Ze względu na to, że koncert Ghost był dwukrotnie przekładany, fani muzyków musieli wykazać się nie lada cierpliwością, żeby zobaczyć swoich ulubieńców w Warszawie. Na szczęście to, co zaserwowali im Szwedzi z nawiązką wynagrodziło to oczekiwanie.
Koncert rozpoczął się kilkanaście minut przed wejściem muzyków na scenę, gdy techniczni odkryli instrumenty, scenografię i odpalili kadzidła znajdujące się po bokach sceny. Publiczność wybuchła, gdy na scenie pojawiła się tajemnicza grupa złożona z Papy Emeritusa III i jego Bezimiennych Ghouli. Muzycy nie próżnowali i zaraz na wstępie odpalili pierwszą petardę – „Spirit”, po którym popłynęły dźwięki „From the Pinnacle to the Pit” oraz „Stand by Him”. Cały set składał się z 15 przekrojowych numerów, z których większość została chóralnie odśpiewana przez licznie zgromadzoną publiczność.
Technicznie było bardzo dobrze. Papa Emeritus się nie oszczędzał, a gitarzyści biegali po scenie prezentując ciekawe solówki i riffy. Artyści umiejętnie prześlizgiwali się po kolejnych gatunkach muzycznych – było sporo hard rocka, trochę heavy metalu, trashu, ale też były momenty spokojniejsze. Wbrew temu, jaki wizerunek sceniczny przyjmuje zespół, najmocniejszych odmian metalu było niewiele.
Nie tylko muzyka była tego dnia ważna. Artyści stworzyli na scenie niesamowity klimat, który sugeruje, że zamiast mówić o koncercie powinniśmy raczej używać słowa „spektakl”. Papa Emeritus i jego mroczna ekipa co chwilę prezentowała nowe konwencje. Było szatańsko, było dostojnie (sceny jak z „Upiora w Operze”), ale momentami było też „śmiesznie” (w stylu Jokera). Całe widowisko stanowiło misternie zaplanowane show, ale mimo wszystko udało się pokazać artystom również sporo luzu, a Papa Emeritus robił wszystko, żeby nawiązać kontakt z publicznością. Szkoda tylko, że poza śpiewem pod samą sceną niewiele się działo, a młynki i ściany śmierci były raczej wyjątkiem niż prawidłowością.
Podsumowując, zespół Ghost udowodnił, że ma bardzo ciekawy pomysł na image, który sprawdza się szczególnie dobrze podczas występów na żywo. Dokładając do tego bardzo porządne granie otrzymujemy przepis na porywający spektakl, który nawet najwybredniejszych fanów rocka znudzić nie powinien.