Pod koniec marca ukazał się trzeci album Loonypark, który stał się przedmiotem naszego wywiadu z twórcą zespołu, Krzysztofem Lepiarczykiem.
Mariusz Danielak: Ponieważ to pierwszy wywiad dla naszego serwisu, powiedz proszę trochę o początkach Loonypark. Mimo, że znany jesteś choćby z płyt Liquid Shadow, Nemezis, Meteopaty, czy Padre, to właśnie Loonypark wydaje się teraz twoim najważniejszym muzycznym dzieckiem.
Krzysztof Lepiarczyk: Tak właśnie wydawać by się mogło… I tak chyba jest. Nie zapominajmy jednak o tym, że pracuję nad drugą płytą Padre oraz debiutancką płytą Sticky Hands. O Loonypark pomyślałem w 2006 roku podczas spotkania z Jakubem Grzesło. Szukałem ludzi do projektu i Kuba mi pomógł. Zaprosiliśmy do składu basistę Piotra Lipkę , z którym grałem w Meteopacie, oraz wokalistkę Sabinę Godulę - Zając z Liquid Shadow - mojego pierwszego artrockowego składu. I w takim oto składzie nagraliśmy debiutancką płytę Egoist.
No właśnie. Wszystkie albumy Loonypark krążą muzycznie wokół artrocka, albo jak kto woli rocka neoprogresywnego. Czy wynika to z twoich muzycznych zainteresowań? Taka właśnie muzyka cię inspiruje?
Trudno powiedzieć. Wychowałem się na zupełnie innej muzyce - Queen, Bon Jovi. Później był Genesis, Peter Gabriel. Pewnie coś z tych przesłuchanych kilkukrotnie płyt zostało i słychać je na Loonypark. Loonypark to muzyka, którą czuję i tworzę. Jeżeli klasyfikuje się ją w neoprogu no to widocznie tak jest. Nie chciałbym tego szufladkować. Choć wiem, że fani muzyki ambitnej lubią takie rzeczy. Nie wiem jaka będzie czwarta płyta – a może wiem… (śmiech). Tak, zacząłem już prace nad kolejną płytą. Ale to początki a początki bywają trudne. Lubię muzykę rockową, lubię muzykę klasyczną i filmową – próbuję to wszystko połączyć i wychodzi to, co słychać na płytach Loonypark.
Mam wrażenie, że na Unbroken Spirit Lives In Us twoja muzyka ma więcej, niż na poprzednich krążkach, przysłowiowego feelingu i swobody. Fajniej też dobrane są proporcje między graniem nastrojowym i klimatycznym, a tym bardziej zadziornym i rockowym. Podobnie patrzysz na te albumy?
Minęło kilka lat od pierwszego wydawnictwa. Jeżeli o mnie chodzi to być może kompozycje są bardziej przemyślane. Różnica tkwi w tym, że reszta składu dojrzała do grania takiej muzyki. Poczuli to, bawią się tym. Mają mnóstwo pomysłów. Współpraca z takimi muzykami to sama przyjemność. Rozumiemy się bez słow. Lubię kompozycje zróżnicowane dynamicznie, stwarzające odpowiedni nastrój. Wystarczy puścić muzykę, zamknąć oczy i odpłynąć. To lubię w muzyce i taką ją tworze.
A w jaki sposób powstają kompozycje Loonypark. Czy to, że jesteś klawiszowcem oznacza, że jej pierwsze zręby powstają przy klawiaturze?
Szkice do ostatniego albumu powstały u mnie w pokoju. Zrobiłem je na klawiszach. Zresztą cała partia instrumentów klawiszowych i waltorni nagrana została u mnie w pokoju. To wyróżnia ten album. Szkice wędrują do studia oraz wysyłam je mailowo do chłopaków z sekcji. W studio wgrywamy perkusję oraz bas. Potem zabieramy się za gitary - Piotrek Grodecki to dojrzały artysta. Rockowy gitarzysta, który na tej płycie to potwierdza. Później do studia wchodzi Sabina, która wcześniej pisze teksty. Tak po krótce przedstawia się plan powstawania płyty.
Jak wynikało z zapowiedzi wydawcy Unbroken Spirit Lives In Us miał mieć inny tytuł? Jaki i dlaczego zdecydowałeś się na zmianę?
Początkowo album miał się nazywać Partita i miało być na nim siedem kompozycji… tzw. tańców. Miała być suita barokowa. No i nie do końca mi się to sprawdziło. Być może, gdyby utwory były instrumentalne w odpowiednim metrum to miałoby sens. Nad nową nazwą myśleliśmy przez cały okres sesji nagraniowej. Padło na Unbroken Spirit Lives In Us.
Autorem słów na albumie jest Sabina Godula – Zając. Możesz krótko opowiedzieć jakich wątków dotyka warstwa literacka krążka?
Myślę, że są to bardzo osobiste teksty. Tym bardziej że Sabina pisała je będąc w ciąży. Zresztą same wokale nagrała trzy dni przed rozwiązaniem. Zatem jeżeli chodzi o teksty, to nie chciałbym się tutaj wypowiadać. Odpowiadam za muzykę, a Sabina za teksty. I ją trzeba o to zapytać.
Opowiedz proszę o twojej współpracy z Leszkiem Kostujem, którego dzieła zdobią wszystkie płyty Loonypark.
Z Leszkiem współpracujemy od początku. Szukałem grafiki na okładkę Egoist. Przeszukiwałem Internet i… trafiłem na jego galerię! To było to! Od razu chciałem, żeby któryś z jego obrazów stał się okładką płyty. Udało się. Leszek się zgodził i nasza współpraca trwa do dzisiaj. Zresztą Padre to też jego działka. Mam nadzieję że dalej będę mógł korzystać z jego grafik na kolejnych wydawnictwach.
Dwie ostatnie płyty Loonypark powstały w tym samym składzie. Czy to oznacza, że Loonypark to zespół z krwi i kości, czy jednak raczej projekt Krzysztofa Lepiarczyka?
Do zespołu brakuje tylko jednego - grania koncertów. Ale śmiało możemy nazwać się zespołem. To się czuje, to się wie i słychać to na ostatniej płycie.
To w takim razie, czy jest szansa na te koncerty?
Szansa jest. To znaczy zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby zagrać trasę koncertową. Dostajemy propozycje koncertowe. Najśmieszniejsze, a może najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że większość z nich nie pochodzi z Polski…
Wszystkie dotychczasowe albumy powstawały w odstępie trzech lat. Czy na kolejną płytę Loonypark również będziemy czekać trzy lata? I od razu podsumuj - bo już wspominałeś o tym wcześniej - twoje najbliższe muzyczne plany?
Trudno powiedzieć, jak to się czasowo ułoży – kolejna płyta z pewnością będzie. W tym momencie pracuję nad Sticky Hands – płyta prawdopodobnie ukaże się na przełomie września i października 2014 roku. Robi się też kolejny album Padre. Gramy próby z Polish Mess – poprockowym składem z moimi kompozycjami. Siłą rzeczy kolejny Loonypark musi poczekać. Czy będą to trzy lata? Może uda się wcześniej…
Wywiad przeprowadził Mariusz Danielak.