Uświetniły je dwie formacje – tarnowski AnVision i śląska Osada Vida. Frekwencyjnych kokosów nie było, choć trzeba przyznać, że ta cykliczna impreza systematycznie przyciąga coraz liczniejsze grono nowych słuchaczy. No a poza tym, odbywa się zawsze w bardzo przytulnej, nowoczesnej sali i jest organizacyjnie bardzo solidnie „zapięta”.
Z małym, akademickim poślizgiem rozpoczęło AnVision. Muzycy mieli przyjechać do Łodzi z długo oczekiwanym drugim pełnowymiarowym albumem zatytułowanym New World. Niestety, nie udało się, choć muzyka z niego wybrzmiała. Pojawiły się Private Paradise, Around The Corner oraz kończący występ, zagrany na bis, dobrze już znany tytułowy New World. Samą kompozycję artyści zadedykowali zmarłemu w tym roku przyjacielowi zespołu, Grzegorzowi Krakowieckiemu. Występ zdominowały oczywiście kompozycje z Astral Phase na czele z porywająco wykonanym na koniec głównego seta Mental Suicide, bardzo ciepło przyjętym przez zebranych. Tarnowianie ze swoim progresywnym rock metalem z domieszką hard’n’heavy wypadli naprawdę przekonująco, z dużym feelingiem i luzem. I choć część muzyków do młodzieniaszków już nie należy, widać było sporą przyjemność z grania. Tak po prostu… dla siebie i dla tych, którzy cenią ich granie.
Gwiazdą wieczoru była Osada Vida startująca już z nieco innej, niż AnVision pozycji. Grupa ma za sobą w tym roku bardzo prestiżowy występ na Metal Hammer Festival przed liczną „spodkową” publicznością, a ponadto kilka płyt cenionych i zauważonych nie tylko w naszym kraju. Niestety, występ przygotowany od strony wizualnej bardziej profesjonalnie (urozmaicone oświetlenie skomponowane z koncertowymi „dymami”) nie porwał. Nie porwał, mimo iż muzycy oparli go przede wszystkim o numery z dwóch ostatnich, bardzo udanych krążków The After-Effect i Particles, prezentując tak nośne numery jak King of Isolation, Sky Full of Dreams, Haters, czy Stronger (tak na marginesie – po raz kolejny już oglądając Osadę zamyśliłem się, jak ogromną stylistyczną przemianę przeszła ta grupa na wspomnianych dwóch płytach i wraz z ważnymi zmianami personalnymi).
Na początku zaszwankowało brzmienie i w pewnym fragmencie Sky Full of Dreams odniosłem wrażenie, że muzycy kompletnie się rozjechali. Zabrakło pewnie trochę tak potrzebnej interakcji. Marek Majewski, wokalista Osady, i przychodzący mu w sukurs basista Łukasz Lisiak starali się jak mogli ożywić atmosferę, jednak niewiele to pomogło. W tym kontekście najbardziej zaintrygować musiały dwa momenty – absolutna premiera ich nowego numeru Drowning Man, który wydaje się naturalnym rozwinięciem muzycznych poszukiwań z dwóch ostatnich płyt, i wykonanie zawsze arcyciekawego w ich wersji Metallikowego coveru Master Of Puppets.