ArtRock.PL: Choć chciałbym przede wszystkim porozmawiać o teraźniejszości, nie sposób nie zapytać, w pana wypadu, o bogatą przeszłość. Ponad 30 lat na scenie, ogromna ilość nagranych płyt, współpraca z wieloma artystami, tworzenie muzyki do filmu, spora ilość nagród i wyróżnień i wreszcie status kultowej postaci polskiego heavy metalu. Wygląda na to, że zdarzyło się Panu wszystko to, co muzyk może sobie wymarzyć. Czy jednak, z perspektywy czasu, zmieniłby pan coś w swojej muzycznej przeszłości? Wszak pewnie nie zawsze było różowo?
Grzegorz Kupczyk: Bardzo dziękuję za tak miłe słowa (śmiech). Myślę, a nawet jestem pewien, że jeszcze dużo przede mną. Dopóki jest zdrowie, są i chęci. Poza tym, ja naprawdę kocham to co robię. To moje życie od zarania. Zawsze znajdzie się coś, co można z perspektywy czasu zmienić. Na pewno nie wszedłbym w układy z MMP, na pewno inaczej pokierowałbym swoimi sprawami w Turbo, szczególnie w latach osiemdziesiątych.
ArtRock.PL: Wspomniałem przed chwilą o nagrywaniu z innymi artystami i zespołami - żeby wymienić tylko Panzer X, Kruk czy Esqarial. Mnie jednak najbardziej interesuje współpraca z Czesławem Niemenem, który gościnnie wystąpił na debiucie CETI, „Czarna róża”. Proszę powiedzieć jak do tego doszło i jak wspomina pan tę postać?
Grzegorz Kupczyk: Niemen, to postać ponadczasowa. Niepasująca do realiów Polski, nawet jak na dzisiejsze czasy… Polacy są w większości za mali, aby móc szczycić się i docenić takiego artystę jak Niemen. Pamiętam każdą chwilę. Kiedy z Marihuaną zakładaliśmy CETI wymyśliłem sobie, że fajnie by było, gdyby udało się - wtedy jeszcze do projektu „odskoczniowego” - zaprosić Niemena. Nikt nie wierzył, że to się może udać. Bardzo pomogli przyjaciele redaktorzy z Poznania - Krzysztof Wodniczak i Ryszard Gloger. Poznali nas ze sobą i podczas jednego z koncertów Niemena w Poznaniu, Niemen dostał kasetę z naszymi nagraniami. Bardzo mu się to spodobało, no i zdecydował się nagrać swoje partie, a że jak mówiłem wcześniej, bardzo mu się spodobała muzyka CETI, to dodatkowo zaproponował, że chętnie nagrałby jeszcze jeden kawałek – i tak mamy aż dwa numery z Czesławem Niemenem. Bardzo dużo rozmawiali z Marysią. To były wspaniałe chwile.
ArtRock.PL: W CETI, w ciągu tych ponad 20 lat działalności dochodziło do rotacji w składzie grupy. To z pewnością raczej pytanie nie do pana, ale… czy to oznacza, że jest pan trudnym charakterologicznie dyktatorem nie znoszącym sprzeciwu pozostałych muzyków? (śmiech)
Grzegorz Kupczyk: Absolutnie nie! (śmiech) W zespole nie panuje system totalitarny ani dyktatura, jednak musi być ktoś, kto ma zdanie ostateczne. Nie należy brać przykładu z naszego sejmu, senatu czy innych polskich kabaretów politycznych. Poza tym, nie cierpię polskiego, „patologicznego zadziorstwa”, pieniactwa i złośliwości. Do tego dodajmy wielki uraz wobec braku profesjonalizmu - i mamy gotowy pakiet odpowiedzi na to pytanie (śmiech)
ArtRock.PL: Pomówmy o współczesności. Pana ostatnia płyta z CETI „(…) perfecto mundo (…)” to dla mnie absolutnie najlepszy album formacji. Symfoniczny rozmach, niezwykła melodyka… Jednym słowem - rzecz w niczym nie ustępująca światowym produkcjom z tej muzycznej szuflady. Jak dziś patrzy pan na ten album? W dalszym ciągu spełnia pana artystyczne ambicje?
Grzegorz Kupczyk: Tak. Niedawno po dłuższej przerwie sięgnąłem po ten album i muszę przyznać, że szokuje też mnie rozmach tej produkcji (śmiech).
ArtRock.PL: Tak mocno „wytłuszczony” na „(…) perfecto mundo (…)” flirt z muzyką poważną, kontynuowany był na kolejnym przedsięwzięciu CETI – projekcie „Akordy Słów – Rock i Metal Symfonicznie”. Przedsięwzięciu, które zarejestrowane wraz z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Kaliskiej, znalazło się na pięknie wydanym DVD. Oglądając na płycie pana wzruszenie podczas występu domniemywam, że wraca pan do tych chwil z dużym sentymentem…
Grzegorz Kupczyk: Oj tak...
ArtRock.PL: Nie zawsze było jednak tak cudownie. Pamiętam jeden z koncertów trasy promującej „(…) perfecto mundo (…)” – ten kielecki - na którym byłem i na który przybyła ledwie garstka fanów a organizacja łącznie z nagłośnieniem pozostawiała wiele do życzenia. Mimo to wyszedł pan z grupą nie dając po sobie poznać głębokiego zawodu i rozczarowania.
Grzegorz Kupczyk: Na tym polega właśnie profesjonalizm. Fani, którzy dotarli na ten „zamarznięty” koncert - pamiętamy ile stopni było wtedy w sali - zasługiwali na pełen szacun i… wszystko.
ArtRock.PL: Jest pan absolwentem wydziału wokalnego szkoły muzycznej im. Fryderyka Chopina w Poznaniu. Ciekawi mnie, czy w dalszym ciągu profesjonalnie pracuje pan nad głosem?
Grzegorz Kupczyk: Tak, to podstawa. Latka lecą i aby utrzymać kondycję, nie tylko wokalną, trzeba nawet wzmóc ćwiczenia (śmiech).
ArtRock.PL: Lipiec i sierpień macie całkiem pracowite – już w tej chwili w koncertowej rozpisce jest kilka plenerowych koncertów. Czy Grzegorz Kupczyk ma czas na wakacje? I stąd już niedaleko do pytania o to, co pan robi, gdy nie zajmuje się muzyką?
Grzegorz Kupczyk: Muszę mieć czas na wakacje, choćby kilka dni. Muszę odreagować, bo bym zwariował (śmiech). Uwielbiam zwiedzać zamki, pałace, fortyfikacje. Moimi ulubionymi miejscami są zamek Czocha i całe wybrzeże, min. Mierzeja Wiślana, Krynica Morska.
ArtRock.PL: Jaka muzyka dziś pana inspiruje, albo po prostu… czego pan dziś słucha? Znany jest pan z zamiłowania do hardrockowej klasyki? Ale czy tylko „stara gwardia” oraz ewentualnie nowa fala hard & heavy wzbudza w panu uznanie?
Grzegorz Kupczyk: Zawsze klasyka, nic się nie zmienia. Współczesny show - biznes ma mi niewiele do zaoferowania, a klasyka ma się dobrze (śmiech). Są oczywiście niewielkie wyjątki, ale one tylko potwierdzają regułę (śmiech). White Zombie, nowa płyta Slasha…
ArtRock.PL: A jak patrzy pan na współczesny „muzyczny biznes”? Czas „majspejsów”, „empetrójek”, nagminnego ssania muzyki z sieci? Po prostu, znak czasu, czy jednak coś, co wzbudza w panu pewną niechęć?
Grzegorz Kupczyk: Gardzę ściąganiem mp3 polskich wykonawców. Natomiast zachodnich mam w „kadzi”. Nasze złotówki niczego im do kasy i tak nie wniosą, a i oni generalnie mają nas w dupie - brutalna prawda. I znowu powiem, że są pewne wyjątki, ale tylko potwierdzające po raz kolejny znaną regułę, i niech mi nikt tu nie wciska farmazonów o podwójnej moralności. Dopóki zachodni rynek i muzycy, a przede wszystkim i my sami, nie zaczną szanować polskich muzyków, ja będę postępował tak samo. Nie mogę pogodzić się z myślą, że np. Behemoth występuje jako pierwszy przed zachodnimi wykonawcami, w tym przed niektórymi, którzy lata świetności mają już dawno za sobą, i raczej nie widać, żeby coś miało się w tej kwestii zmienić. Behemoth, mając za sobą sukcesy światowe, powinien - nie przeginając pały rzecz jasna - występować najwcześniej jako trzeci zespół, choć nie rozumiem też dlaczego nie mieliby wystąpić pod koniec, np. jako trzeci od końca???. Nasi producenci są posrani wręcz, że przyjeżdża jakiś dupek, aby tylko był z zachodu, nie mając tymczasem żadnego respektu ani szacunku dla polskiego muzyka - to dramat na miarę prawdziwego skandalu. Temat dotyczy nie tylko Behemotha, ale także całej naszej polskiej klasyki.
ArtRock.PL: Pracujecie obecnie nad nowym materiałem. Czy będzie on naturalną kontynuacją stylistyki zawartej na ostatnich wydawnictwach CETI. Czy ponownie pojawią się silnie uwypuklone orkiestracje, czy może ograniczycie się do tradycyjnie rockowego wyrazu albumu? No i kiedy możemy spodziewać się premiery tego wydawnictwa?
Grzegorz Kupczyk: Nie mam pojęcia jaki będzie nowy album (śmiech). Nowy album się tworzy. Nie popełnię błędu jaki zawsze robiło Turbo i nie uczynię żadnych deklaracji, praca trwa, będzie niespodzianka. Jedyne co mogę powiedzieć to to, że CETI na pewno jest i będzie wierne swojemu stylowi i nie popełni „zdrady”. Premiera planowana jest na pierwszą połowę 2011 roku.
ArtRock.PL: Dziękuję za wywiad.
Grzegorz Kupczyk: I ja dziękuję.