ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

09.06.2015

Asymmetry Festival dzień 3. Klub Firlej, Wrocław, 3.05.2015

Asymmetry Festival dzień 3. Klub Firlej, Wrocław, 3.05.2015 Sleeping Bear, Helms Alee, Ocean, Torche, Russian Circles, Petrels

Niewdzięczne zadanie otwierania o 18 (z minutami) trzeciego dnia zacnego festiwalu, przypadło formacji Sleeping Bear z Ukrainy. Ten dzień odbywał się pod szyldem postrocka/postmetalu i w postrockowej stylistyce kapela się porusza. Instrumentalna muzyka Sleeping Bear jest bardzo starannie zaaranżowana i bardzo typowa dla tego, raczej wyczerpującego swoją formułę gatunku muzycznego. Dłuższe, spokojne kompozycje instrumentalne oparte na wyrazistym, transowym basie i plamach/pasmach/mgławicach dźwięku pochodzącego z przetworzonych gitar mogą się podobać, ale mogą też nużyć, jeśli się słyszało takiej muzyki sporo przez 20 lat. Gitary toną w echach i pogłosach, nieco zbyt często popadając w długie tirlitirli, nastrój momentami osiąga niebezpiecznie patetyczny wyraz, ale generalnie to właśnie wyrazu brakuje dzisiejszemu postrockowi, w tym i produkcjom Sleeping Bear. Przyjemna muzyka bez własnego idiomu, takie jest moje wrażenie, ale zespół jest dopiero na początku swej kariery i być może znajdzie to swoje „coś”, co jak wiadomo nie jest łatwe w czasach muzycznej nadprodukcji.

O wiele ciekawiej wypadło trio Helms Alee, prezentujące bardziej eklektyczną formułę – postmetal, ale też i progrockowe łamańce. Zespół z Seatle prezentuje się na koncercie równie dobrze jak w studyjnych nagraniach – damska sekcja rytmiczna nie głaszcze swoich instrumentów – przeciwnie –  panie rasowo dają czadu tworząc muskularny podkład dla brzęczącej przestrzennej gitary. Gitarzysta potrafi czarować misternymi arpeggiami, ale i przywalić na odlew też umie. Wszyscy troje śpiewają, a wokale są równie zróżnicowane jak sama muzyka – od growlingu do misternych wielogłosowych chórków. Mimo dużego zróżnicowania stylistyki, tempa, nastroju i dynamiki całość jest bardzo przekonywująca, zgrabnie poskładana i podana z wielkim zaangażowaniem i energią. Połamane kompozycje nie sprawiają wrażenia wysilonych, muzycy są świetnie ograni i zgrani. Duże wrażenie robi perkusistka spiewająca piosenkowe linie melodyczne, jednocześnie grając w bardzo rockowy sposób na swoich bębnach. Definitywnie Helms Alee jest wart uwagi, a jest to dopiero początek ich artystycznej drogi.

Dalej scenę objął we władanie Ocean – zespół już  we Wro (i na Asymmetry) bywały. Ciekawy przypadek tzw. postmetalu, nie do końca moja filiżanka herbaty, ale trzeba przyznać że ten skład ma swój patent i duże doświadczenie. Na  pewno może się podobać duże zróżnicowanie motywów i dynamiki, ciekawa instrumentacja kompozycji i sprawność poszczególnych muzyków. Tym razem Ocean zaserwował nam instrumentalne wersje kompozycji z ostatniego albumu Pelagial i to (że instrumentalne) zaliczam również na plus, gdyż maniera wokalisty mnie nie przekonywała kiedy widziałem zespół poprzednim razem. Można by określić ich muzykę jako „metal napompowany przestrzenią”. Ocean jest niemiecką kapelą i gra już ponad 10 lat – te dwa fakty doskonale tłumaczą dopracowane wykonanie i doszlifowane brzmienie. Fajnie było ich posłuchać, profesjonalizm imponuje, ale trudno czasami było uniknąć wrażenia że obcujemy z produktem – niszowym i alternatywnym, ale jednak produktem. Może nie dla każdego to jest zarzut, muzyka na żywo ma swoja magię i dla mnie prawie zawsze przewyższa ładunkiem emocji nagrania, jednak osobiście preferuję surowszą energię i większą dozę swobody / improwizacji / niedoskonałości.

Za to kolejny band – Torche z Miami, bez wątpliwości nie stracił kontaktu z sowizdrzalskim feelingiem alternatywy. Choć i ich propozycja nie leży w moich zwykłych gustach, to jednak radość grania i surowa energia przykuła moją uwagę. I nie tylko moją, Torche zgromadziło dużą publikę (jak na firlejowe warunki) i wzbudziło duży entuzjazm. Muzyka zespołu zakorzeniona jest w stoner/sludge metalu, ale myślę że prawdziwym  rdzeniem ich stylistyki jest crossover –  punkowy sarkazm pożyczający środki wyrazu od romantycznych metali. Dwóch muzyków skupia na sobie uwagę – basista Jonathan Nuñez, w zasadzie -- nieśpiewający frontman, emanujący pozytywnym drivem, archetypiczny corowy basita i Steve Brooks – spiewający gitarzysta, nieco z boku, ale ewidentnie centralna postać zespołu. Torche przywraca wiarę w niekoturnowy metal i niemizdrzący się punk. Tylko tyle i aż tyle.

Russian Circles – tak się zwą niekwestionowani (zasłużenie) gwiazdorzy tego dnia i wydaje się, że w ich muzyce skupiło się większość wątków prezentowanych przez poprzedników. O ile Ocean można nazwać zespołem post metalowym, to chicagowski RC jest ultra post-metalowy, po prostu jest to różnica skali zaadoptowania idiomów postrockowego i metalowego. Trio emanuje siłą i energią, jednocześnie wytrzymując wielominutowe ambientowe dryfy. Prawdziwie schizofreniczna muzyka XXI wieku. Nie bez kozery przywołuję ducha King Crimson, jest on obecny w tych dźwiękach, bezkompromisowo testujących granice wytrzymałości słuchaczy na dysonanse, powtarzalność, ciśnienie ściany dźwięku, monotonię itp Ci goście mają swoją banię – to refleksja rodząca się w pierwszych kilkunastu minutach dronowego wstępu i nie opuszczająca nas przez cały koncert. Czy muzyka Russian Circles jest jakoś specjalnie skomplikowana? Nie. Ona jest po prostu maksymalnie odczuta, jest wizją przekutą w dźwięk. To, co chciałyby o sobie usłyszeć inne post-rockowe/metalowe zespoły jest prawdą dla tych gości. Zdziwiłem się że na sali przed ich koncertem zrobił się taki tłok, ale szybko zrozumiałem że to jest zasłużenie popularna, „kultowa” formacja, której koncert zabiera w prawdziwą, hipnotyczną podróż. Oczywiście, nie dało się uniknąć pewnej dawki patosu i monotonii, ale to jest wpisane w gatunek i trzeba to wziąć na klatę. Russian Circles na szczęście potrafii nieźle młócić i grając we trójkę zmiata z powierzchni globu wiele liczniejszych załóg. Czyli, że się podobało.

Kończący festiwal występ Petrels musiałem już sobie podarować, podobno było ładnie i postrockowo.

I tak zacny festiwal dobiegł końca i w sytuacji skromnego budżetu zapewnił konkretną dozę dobrej niezależnej muzyki. Duża zasługa organizatorów w dobrym doborze uczestników line-upów poszczególnych dni. Każdy z nich miał swój rys, ale nie było monotonii. Do zobaczenia za rok, kiedy Asymmetry wróci być może do pełnej mocy.

 

Zdjęcia:

Asymmetry 2015 - Torche, foto: Grzegorz Kaczmarek Asymmetry 2015 - Torche, foto: Grzegorz Kaczmarek Asymmetry 2015 - Torche, foto: Grzegorz Kaczmarek Asymmetry 2015 - Torche, foto: Grzegorz Kaczmarek Asymmetry 2015 - Torche, foto: Grzegorz Kaczmarek Asymmetry 2015 - Russian Circle, foto: Grzegorz Kaczmarek Asymmetry 2015 - Russian Circle, foto: Grzegorz Kaczmarek Asymmetry 2015 - Russian Circle, foto: Grzegorz Kaczmarek Asymmetry 2015 - Russian Circle, foto: Grzegorz Kaczmarek Asymmetry 2015 - Russian Circle, foto: Grzegorz Kaczmarek Asymmetry 2015 - Russian Circle, foto: Grzegorz Kaczmarek Asymmetry 2015 - Russian Circle, foto: Grzegorz Kaczmarek Asymmetry 2015 - Russian Circle, foto: Grzegorz Kaczmarek Asymmetry 2015 - Russian Circle, foto: Grzegorz Kaczmarek
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.