncertowego wstępu, zbierająca historię grupy w dużej pigule.
Trudno tu pisać o każdej z wykonywanych kompozycji. Archiwistom i zbieraczom proponuję zerknąć na pomieszczoną ciut niżej koncertową setlistę, która miała przekrojowy charakter i z pewnością usatysfakcjonowała najstarszych miłośników zespołu. Niejako tradycyjnie rozpoczęli od Marszu Radetzkiego a potem już poleciały rzeczy z Trombitás Frédi és a Rettenetes Emberek (Ω I), 10 000 lépés (Ω II), Éjszakai Országút (Ω III), Nem tudom a neved (Ω VI), Idörabló (Ω VII), Csillagok Útján (Ω VIII), Az Arc (Ω X), Omega XI, Babylon (Ω XIII), 200 Évvel az utolsó háború után, Trans And Dance (Ω XIV), Egy életre szól (Ω XV), Időrabló (Time Robber), czy Oratorium.
Wyjątkowym smaczkiem koncertu był gościnny występ Józefa Skrzeka. Ciepło przyjęty przez swoich węgierskich przyjaciół lider SBB zaczął od zapowiedzi Niemenowskiego klasyka Dziwny jest ten świat, który za chwilę wybrzmiał w niecodziennej 8 – minutowej wersji, poprzedzonej 4 – minutowym intro na dwa klawiszowe zestawy (László Benkő, Józef Skrzek). Co ciekawe, utwór został zaśpiewany w języku polskim przez Levente Csordása (odpowiedzialnego za tzw. chórki), a Kobor jedynie towarzyszył mu drugim głosem. Większość jednak czekała na ten jeden, jedyny utwór. Ikoniczna Gyöngyhajú lany, czyli Dziewczyna o perłowych włosach zakończyła występ. I też pojawiła się w oryginalnym entourage’u, bowiem wstęp do kompozycji stanowił fragment klasyka SBB, Memento z banalnym tryptykiem. Ech… choćby dla tych dwóch niecodziennych chwil, które mogą się już nie powtórzyć, warto było zobaczyć Omegę. Piękny koncert, który pokazał, że rock wiecznie żyje i można go grać na wielkim poziomie nawet jeśli instrumenty na scenę wnosi się już 55 lat…
Setlista: Intro: Marsz Radetzkiego (Johann Strauss); Életfogytig rock and roll; Babylon; Egy életre szól; Ne legyen; Napot hoztam, csillagot; Egy lány nem ment haza; Éjféli koncert; Kötéltánc; Ballada a fegyverkovács fiáról, Bűvész, Dziwny jest ten świat; Tízezer lépés; Régvárt kedvesem; Hajnali óceán; Mozgó világ; Metamorfózis II; A kereszt-út vége; Léna; Gyöngyhajú lany.