ArtRock.PL: Cześć Aviv! Jak się masz?
Aviv Geffen: Świetnie, dzięki.
AR: Już ponad rok minął od ukazania się twojego debiutanckiego, anglojęzycznego albumu. Czy był on dla ciebie sukcesem?
AG: Tak, to był naprawdę świetny rok. Jeden z najlepszych. Puszczano moją muzykę często w największych stacjach w Europie, a także supportowałem U2 i Placebo, więc nie mogę narzekać.
AR: Było na tym albumie sporo utworów, które bez problemu nadawałyby się na albumy Blackfield. Jednak nie wszystkie. Czy chciałeś tym albumem pokazać tę swoją drugą stronę szerszej publiczności? Stronę człowieka walczącego o pokój i chcącego powiedzieć coś więcej, niż przeciętny muzyk.
AG: Myślę, że moja historia jest naprawdę wyjątkowo ciekawa. Nie jestem kolejnym rockmanem, który wydaje kolejny album. Na moich solowych albumach, jak i Blackfield, można usłyszeć mój świat.
AR: Umieściłeś na “Aviv Geffen” także jeden utwór z debiutu Blackfield – It’s Cloudy Now. Mam rozumieć, że jest czymś wyjątkowym?
AG: Tak, „we’re a fucked up generation” znaczy wiele dla młodszego pokolenia w Izraelu, a po wydaniu „Blackfield” dla reszty świata. Stała się też jedną z najbardziej uwielbianych kompozycji na koncertach w każdym miejscu, gdzie gramy.
AR: Natomiast okładka “Aviv Geffen” mogła być szokiem dla fanów Blackfield. Myślałem, że twój solowy album będzie skierowany zwłaszcza do nich, a tu…
AG: Mam wiele twarzy. Bycie sexy I granie łagodnych piosenek jest OK.
AR: Kolejnym szokiem mogła być informacja, że nowy album Blackfield dostał nazwę. Dlaczego zdecydowaliście się na tytuł „Welcome to My DNA”? Albo dlaczego w ogóle tytuł? W końcu żyjemy w czasach, kiedy ludzie uwielbiają łączyć trzy albumy w „trylogie”.
AG: Nie jesteśmy pierdolonymi „Gwiezdnymi wojnami”! Dla nas Blackfield to prawdziwy zespół, już nie poboczny projekt. Poczuliśmy, że ten tytuł świetnie współgra z utworami i wierzymy, że jest on naszym „Dark Side of the Moon”.
AR: Również okładka jest wielką zmianą.
AG: W chwili, kiedy zobaczyliśmy tę grafikę, nie mieliśmy wątpliwości, że będzie okładką. Wydaje się częścią piosenek zawartych na albumie.
AR: Powiedz mi jak wyglądały przygotowania tego albumu tym razem.
AG: Zamiast wymiany pomysłów drogą mailową, staraliśmy się być fizycznie w studio. Był to też pierwszy raz, kiedy współpracowaliśmy z prawdziwą orkiestrą.
AR: A gdybyś miał porównać muzykę z trzeciego albumu do pozostałych? Pamiętam, że preferowałeś drugi album od debiutu…
AG: Uważamy ze Stevem, że trzecia płyta jest naszym najlepszym osiągnięciem do tej pory. Potrzeba było dwóch, żeby osiągnąć dokładnie to brzmienie, którego chcieliśmy.
AR: Kiedy słuchałem pierwszy raz “Blackfield II” pojawiła się we mnie obawa, że ta formuła może wkrótce się wyczerpać. Dlatego spytam… czy zdecydowaliście się na jakieś istotne zmiany stylistyczne?
AG: Raczej nie. Daliśmy sobie zupełną wolność. Usłyszysz moje smyczkowe aranżacje i myślę, że w pewnym sensie Steven powrócił tym albumem do swoich wcześniejszych dokonań, jak „Signify”. Chodzi tu bardziej o utwory, a nie długie sola.
AR: Zostawmy Blackfield. Jesteś osobą bardzo popularną w Izraelu, ale reszta świata może kojarzyć ciebie ogólnie jako „faceta, który gra z Wilsonem”. Czy masz przeczucie, że to się zmienia?
AG: Napisałem większość tego albumu. Jestem całkiem popularny w wielu częściach Europy i ciągle przybywa na świecie moich fanów, którzy zaczynają interesować się Blackfield.
AR: Jest jakiś dzisiejszy wykonawca, którego cenisz sobie najbardziej?
AG: Wciąż uważam, że Thom Yorke jest obecnie najlepszym muzykiem.
AR: A czy lubisz inne projekty Steve’a?
AG: Nie jestem wielkim fanem jego eksperymentalnych projektów… Są dla mnie zbyt trudne. Wolę go w Blackfield…
AR: Co planujesz po trasie koncertowej? Może nowy album solowy?
AG: Z pewnością. Także swoją trasę po Europie.
AR: A co z wysyłaniem do świata słowa pokoju?
AG: Jasne! W każdym wywiadzie sprzeciwiam się okupacji. Tel Aviv jest niesamowitym miejscem i nie chcę, żeby ludzie oceniali nas przez pryzmat mediów. Jest wiele osób w Izraelu podobnych do mnie, które myślą inaczej i walczą o to, w co wierzą.
AR: Ostatnimi czasy świat bardzo poruszyła sytuacja w Egipcie…
AG: Myślę, że to historyczny moment dla tego kraju. Był to pierwszy raz, kiedy nowa generacja zaczęła domagać się normalnego życia i myślę, że na nie zasługują.
AR: Słówko na zakończenie dla czytelników ArtRock.pl.
AG: Ja i Steve nigdy nie zapomnimy jak polscy fani wspierali i wspierają nas od czasu pierwszego albumu. Dlatego też podchodzimy do występów w Polsce bardzo poważnie.
[rozmawiał Roman Walczak]
Podziękowania za pomoc dla Łukasza Modrzejewskiego