Mimo że Irlandczycy odwiedzają nas regularnie i przy każdym tournée serwują w Polsce kilka koncertów ich występy cieszą się niesłabnącym powodzeniem. Nie inaczej było i tym razem w warszawskiej Progresji, której duża sala w sporej części została wypełniona. Muzycy przybyli promować wydany w tym roku krążek Helios / Erebus i dlatego też na nim oparli swój set. Wybrzmiało z niego aż pięć kompozycji – faktycznie najlepszych w zestawie: Agneya, Pig Powder, Vetus Memoria, Centralia i oczywiście utwór tytułowy, który pomieszczony gdzieś w połowie koncertu zabrzmiał znakomicie i idealnie oddał aktualny obraz twórczości GIAA. To niesamowite operowanie klimatem połączone z dużą dozą agresywnego, rockowego żaru i intrygującymi wokalizami Torstena Kinselli. Koncertowe wersje nowych utworów jeszcze mocniej zbliżyły mnie do tego albumu, który faktycznie jest dziełem ze wszech miar udanym. Vetus Memoria w swojej rzeźnickiej drugiej części wbijał w ziemię, z kolei Pig Powder skłaniał do zadumy.
Bo tradycyjnie już ich instrumentalna muzyka, wrzucana niemalże przez wszystkich do postrockowej szuflady (czego sami muzycy ponoć nie lubią) sporymi fragmentami wprowadzała zebranych w swoisty motoryczny trans, by za chwilę otulić ich wyjątkową, jesienną nostalgią i smutkiem. Sam koncert pokazał ich od bardziej gitarowej strony, choć rola elektroniki - za którą odpowiadał największy przystojniak wśród nich (oblegany przez to nieprzypadkowo po koncercie przez piękniejszą część publiczności) Jamie Dean - jest w dalszym ciągu kluczowa. Wspomniany Dean był też najbardziej rozgadany, sypiąc do publiczności mnóstwo ciepłych słów.
Oprócz nowości wybrzmiało też trochę piękniejszych staroci, takich jak Shadows, Fragile, Forever Lost czy zagrany na bis magiczny Suicide by Star. Niby nic wielkiego na scenie nie robili, a jednak większość słuchała ich jak zahipnotyzowana. Cóż, tacy już są - bez wielkiego gwiazdorstwa potrafią oddać sporo muzycznych emocji.
Przed gwiazdą wieczoru niespełna 40 – minutowy set zagrała gdańska formacja Spoiwo, która w tym roku wydała swój debiutancki album Salute Solitude, rezenzowany zresztą w naszym serwisie. I zaprezentowała się naprawdę udanie. Ich postrock wypadł jeszcze bardziej przekonująco, niż na albumie, soczyście i przestrzennie, a oni sami zaintrygowali… częstymi zmianami przy instrumentach i przykuwającą uwagę Simoną Jambor przy klawiszach. Rośnie nam naprawdę kolejne silne ogniwo na postrockowej scenie.