Minionej środy w krakowskim klubie W Remoncie zagrali reprezentanci europejskiej sceny ambientowej: Emerge (Niemcy), B°Tong (Szwajcaria) i Limited Liability Sounds (Polska). W odróżnieniu od wcześniejszych występów trójki wykonawców w ramach europejskiej trasy koncertowej, porządek wieczoru w grodzie Kraka został zmieniony zgodnie z oczekiwaniami przybyłej nań garstki wielbicieli gatunku ambient. Muzyka ukrywającego się pod nazwą LLS Adama Mańkowskiego rozbrzmiała w ostatniej części wieczoru, zamykając tym samym niniejszy event. Łódzki artysta-samouk, podobnie jak i pozostali dwaj twórcy, przygotował jednoczęściowy set. Złożyły się nań nieskażone, jak w przypadku projektu Extreme Agony, zgrzytliwym noise’em tematy muzyczne o mrocznawym jak ślepe zaułki poprzemysłowego miasta i na wskroś nietanecznym i elektronicznym jak jednocyfrowa dyskografia Insomnii brzmieniu. Spowity mrokiem i przygarbiony nad konsoletą solista-instrumentalista generował za pomocą mediów elektronicznych – syntezatora modularnego i samplera – nieprzeniknione jak czerń greckich oliwek trzewne drony, które umajał również dźwiękami muzyki otoczenia pochodzącymi z górnych rejestrów, tj. wszelkiego rodzaju trzaskami, praskami oraz stuk-pukami.
Niespełna godzinny występ LLS poprzedziły dwa inne: Emerge i B°Tong. Pierwszy z nich wydawał się raczej nieprzystępny i poniekąd mniej interesujący w odbiorze, gdyż zdominowały go nadzwyczaj suche, szorstkie i dysharmoniczne eksperymenty dźwiękowe spod znaku noise’u. Z uwagi na to, iż nie jestem wielkim miłośnikiem ultra-hałasu w muzyce, kompleksowa stylistyka ambientowa, w jakiej utrzymany był występ drugiego z „koncertantów”, B°Tong, okazał się błogosławieństwem dla mych strudzonych miejskim zgiełkiem uszu. Owóż to ten właśnie gig zrobił na mnie największe wrażenie, jakie wzmacnia do dziś zakupiona w dniu koncertu nader ciekawa płyta Szwajcara Hostile Environments. W trakcie samego występu B°Tong, podobnie jak kreując muzykę studyjną z wymienionego wyżej albumu, oprócz wszechobecnych w jego twórczości wypruwających kiszki dronów, wykorzystywał naturalistyczne efekty dźwiękowe: cykanie świerszczy, krakanie wron czy też bardziej odstręczające na co dzień odgłosy wymiotów. Bez obaw, odruchu wymiotnego podczas wieczoru z muzyką otoczenia nie zaobserwowałem ani u siebie, ani u przybyłych nielicznie na wszystkie trzy koncerty amatorów ambientu, co może oznaczać tylko tyle, że obeszło się bez dosłownych odniesień do cytatów z wypowiedzi muzycznych jednego z występujących tego wieczoru artystów.