ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

wywiady

03.11.2014

"Kluczem do sukcesu są odlotowe koncerty" - wywiad z zespołem KONGOS

Zespół KONGOS to jedno z największych mainstreamowych odkryć tego roku. Grupa złożona z czterech braci pochodząca z Republiki Południowej Afryki gra muzykę z pogranicza rocka alternatywnego, indie, popu i bluesa ze szczyptą tradycyjnego kwaito. Mimo, że pierwszy album wydali już w 2007 roku to ogromną popularność przyniósł im dopiero singiel „Come With Me Now”. Chłopaki przyjechali do Polski jako support podczas koncertu One Republic, a nam udało się chwilę z nimi porozmawiać tuż przed koncertem. W rozmowie udział wzięli:
Jesse Kongos (perkusja, wokal)
Daniel Kongos (gitara, wokal)
Dylan Kongos (bas, wokal)
Johnny Kongos (akordeon, klawisze, wokal)

Konrad Siwiński [Artrock.pl]: Cześć chłopaki. Fajnie, że znaleźliście chwilę, żebyśmy mogli pogadać. To Wasz pierwszy raz w Warszawie? Mieliście czas, żeby się rozejrzeć po okolicy?

Jesse: Niestety nie. Planujemy obejrzeć miasto po koncercie, a na razie mieliśmy okazję obejrzeć sobie tylko parking (śmiech). No i jeszcze park z takim dużym pomnikiem – całkiem ładny!

KS: Wasza historia jest niezwykle ciekawa. Jesteście braćmi i stworzyliście zespół, który odniósł międzynarodowy sukces. Opowiedzcie trochę o swoich początkach. Jak zaczęła się Wasza kariera?

Daniel: Pochodzimy z bardzo muzykalnej rodziny. Każdy z nas uczył się gry na pianinie, bo taka edukacja była w naszym domu podstawą. Gdy byliśmy trochę starsi, w wieku nastoletnim, uznaliśmy, że warto sięgnąć po coś jeszcze. Czasem razem jamowialiśmy, a także pojawiły się marzenia o wspólnym graniu. Do tego chcieliśmy poszukać sposobu, który pozwoli nam uniknąć „prawdziwej pracy”! Tak powstała grupa KONGOS. Zaczęliśmy grać koncerty, tworzyć muzykę w Phoenix, a 12 lat później jesteśmy zespołem, który zaczął zarabiać trochę kasy.

KS: Czyli najpierw chcieliście założyć zespół i dopiero później ustaliliście kto po jaki instrument sięgnie?

Daniel: Właściwie to nie. Nie wiedzieliśmy, że będziemy razem grać. Każdy z nas chciał coś tworzyć, ale nie sądziliśmy, że uda nam się razem współpracować. Jesse od dzieciństwa lubił perkusję, Dylan i ja kochaliśmy gitary, a Johnny pozostał wierny klawiszom. Zespół powstał znacznie później, początkowo było to tylko luźne granie. Pierwszy album stworzyliśmy w 2007 roku i wtedy poczuliśmy, że mamy szansę na międzynarodową karierę.

KS: A moglibyście jednak wyjaśnić jak to się stało, że stworzycie zespół w RPA, a za kilka lat siedzicie w garderobie przed koncertem w Warszawie?

Jess: W dużym skrócie. Zaczęliśmy na poważnie grać będąc w USA, w Phoenix, ale faktycznie miejscem, gdzie zyskaliśmy popularność było RPA. Wysłaliśmy kilka singli do stacji w tym kraju i zaczęła nas grać największa rozgłośnia. Popularność zyskaliśmy w jedną noc. Nagraliśmy album, zaczęliśmy go promować, a potem chcieliśmy z nim trafić do odbiorców w Stanach. Tu trwało to znacznie dłużej. Jedna, może dwie stacje zaczęły nas grać, potem kolejne, aż w końcu nasze utwory zaczęły pojawiać się na całym świecie. Co ciekawe Polska jest krajemy, w którym nasza muzyka wydaje się niezwykle popularna. Nie mam pojęcia jak to się stało.

KS: A powiedzcie szczerze. Czy łatwiej grać w zespole będąc rodzeństwem? Potraficie oddzielać życie prywatne od kariery?

Daniel: Wiesz, w sumie to nie mamy doświadczeń w innych grupach, ale sądzę, że mimo wszystko łatwiej się dogadać, gdy masz w zespole tak wyjątkową więź.

Dylan: Chociaż Johnny i Jessie grali z innymi ludźmi. Nagrywali Acid Jazz, coś na Uniwersytecie. Ale od 2003 jesteśmy w jednym zespole i pracuje nam się naprawdę fajnie.

KS: Czy Wasz ojciec był dla Was inspiracją? (John Kongos, bardzo popularny muzyk z RPA – przyp.red.)

Daniel: Ogromną! Posłuchaj jego dwóch najbardziej popularnych w Europie hitów „Tokoloshe Man” i „He’s Gonna Step On You Again”. Jest w nich istna mieszanka muzyki afrykańskiej i rockowej. My robimy dokładnie to samo. Tata nas wychował, pokazał nam muzykę, gdy dorastaliśmy i zdecydowanie jest naszą największą inspiracją.

KS: A na bieżąco pomaga Wam w muzycznej karierze?

Daniel: Jak najbardziej. Zawsze gdy coś nagrywamy lub przygotowujemy się do trasy, wpada do nas i jest typowym doradcą – ma świeże spojrzenie, mówi co by zmienił, omawia strukturę utworów.

KS: Jakie inne zespoły, muzycy są dla Was inspiracją?

Johnny: Chyba największy wpływ ma na nas największa obecnie kapela rockowa – Queens Of The Stone Age. Inną grupą, która jest dla nas niejako wyznacznikiem pewnych emocji jest Tinariwen z zachodniej Afryki. Grają taki pustynny blues. Trochę jest to blues, a trochę nie. Coś niezwykłego. A poza nimi oczywiście to, co inspiruje wszystkie zespołu na świecie – The Beatles (śmiech).

KS: W Waszej muzyce jest sporo odniesień do kwaito. Moglibyście opowiedzieć trochę więcej na temat tego gatunku?

Daniel: O fajnie, że o tym wspominasz. Najwięcej jest tego w „Come With Me Now” i „Hey I Don’t Know”. Kwaito to taka południowoafrykańska muzyka elektroniczna. Trochę wolniejszy house z zarysowanym groovem. Chociaż też nie jest tak, że jak słuchasz naszych utworów to krzykniesz „O, to jest kwaito!”. Do naszej muzyki trafiły tylko pewne elementy.

Johnny: Wiesz, house to zazwyczaj około 120-130 bpm. W kwaito maksymalnie gramy z tempem około 105 bpm. To bardzo wolno jak na ten typ muzyki. Do tego dorzucamy elementy reagge i hip hopu. W efekcie powstaje coś kompletnie szalonego, ale nam ta stylistyka jest dość bliska.

KS: Wasz największy hit „Come With Me Now” został wykorzystany w trailerze „Holy Motors”, a także był oficjalnym utworem WWE Extreme Rules PPV (event wrestlingowy – przyp. red.). Moglibyście opowiedzieć jak to się stało?

Daniel: Ciekawe pytanie! Wiesz, prawda jest taka, że ludzie, którzy oglądają wrestling to zupełnie inne osoby niż te, które sięgają po francuskie kino artystyczne, jakim jest Holy Motors. To właściwie pokazuje jak różnie można odbierać nasz singiel. Z jednej strony jest to utwór inspirujący undergroundowych twórców, a z drugiej strony może być potężnym rockowym, rozrywkowym uderzeniem.

KS: Lunatic jest albumem bardzo zróżnicowanym gatunkowo – indie, folk, rock, blues, rock’n’roll itd. Czy planujecie w przyszłości ukierunkować się w stronę jednego gatunku, czy raczej wciąż będziecie eksperymentować?

Jesse: Od początku naszej działalności mamy wiele inspiracji – od Boba Marleya, przez The Beatles, muzykę afrykańską, po operę i klasykę. A jak robisz pop i rock to nie warto wyznaczać dodatkowych granic i barier. Trzeba też pamiętać, że mamy w zespole czterech równorzędnych kompozytorów i gdy chcemy coś nagrać to każdy dorzuca coś od siebie. Znacznie ciekawiej nam się pracuje, gdy tworzymy 12 utworów bardzo zróżnicowanych. Zresztą nie chciałbym słuchać 50 minut takiej samej muzyki. Wydaje mi się, że podobnie zachowują się obecni słuchacze. Oni jednego dnia potrafią słuchać popu, hip hopu, rocka i country. Do takich osób też chcemy skierować naszą muzykę.

KS: W obecnych czasach konsumenci preferują ściąganie muzyki za darmo, niż kupowanie. Wytwórnie narzekają na stratę w dochodach, a gdzieś między nimi są artyści, którzy próbują zarabiać na sztuce. Jakie jest Wasze zdanie o obecnym rynku muzycznym?

Johnny: Muzykę ściągają dzieciaki, takie jak my, przez co życie artysty faktycznie nie jest łatwe. Ale nawet legalne serwisy niewiele dają. Tak jak na przykład Spotify – płacisz mało, a słuchasz czego chcesz. Trudno więc przekonać ludzi, żeby muzykę kupili, ale nie ma problemu w przekonaniu ich, żeby przyszli na koncert. Nie możesz go ściągnąć, to zupełnie inne emocje. Wydawana muzyka pewnie pieniędzy nie przyniesie, ale są inne możliwości, żeby zarobić pieniądze – ludzie przyjdą na koncert, kupią koszulkę. Ściąganie muzyki to nie koniec świata.

Daniel: Też tak sądzę. Wytwórnie znajdą sobie sposób, żeby zarobić kasę. Jakoś ją od ludzi wyciągną. Świat się zmienia i każdy musi sobie radzić. Na tym polega postęp technologiczny.

KS: To jakie mielibyście rady dla młodego zespołu, który chce rozpocząć muzyczną karierę?

Daniel: Nie myślcie, że zarobicie na płytach! (śmiech)

Johnny: Przez lata oddawaliśmy naszą muzykę za darmo. Ważne było dla nas, aby ludzie usłyszeli o muzyce, aby się do nas przywiązali. Dopiero potem zaczęliśmy myśleć, jak na muzyce zarobić, jak ją sprzedać. W naszym wypadku kluczem do sukcesu są odlotowe koncerty.

Jesse: Tak, jeśli nie chcesz skończyć robiąc muzykę do reklam, to jedynym wyjściem są koncerty. To najlepszy sposób na zarabianie pieniędzy. Nieważne jaki gatunek będziesz grał. Pamiętaj, żeby zadbać o możliwość prezentowania muzyki na żywo.

KS: Jakie macie plany na przyszłość?

Johnny: W międzyczasie nagrywamy trochę nowych utworów, ale głównie jeździmy po świecie. Koncerty i jeszcze więcej koncertów. W następnym roku zagramy tour jako headlinerzy w USA, w Meksyku i w Ameryce Południowej. Na pewno wrócimy też do Europy.

KS: Czym nas zaskoczycie podczas dzisiejszego koncertu?

Jesse: Będzie czterech facetów na scenie, dużo energii i … całkiem wypasione światła!

Johnny: Dokładnie. Zazwyczaj, gdy jesteś supportem to nie możesz poszaleć z produkcją koncertu. One Republic są świetni i pozwolili nam dowolnie wykorzystać ich oświetlenie, będzie więc dużo efektów…

Dylan: Tak, dużo jasnego światła…

KS: Wrócicie do Polski w przyszłym roku?

Daniel: Na pewno! Jak wspomniał Jesse, Polska jest dla nas bardzo ciekawym miejscem. Gdy czytamy wpisy na naszym Twitterze lub Facebooku to spośród europejskich krajów chyba od Was jest najwięcej. No może jeszcze z Wielkiej Brytanii jest trochę. Także cieszymy się, że darzycie naszą muzykę tak duża sympatią  i obiecujemy, że nie jest to nasz ostatni koncert w Polsce!

KS: W takim razie do zobaczenia i powodzenia podczas dzisiejszego występu!

KONGOS: Dzięki i do zobaczenia.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS ArtRock.pl na Facebook.com
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.