ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 10.10 - Łódź
- 11.10 - Kraków
- 11.10 - Lublin
- 18.10 - Warszawa
- 19.10 - Chojnice
- 20.10 - Toruń
- 25.10 - Wrocław
- 26.10 - Wschowa
- 11.10 - Warszawa
- 11.10 - Olsztyn
- 12.10 - Warszawa
- 13.10 - Łomża
- 17.10 - Kołobrzeg
- 18.10 - Szczecin
- 11.10 - Warszawa
- 12.10 - Kraków
- 19.10 - Poznań
- 12.10 - Wrocław
- 13.10 - Warszawa
- 14.10 - Gdańsk
- 15.10 - Warszawa
- 16.10 - Poznań
- 15.10 - Kraków
- 16.10 - Warszawa
- 17.10 - Gdańsk
- 18.10 - Warszawa
- 19.10 - Kraków
- 17.10 - Katowice
- 19.10 - Wrocław
- 20.10 - Warszawa
- 21.10 - Kraków
- 22.10 - Gdańsk
- 19.10 - Łódź
- 20.10 - Kraków
- 23.10 - Gdańsk
- 21.10 - Warszawa
- 23.10 - Warszawa
- 24.10 - Gdańsk
- 25.10 - Łódź
- 26.10 - Kraków
 

wywiady

18.12.2012

Marillion: jesteśmy szczęściarzami

Marillion: jesteśmy szczęściarzami Kilka godzin przed ostatnim w tym roku koncertem marillion spotkałem się w garderobie z basistą Pete Trewavasem by porozmawiać o zespole, ludziach z nim związanych i paru ciekawych wydarzeniach z jego historii.

strona 6 z 7

Artrock: No to pytanie z tym związane, a jednocześnie jedyne dotyczące Sounds That Can’t Be Made. Czy trudno jest stworzyć album nr 17 i nie powtarzać się.

Pete: Oj tak, to było naprawdę bardzo trudne. Myślę, że było bardzo trudno. Niepowtarzanie się było tym razem bardzo ciężkie do osiągnięcia. Staraliśmy się inspirować innymi rzeczami. Bardzo łatwo stworzyć nowy materiał, który jest szmirowaty, ale zrobienie czegoś, co jest naprawdę dobre to ciężka robota.  Zajęło nam to sporo czasu i mieliśmy parę kryzysów. Kilka razy zastanawiałem się, czy przypadkiem nie zdecydujemy się by jednak przerwać nagrania, przestać nagrywać i skoncentrować się na koncertowaniu. Bo to była naprawdę bardzo ciężka praca. Wydawała się nam bardzo trudna. No i wiesz, będąc ze sobą 22 lata łatwo komuś czasem nacisnąć na odcisk, powiedzieć coś nie do końca ok., albo sprowokować takie myślenie, że to jednak mocno frustrujące być ciągle w tym samym zespole, z tymi samymi ludźmi, pracować ciągle na podobnych zasadach. Czasem po prostu naprawdę trzeba trochę od siebie odpocząć. Chryste ileż można nagrać płyt, zrobić tras koncertowych. Byliśmy w takim cyklu od ładnych paru płyt. Album, trasa, album trasa. Musieliśmy odpocząć. Zresztą właśnie dlatego zabraliśmy się za Less is more. Wiedzieliśmy, że potrzebujemy przerwy. No ale ostatecznie zdecydowaliśmy, że wracamy do pracy i nagramy to, co miało się stać albumem Sounds That Cant Be Made. Tytuł płyty tak naprawdę jest bardzo istotny, bo naprawdę bardzo się naszarpaliśmy z tym materiałem. Musieliśmy się trochę zrelaksować, zająć czymś innym. Mieliśmy więc trasę z Deep Purple. Potem wróciliśmy do studia i rozpoczęliśmy jamować. Znów przerwaliśmy i robiliśmy marillion weekend. Potem była trasa z zespołem Saaga i dopiero potem znów wróciliśmy do studia i zabraliśmy się za płytę. Było dziwnie, bo zabierając się za nową płytę musieliśmy tak naprawdę unikać pewnych muzycznych pomysłów. Musieliśmy nauczyć się cieszyć z innych wspólnych fragmentów. Trzeba było opanować sztukę wyłapywania i doceniania innych szczególnie ciekawych momentów. Umieć powiedzieć sobie, że to czy tamto stanowi dobry materiał wyjściowy do niezłej piosenki albo do fragmentu jakiegoś dłuższego utworu. Mamy Mike’a (Huntera) niesamowitego gościa, producenta, świetnego kumpla, wielką muzyczną osobowość. Jego obycie w świecie muzycznym, wiedza i muzykalność są fantastyczne. Jest kimś komu możemy zaufać, komu powierzamy nasz materiał do przesłuchania. A on nieraz wyłapie coś, co nas samych nie zainspirowało. Bo to jest tak, że my gramy przez kilka tygodni i zbieramy materiał do porównań, do odrzutu, coś tam na refren, coś na zwrotkę, jakieś mocne momenty Bóg jeden wie do czego się nadające. Mike słucha tego wszystkiego, kataloguje, opisuje, wrzuca na tablicę, a potem na spokojnie dopasowuje i wraca ze słowami w stylu: co Wy na to, by to zestawić z tym, weźcie ten fragment i połączcie z tym momentem, to czy tamto brzmi nieźle, to się nadaje do tego kawałka itp. itd. Tak właśnie powstała Gaza. Jest konglomeratem kilkunastu pomysłów, inspiracji, które w swej naturze były bardzo odległe od zachodniego rock’n rolla, zachodniego sposobu grania. Steve miał teksty, które były próbą empatycznego podejścia do sytuacji dzieci, które utknęły w tym piekle, którym jest Strefa Gazy. Jak tam musi być, jakie to stresujące, no i że świat stara się trzymać od tego z daleka, stara się nie widzieć tego co tam się dzieje, że wygląda na to, że nikogo to nie obchodzi. Cały ten materiał był bardzo delikatnej natury i trochę się obawialiśmy, czy nie wchodzimy w niebezpieczne rejony, że otwieramy puszkę Pandory jeśli tylko nie zachowamy się wystarczająco taktownie. No ale Mike któregoś dnia przyszedł i powiedział jakoś tak: nie wiem panowie jak Wy, ale ja uważam, że coś gubimy. Odrzucamy coś co ma MOC, co jest ważne i ma niesamowitą tożsamość. Osobiście uważam Gazę za takie największe „ciacho” na naszej płycie. I mam nadzieję, że tak właśnie jest. Na każdym naszym albumie jest zawsze jakiś kawałek z najlepszymi momentami, frazami, który sprawia, że dana płyta jest wartościowa. To takie kawałki jak Neverland, Gazpacho, TSE. Zawsze są takie utwory ze szczególnym zębem.

Artrock: No na tej płycie macie jeszcze jeden taki utwór. Ostatni. The Sky Above The Rain.

Pete: O tak. Sky Above The Rain to kawał dobrej muzyki. Zdaje się, że go dziś zagramy.

Artrock: Och mam taką nadzieję.

Pete: W każdym razie musi być tak, że musimy poczuć się dobrze z naszym materiałem, osiągnąć taki stan, w którym zaczyna nas kręcić to co robimy i co zamierzamy zrobić. No i musimy osiągnąć taki stan, że cieszy nas nasze towarzystwo. Bo to jest tak, jak jesteś młody, to trochę tak, jakbyś był członkiem gangu. Super rzeczy do zrobienia, super klimaty, cieszysz się swoją wzajemną obecnością, wspólnym robieniem wszystkiego. Po 22 latach trzeba już jednak trochę popracować, by osiągnąć taki stan zadowolenia. Ale my to potrafimy. Rozwiązujemy pojawiające się problemy i wypracowujemy stan, w którym znów potrafimy być zadowoleni z tego co robimy. A gdy jesteś zadowolony i kreatywny to osiąga się taki stan, że wystarczy, że ktoś coś zagra i reszta z entuzjazmem to podchwytuje i chce nad tym pracować. I to jest super. Ale jesteśmy też dla siebie najbardziej surowymi krytykami. Mark przyszedł ze wstępem do Sky Above The Rain, który jest po prostu genialny. Kawałki takie jak ten są genialne.

Artrock: Proste i genialne

Pete: Tak…zwykle tak jest, że proste rzeczy są najlepsze.

Artrock: Zwróciłem uwagę, że cięgle powtarzasz 22 lata, ale przecież to nie są 22 lata a znacznie więcej. Czy zatem naprawdę czujesz aż tak wyraźną granicę, jakiś próg w waszej karierze dzielący czas Fisha i czas Steve’a 

Pete: Tak. Czy jest jakaś granica, czy jej nie ma to zespół zyskał zupełnie nową tożsamość. Generalnie to myślę, że w naszej karierze są 3-4 istotne…hmm

Artrock: Okresy?

Pete: Tak, okresy, etapy. Ten najbardziej oczywisty to era Fisha. Drugim moim zdaniem byłby hmmmm…

Artrock: Czas EMI?

Pete: Tak. Marillion w EMI, którego kulminacją był album Afraid Of Sunlight bardziej niż Brave. Bo Brave to ten album, kiedy dopiero zrobiliśmy się tacy strasznie zuchwali i uparci w tym na co byliśmy skłonni się zgodzić by EMI z nami zrobiła, zwłaszcza biorąc pod uwagę to co się przydarzyło z Holidays in Eden. Wtedy EMI nadała nam bardziej komercyjne brzmienie. A przy AOS czuliśmy się już dużo bardziej komfortowo pisząc nazwijmy to bardziej konwencjonalne piosenki. No a potem mieliśmy taki okres, gdzie staraliśmy się określić, co robimy dalej. Nie był to szczególnie udany czas dla zespołu. Aż w końcu osiągnęliśmy taki stan, że wszystko zaczęliśmy robić sami począwszy od Anoraknophopii. Radiation to był bardzo ciekawy album. Prawdziwy punkt zwrotny. To co chcieliśmy na nim osiągnąć, to określić się totalnie na nowo. Każdy dźwięk musiał być nowy, każda aranżacja inna niż wcześniej. Wszystko co robiliśmy musiało być nowe i inne. Na Radiation nie wykonaliśmy jeszcze najlepiej tej pracy, ale to doświadczenie pozwoliło nam później zrobić Anoraknophobię, która stanowiła podobny rodzaj podejścia do tworzenia, ale udało się nam to wtedy zrobić znacznie lepiej. Anoraknophobia jest takim albumem jakim miało być Radiation, ale wtedy nam się nie udało.

Artrock: Nie zgadzam się... myślę, że się Wam udało.

Pete: Będę się upierał, że jednak nam się nie udało. Są tam naprawdę dobre utwory, ale cięgle czuję, że można to było zrobić znacznie lepiej.

 

Czytaj na stronie: 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.