Ostatnia płyta „Zadzwońcie po milicję” nie była w stylu, do jakiego przyzwyczailiście fanów do tej pory. Skąd taka zmiana kierunku?
Nagraliśmy 15 płyt, które były wesołkowate, obśmiewały i komentowały tę rzeczywistość na gorąco. I tę 16 płytę z końca ubiegłego roku postanowiliśmy zrobić inaczej. Rzadko się zdarza teraz, żeby zespół nagrywał koncept album. Zwykle jest to zestaw bardziej lub mniej przebojowych piosenek połączonych ze sobą tym, że gra to ten sam zespół. Nie ma myśli przewodniej. W związku, że wywodzimy się z pokolenia stanu wojennego i to nam generał Jaruzelski zabrał Teleranek, czuliśmy potrzebę „złożenia” takiego materiału.
Powróciliście do okresu buntu, ale trochę innego niż ten powszechnie znany z Big Cyca?
Miałem 17 lat, kiedy wprowadzono stan wojenny i byłem jak najbardziej zbuntowanym licealistą, rzucającym kamieniami w ZOMO. Latałem po ulicach Gdańska między czołgami, dlatego czułem, że taki materiał musimy nagrać. To jest płyta, która składa hołd wszystkim podziemnym zespołom lat 80 tych. Kiedy myślimy o muzyce lat 80-tych mówimy głównie o zespołach typu Lady Pank, Perfect, Lombard czy Maanam. Nie oszukujmy się to nie było żadne podziemie. O tym wtedy niewiele się mówiło, ale to były zespoły, które grano w oficjalnym radiu. Trójka była wtedy normalną reżimową stacją, gdzie nadawano obrzydliwe propagandowe audycje. Oczywiście pojawiała się też dobra muzyka, dlatego młodzież tę stację słuchała. Obok tych zespołów był też bardzo ciekawy nurt undergroundowy i szereg zespołów takich jak Karcer, Cela nr3 czy chociażby Miki Mousoleum, które grały moim zdaniem bardzo ciekawą odmianę, takiego podziemnego rocka. Były to też zespoły punkowe i reaggowe i ta płyta przypomina właśnie te kapele.
Kultura niezależna lat 80 tych była i do tej pory jest postrzegana wielotorowo. Mówisz o podziemnych kapelach, ale też istniał nurt bardziej wzniosły…
Tak, ale warto podkreślić, że kultura niezależna lat 80 tych to nie tylko Jacek Kaczmarski i jego ballady czy pieśni. Nie tylko Jan Krzysztof Kelus, którego słuchała cała opozycja i który miał świetne poetyckie teksty. Nie tylko spektakle w kościołach realizowane przez Wajdę i innych reżyserów, którzy nie chcieli wtedy pracować dla telewizji, ale także albo przede wszystkim zapomniany nurt rocka podziemnego, który my odkurzyliśmy.
Jak wyglądał proces doboru, bo niezwykle ciężko było chyba wyszukać nagrania tych kapel na kasetach?
Łatwo nie było. Wówczas nagrywało się na kasetach. Kaseta magnetofonowa była głównym nośnikiem dźwięku i to było niesamowite. Pamiętam, że przegrywałem chyba ze 100 kaset na magnetofonie. To działało jak takie fale, bo kolejne 100 osób przegrywało następne 100 kaset. Nie ma co ukrywać, że po przegraniu takiej ilości kaset, magnetofon się rozpadał. My szukając nagrań, gdzieś po starych, szufladach odkrywaliśmy właśnie takie kasety. To nagrania z podziemnych klubów, gdzie zespoły grały koncerty pod pretekstem próby otwartej. Najważniejsze było ominięcie cenzury, więc pod pretekstem próby robiło się koncert. Wiadomo, że na takie koncerty przychodzili tylko znajomi. To były podziemne koncerty na które nie trzeba było zgody cenzury.
Ta sytuacja w której się znalazłeś, mając 17 lat i późniejsza działalność w RSA, Pomarańczowej Alternatywie i powstanie Big Cyca zbudowane zostały po części dzięki „demokracji ludowej”?
Myślę, że teza mówiąca o tym, że dzięki generałowi Jaruzelskiemu powstał Skiba i Big Cyc jest mocno przesadzona. Nikt nie ma wpływu, kiedy się rodzi. Nie wybieramy sobie epoki historycznej, aczkolwiek jakbym miał wybór to na pewno wolałbym inną, bardziej przyjemną. Urodziłem się w latach 60 tych – czasy rock n rolla, Beatlesów, rewolucji hipisowskiej. Jak miałem 17 lat byłem zbuntowanym licealistą, a gen. Jaruzelski po krótkim okresie karnawału Solidarności, kiedy to panowała w Polsce lekko ograniczona demokracja, wprowadził stan wojenny, ograniczając tym samym wolność. Rozbił swoimi czołgami bramy Stoczni Gdańskiej. Jak ma się 17 lat to niezależnie od epoki jest się zbuntowanym, a kiedy jeszcze widzisz czołgi, ZOMO, wiesz o aresztowaniach, godzinach milicyjnych itd… to jesteś zbuntowany podwójnie i bardzo szybko się angażujesz w działania konspiracyjne.
W jakie się najbardziej zaangażowałeś?
Kolportaż ulotek i kursy druku podziemnego. To było dość zabawne, bo oczywiście pod ziemią się nie drukowało, tylko zazwyczaj w mieszkaniach. Taka drukarnia była tak zorganizowana, że bardzo szybko można było ją przenieść. Jedynym problemem była farba, która strasznie śmierdziała i jak ktoś znał ten zapach to wiedział, że w pobliżu drukuje się ulotki. Bardzo szybko wciągnęły mnie te działania.
Co dla Was było istotne przy składaniu materiału?
Na pewno obiekt muzyczny czyli „podziemne” kasety, choćby wspominanego Miki Mousoleum – zespołu, który w 1984 roku nagrał płytę „Wieczór Wrocławia”. Był to bardzo fajny materiał, który rozchodził się podziemnym sumptem. Z tej kasety pochodzi kilka nagrań, które Big Cyc umieścił na ostatniej płycie. Sam tytuł płyty – „Zadzwońcie po milicję” jest hasłem z happeningu Pomarańczowej Alternatywy. Dodam tylko, że Pomarańczowa Alternatywa to lata 80 -te, kiedy hasła wesołe już nie były. Pojawiały się okrzyki – „chodźcie z nami dziś nie biją” czy „rzućcie pały, chodźcie z nami”.
Ale ironia charakterystyczna dla Was też się pojawia na tej płycie?
Tak, chociażby w nagraniu utworu Celi nr 3 – „Polska”, gdzie narrator mówi „myślę o Tobie całe noce, a w dzień pracuje 300%”. To jest mowa ironiczna. Do tej piosenki jak pewnie większość widziała i słyszała, powstał teledysk. Big Cyc goni ZOMO, ZOMO goni Big Cyca. Warto dodać, że w tym klipie pojawia się wątek współczesny - kibice i kibole. Przy okazji różnych świąt narodowych, kibole angażują się w bójki z policją.
Nagraliście ten krążek ku pokrzepieniu czy może jako pomoc dydaktyczną?
Płyta jest dla mojego pokolenia ciekawą, sentymentalną podróżą w tamte czasy, a dla młodych ludzi ciekawą lekcją historii. Te nagrania dziś niosą energię i prawdę. Chcieliśmy pokazać fascynujące zjawisko kultury niezależnej. Płyta jest uzupełniona o dźwięki o charakterze archiwalnym udostępnione przez IPN. Są to nagrania z nasłuchów milicyjnych, kiedy rozpędzano demonstrację Solidarności. To wszystko połączone z muzyką tworzy niesamowitą atmosferę . Jest to ciekawa lekcja. Umówmy się, że obecnie lekcje historii w szkołach wyglądają raczej nudno. Myślę, że ta płyta może być pomocą naukową dla nauczycieli, którzy będą omawiać czasy PRL-u czy okres stanu wojennego.
Gatunkowo to były dość różnorodne czasy, ale przodowała muzyka buntu, ale też nie wszystkie kapele angażowały się w „walkę bezpośrednią” z systemem?
W tamtym czasie dominującym gatunkiem był punk rock. Większość tych kapel obracała się właśnie w tej muzyce. Były oczywiście też zespoły metalowe, które absolutnie nie interesowały się polityką . Politycznie angażowały się tylko grupy związane z „brudną muzyką”. Zdarzały się formacje jak np. Siekiera, która polityczna nie była, ale prowokowała estetyzmem, rewolucją językową – co oczywiście tez można było nazwać buntem, ale zupełnie innym. Tego typu zespoły czy choćby publiczność Jarocina obracała się plecami do systemu. Nie walczyli i mieli komunę w głębokim poważaniu. Dzięki muzyce chcieli wykroić kawałek, swojego wolnego świata. W tym nurcie znalazł się rodzaj muzyki, który my wygrzebaliśmy i nagraliśmy – Brzytwa Ojca, Karcer, Cela nr 3, Miki Mauzoleum czy Współczynnik Inteligencji. Te kapele już nie istnieją, a niektórzy z muzyków już nie żyją. To był nurt alternatywny, dlatego postanowiliśmy sięgnąć po te nagrania i złożyć hołd tym kapelom.
W latach 80-tych podziały polityczne i społeczne były chyba w miarę czytelne. Dziś to wygląda trochę jak „spagetti”?
Podziały w czasach stanu wojennego były oczywiste, tak jak powiedział dość przewrotnie Jarosław Kaczyński – „że jedni stali tam, gdzie ZOMO, a drudzy tam, gdzie stoczniowcy” Tam podział był jasny. Oczywiście opozycja też nie była moralitem. Tam też były różne nurty – Solidarność Podziemna, Solidarność Walcząca, nurt Pomarańczowej Alternatywy, nurt anarchistyczny, Wolność i Pokój, NZS. To były organizację, które nie zawsze miały takie same poglądy. Wspólnym mianownikiem był dla nich ten sam wróg. Tym wrogiem była komuna i władza. Dziś te podziały są o wiele bardziej skomplikowane. Nie ma takiego prostego podziału jaki niektórzy politycy chcieliby wprowadzić – my i oni, władza i oni. Teraz są wybory demokratyczne, wtedy był zamordyzm. Głosowano tylko na PZPR, bo innego wyboru nie było. Dziś ten wybór masz. O to się walczyło, żeby opozycja siedziała w parlamencie, a nie w więzieniu. To są dwie różne epoki - kiedyś za rozrzucanie ulotek, drukowanie ogłoszeń nieprzychylnych władzy, szło się do więzienia. Dziś można zakładać partie opozycyjne, stowarzyszenia, a to, że są afery i że coś nam się nie podoba to rzecz powszechna na całym świecie.
Zgadza się, ale są afery, które budzą niesmak społeczeństwa ze względu na to, że marnotrawione są w jakimś stopniu pieniądze podatników. Przykładem jest chociażby PZPN? Zarobki niektórych prezesów również mogą wzbudzać niepokój...
Mamy ustrój kapitalistyczny i jeden zarabia 10 tys. inny 5 tys., a ktoś tam 5 zł. To sprawa oczywista. Z tego co wiem PZPN to organizacja niezależna i ustala sobie takie pensje, na jakie ją stać. Przecież takich rzeczy nie będzie ustalała ulica czy kibice. To może nas oburzać, bo PZPN jest kontrowersyjny w tym co robi.
PZPN dostaje dotację od państwa… Ty na nich płacisz, ja… Społeczeństwo! (PZPN nie dostaje dotacji od państwa. Jest organizacją, ktora sama się utrzymuje z własnych środków - przyp.redakcji)
Zgoda, ale też trudno mierzyć politykę i piłkę nożną. Politycy próbują czyścić PZPN. Chyba nie uważasz, że powinny się odbywać demonstrację z powodu pensji Grzegorza Laty? Czy to w ogóle ma sens?
Chodzi o pewną zasadę. Takich przykładów jest pewnie sporo.
Z drugiej strony mamy prawo do manifestacji, więc w listopadzie odbyło się ich aż 23 w samej Warszawie. Mamy w Polsce faszystów, gejów, feministki, prawice, lewice i martwice. Sens w tym żeby nie dać się ogłupić i żeby odróżnić manifestantów od chuliganów. Jeżeli ktoś podpala wozy telewizji to ma to mało wspólnego z manifestacją. A to, że ktoś tam na siebie pokrzyczy to dobrze. Na tym polega demokracja. Nigdy nie będzie tak, że społeczeństwo będzie jednomyślne.
Dlaczego ludzie tak często porównują obecną sytuację do PRLu …?
Nie wiem! Ale faktycznie jest taki trend. Jeżeli ktoś tak mówi, to znaczy, że nie pamięta jak było w PRL-u. Wtedy m.in. były buty na kartki, mięso, wódka, cukier czy masło. Państwo decydowało, że obywatelowi wystarczą dwie pary butów na wiosnę – lato i jesień – zimę. Spróbuj wprowadzić coś takiego teraz! Wtedy można powiedzieć, że jest jak w PRL-u. Oczywiście czasami mówi się to mechanicznie, bo jak jedziesz pociągiem i widzisz brudny kibel lub ów pociąg się spóźnia mówisz – cholera, tak jak w PRLu. Ja też bardzo ostrożnie podchodzę do ludzi, którzy mają gębę pełną Polski, wzniosłych haseł, idei, a później taki gość jedzie samochodem i wywala papier przez okno, albo jedzie z rodzinką po-piknikować nad jezioro i zostawia butelki. Zacznijmy sprzątać od siebie.
Wiele młodych kapel mówi, że kiedyś było łatwiej się wybić. Jakie czynniki decydowały o tym kiedyś, a jak to jest dzisiaj?
Sytuacja jest inna. Za naszych czasów było mniej zespołów. Teraz jest ich bardzo dużo. Kiedyś był kłopot z dostępem do sprzętu muzycznego. Teraz sprzęt kupisz praktycznie wszędzie. Pamiętam, kiedy w Warszawie był jeden, dobry mikrofon. Rozumiesz – 2 mln. ludzi i jeden dobry mikrofon…Teraz jest o tyle gorzej, że jest duża konkurencja, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. W Anglii jest pięć razy więcej kapel i tygodniowo ukazuje się tam 500 płyt, a w Polsce 50. Tam, te znane zespoły są tak dobre, bo musiały pokonać kilka tysięcy innych grup. Jedni mają pomysł i to widać, inni natomiast kopiują pomysły kolegów.
Co dzisiaj jest miarą popularności - skandal czy może cały czas ilość sprzedanych płyt?
Chyba wszystko, ale czy sprzedałeś 10 tys., 50 czy 100 tys. płyt to tylko jedno z niewielu kryteriów, którymi można ocenić czy ty jesteś popularnym artystą czy nie. Wyobraźmy sobie najbardziej popularna płyta z ubiegłego roku miała sprzedaż na poziomie 70 tys., egzemplarzy (Piaseczny/Krajewski). Ich nagrania leciały od rana do wieczora.
To chyba dobrze jak na obecne czasy?
Ten kraj ma 38 mln. mieszkańców. Co to jest 70 tys. płyt? Ja w latach 90- tych sprzedawałem każdej płyty od 100 do 150 tysięcy, a jak był przebój „Makumba” to poszło pół miliona płyt. 70 tys. to jest kpina w ogóle. Jest to dowód na to, że płyta jest tylko jednym z kryterium popularności. Ludzie słuchają na różnych innych nośnikach, a album jest dla prawdziwych fanów, którzy kupując go składają hołd zespołowi i lubią mieć oryginalne płyty.
[rozmawiał Radosław Ząb]
Wywiad udostępniony dzięki uprzejmości Informatora Muzycznego 4871